Magazyn koscian.net

2009-12-23

Brat od ciszy

Jurij Gagarin, Maanam, Daab, Antonina Krzysztoń, Adam Michnik, Leszek Moczulski, Dalajlama... - co ich łączy? Mnich, benedyktyn, z klasztoru w Lubiniu. - Trochę się działo, nie było nudno... - uśmiecha się Ojciec Jan, mruży oczy i zastyga w pozycji kwiatu lotosu

- No nie, studiowałem filozofię jogi, ale nie praktykowałem systematycznie hatha jogi! Skąd ten pomysł? - pyta Ojciec Jan, poprawiając się w fotelu. Wizja z kwiatem lotosu upada i odbija się głuchym echem po zimnej, klasztornej komnacie. - Nooo, czasami trochę poćwiczę... Kilka asan zrobię... tak dla gimnastyki... - dodaje po chwili, pocierając się po brodzie.

Fakty są takie: siedzi w fotelu w pokoju gościnnym lubińskiego klasztoru. Otacza nas biel ścian, sufit wysoko wygięty w łuk. Zwisa z niego porcelanowy żyrandol z żarówkami imitującymi świece. Naprzeciw - pięć starych zegarów. Stoją raczej niż wiszą. W kącie pianino, przy nim obite skórą dwa krzesła i gierkowski tapczan. Pod wduszonym w grubą ścianę oknem z kratami, dziwacznie przytulone do siebie, sterczą dwa kaloryfery. Zimne. Dalej secesyjna komoda i kanapa obita welurem w morskim odcieniu. Ojciec Jan Bereza siedzi tuż przy drzwiach. Jego czarny habit zlewa się z polarową bluzą.

- To od czego mam zacząć?
- Od początku...
- Początku czego?

Pstryk: dostaje lanie

- Koledzy dostawali lanie zwykle raz na kwartał, po wywiadówce, a ja prawie codziennie. Mieszkaliśmy w szkole. Ojciec był woźnym. Przeskrobałem coś - od razu wiedział. Ciężkie życie... – uśmiecha się.

Do metafizyki skłoniła go fizyka. Siła z jaką walnął w krzesło podczas bójki z kolegą była na tyle duża, że trafił do szpitala. To była ósma klasa... Podejrzenie wstrząsu mózgu i zakaz uprawiania sportu.
- To był przełom. Nie mogłem grać w piłkę, jeździć na rowerze... to zacząłem czytać. Filozofia, psychologia, mistyka, duchowość...

Ale podstawówkę skończył na samych trójach. Może lepiej zawodówkę wybierz – radzili nauczyciele, gdy obwieścił, że chce iść do technikum fotograficznego. W technikum na PO (przysposobienie obronne) słyszał od drzwi: Baczność! Spocznij! Bereza do fryzjera! Jak jakiś kosmonauta do szkoły przyjeżdżał, to Bereza nie bywał, bo wpuszczali tylko tych w garniturkach, białych koszulach i ostrzyżonych. Bo technikum imienia Jurija Gagarina było... Technikum też ledwo na trójach skończył i - jako jeden z trzech - dostał się na studia. Ale na sztukę się wtedy otworzył, na wystawy chodził...

- Nie miałem problemów z nauką, ale z nauczycielami. Nie dawali sobie ze mną rady. To była dobra szkoła, ale po sześćdziesiątym ósmym roku wymieniono tam kadrę. Nie chciałem się wpisać w ich wyobrażenie o dobrym uczniu komsomolcu...

Na studiach, Akademii Teologii Katolickiej - państwowa uczelnia utworzona z wyrzuconego z Uniwersytetu Warszawskiego wydziału teologicznego (dziś to UKSW - Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego) już błyszczał.

- Jak byłem na pierwszym roku ojciec spotkał mojego dyrektora z technikum. I jak tam? - pyta dyrektor. - Jest najlepszy na roku... O!!!- zdziwiony był bardzo...

Studiował filozofię klasyczną i indywidualnie – indyjską.
- Odjechane...
- Nie, dlaczego? Wtedy, w latach siedemdziesiątych, katolickie społeczeństwo – jako prześladowane - było bardziej otwarte na dialog, niż teraz, gdy czuje swą siłę....

Pstryk: gra na mandolinie

- W szkolnym zespole. W podstawówce. W telewizji nawet występowaliśmy... Nauczyciel potem powiedział, że bardzo dobrze wypadliśmy. ... Bo fonii nie było... - śmiech.

Potem była gitara, a w czasie studiów – chór: Chór Akademii Teologii Katolickiej. Trafił do niego trochę za sprawą koleżanki z podstawówki - Antoniny Krzysztoń. Spotkał ją przypadkiem na studiach z dyrygentem chóru i tak od słowa do słowa... został tenorem na pięć lat. Zjechał całą Europę. W Mediolanie na La Scali wisiały ich plakaty, w sali im. Giuseppe Verdiego występowali.

- W Polsce za komuny plakaty o naszych koncertach były wywieszane w kruchtach kościołów. A tu wjeżdżamy do Mediolanu i całe miasto nami oplakatowane! A po koncercie – zdjęcia i artykuły na pierwszych stronach gazet... W tamtych czasach to było niesamowite... - uśmiecha się.

Muzyka zawsze była gdzieś blisko. Chociażby w legendarnym klubie studenckim Riviera-Remont czy w Stodole. Nie, nie śpiewał ani nie grał, ale robił zdjęcia tym, co grali i śpiewali. Fotografował więc Daab, Kryzys, Maanam... Jeździł z nimi w trasy koncertowe. Jego zdjęcia są m.in. w albumie Kory, ale miał też kilka wystaw i publikacje w pismach muzycznych. A potem, już jako przeor organizował koncerty w lubińskim klasztorze.

Pstryk: jedzie karawana

W plecy wbijał mu się jakiś drąg. Jechali ciężarówką przewożącą drewno, bo taksówki już dawno się zwinęły, a straż graniczna w obdartych, krótkich spodenkach z kałasznikowami na sznurkach długo wpuścić nie chciała. Jadą więc zmęczeni, ale pełni radości. Zmierzcha. I nagle na tle zachodzącego słońca pojawia się karawana. Pomarańcz nieba i sunące majestatycznie wielbłądy... Magiczne. To było jego pierwsze spotkanie z Azją... Był rok 1977. Miał 22 lata.

- Pamiętam, czternastego września otwarto linię lotniczą Warszawa – Bombaj - Bangkok albo – Singapur – tu już pewien nie jestem. My w każdym razie pojechaliśmy inną trasą. Radzieckimi liniami do Taszkientu, potem pociągiem do Termezu, promem przez Amu-darię aż do Afganistanu. Na radzieckiej granicy trzepali wszystkich w poszukiwaniu rubli i pornografii. O mało mnie nie zatrzymali, bo znaleźli zdjęcie mojego nauczyciela jogi w slipach... (śmiech). Z Afganistanu jechaliśmy autobusami do Pakistanu i Indii. W Indiach już koleją w stronę Nepalu, potem znów autobusami do Pokhary i Kathmandu. Z Nepalu przez Patnę do Khajuraho Agrę do Delhi i z powrotem przez Rawalpindi, Kabul, Taszkient, Moskwę do Warszawy...

A ludzie latali do Azji chętnie. Na linii Afganistan – Polska kwitła wtedy iście oddolna wymiana – nie religijna, nie kulturowa, ale towarowa. Kożuchy i elektronika latały w tę i we w tę, bo przebitki cenowe były dziesięciokrotne. Studenci filozofii indyjskiej byli wtedy jednymi z nielicznych, prawdziwych turystów z Europy wschodniej. Napawali się kulturą, sztuką, religią, krajobrazami, kontaktami z ludźmi...

Cztery lata temu tam wrócił. To była już nie turystyczna, ale duchowa podróż mnicha do innych mnichów. Odwiedzał tybetańskie klasztory w Indiach, ale i tamtejszych chrześcijan.
- W buddyjskich klasztorach, gdy mówiłem, że jestem mnichem chrześcijańskim i że znam się z Dalajlamą, otwierały się wszystkie drzwi...
Z tymi, których tam spotkał, rozmawiał, medytował, zawiązywał przyjaźnie...

Pstryk: mama obiera ziemniaki

- Przyjechało trzech panów w cywilu. Każdy ze spluwą. Grzebali w moim biurku i znaleźli druki, ale się wykpiłem – powiedziałem, że to z Klubu Remont. Robiliśmy tam przecież – Moczulski i Michnik – oficjalne spotkania z przedstawicielami politycznego podziemia... Ulotki ojciec wcześniej wrzucił do kosza. Zauważył, że dom jest obserwowany. Więc kiedy przyszli, matka akurat obiad przygotowywała i obierała ziemniaki. Esbecy grzebali w pracowni fotograficznej, a ona strugała i strugała na te ulotki. Tam nie zajrzeli. Dostałbym za to ze dwa lata... Kto do nas zapukał, to go od razu pod ścianę, ręce wysoko a nogi szeroko, rewizja. Zapakowali mnie do wozu i zawieźli do głównej siedziby Urzędu Bezpieczeństwa na Mostowskich (Pałac Mostowskich w Warszawie). Tam powiedziałem, że będę grzeczny i mnie wypuścili. Oczywiście trzepaliśmy gazetki podziemne dalej...

W lutym wziął przepustkę z rady uczelnianej SZSP i przyjechał do Lubinia. Z Ojcem Karolem obgadał, że chciałby... Potem na miesiąc przyjechał w okolicach Wielkiejnocy i 19 czerwca w 1982 roku z garstką ciuchów, książkami, sprzętem fotograficznym i poduszką do medytacji pod pachą wszedł do klasztoru, by zostać na stałe. Po dwóch latach złożył pierwsze śluby czasowe, po pięciu – wieczyste.

- Chyba czułem to od dziecka, ale tak jakoś odkładałem na później. Najpierw studia, potem jeszcze nawet po studiach zwlekałem, aż ta wizyta esbeków. Zmusiło mnie to do zastanowienia się nad swoim życiem. Odebrałem to jako znak od Boga i że czas się określić. Benedyktynów poznałem na studiach i czułęm, że u nich jest moje miejsce. Często bywałem w Tyńcu, zrobiłem tam tysiące zdjęć, ale wybrałem Lubiń, bo tu było bardziej kameralnie, rodzinnie i tak dużo do zrobienia. W Lubiniu od początku czułem się po prostu potrzebny...

W Warszawie został Remont. Ktoś inny zajął się robieniem matryc do podziemnego ,,Robotnika”. Chętnych do picia piwa w klubie pewnie nie brakowało... Zostali tam zaprzyjaźnieni muzycy jazzowi i rockowi. Został zgiełk stolicy. Została też dziewczyna...

- Przyjechała na moje śluby. Ojciec Leon jak ją zobaczył, wziął mnie na rozmowę: Ładna, zastanów się... masz czas do rana... - powiedział. - Możesz się jeszcze rozmyślić?

Rozpoczął studia w Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Po czterech latach otrzymał święcenia kapłańskie z rąk arcybiskupa Jerzego Stroby.

,,W moim nie pozbawionym burz życiu udało mi się odkryć?, że najbardziej potrzebna jest nam cisza, cisza, która przemienia nasze życie” – napisał po latach.

Pstryk: modli się z buddyjskimi mnichami

Ot, na przykład Lubiń, wrzesień tego roku. Siedzą i medytują wspólnie. Dziesięciu kolorowych, ciemnoskórych z benedyktynem w czarnym habicie. Tu, w Lubinu, to już nie szokuje. Bo oto okazało się, że aby nawiązać dialog wcale nie trzeba mówić. Więcej, usiąść w ciszy obok siebie znaczy czasem dużo więcej, niż powiedzieć tysiące słów. Więc siadają. Ojciec Jan zaczął tak siadać jako jeden z pierwszych w Polsce.

- Dopiero tu, w klasztorze, poznając bliżej świętego Benedykta i Ojców Pustyni (chrześcijańskich pustelników z Egiptu) odkryłem, że medytacja nie jest czymś obcym w naszej tradycji, ale tylko czyś zapomnianym. Można powiedzieć, że wracamy do korzeni. Ba, modlitwa przez pracę, codzienne czynności jest częścią benedyktyńskiej reguły, tak jak częścią tradycji buddyjskiej – uśmiecha się.

Pierwsze wspólne medytacje poprowadził w gronie przyjaciół. To był rok 1988. Wrzesień. Z czasem przekształciło się to w cykl spotkań w każdy czwarty weekend miesiąca. Aż grono sympatyków starej praktyki modlitewnej stało się tak duże, że powstał w Lubiniu Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej, do którego dziś zjeżdżają ludzie z całej Polski i nie tylko i za którego sprawą powstało kilkanaście podobnych grup medytacyjnych w Polsce.

- Założyłem i prowadziłem to dwadzieścia lat. Rozrosło się. Teraz prowadzi to ojciec Maksymilian – jeden z pierwszych uczestników sesji... Tak to się dzieje... Młodzi mają większą siłę przebicia... - mówi.

Z pasją wrócił do fotografii. Jest teraz – można powiedzieć – klasztornym dokumentalistą. Ponadto pisze, wydaje, spotyka się, jeździ po świecie (Europa i Ameryka) i opowiada o tym, co dzieje się w Lubiniu. Niektórym, tam daleko, trudno uwierzyć, że tak piękne, proste i wielkie rzeczy dzieją się w polskim Kościele, uważanym za raczej konserwatywny zamknięty w sobie. Ojciec Jan utrzymuje kontakty z mnichami i mistrzami ZEN na całym świecie. Kilkakrotnie spotkał się z Dalajlamą. Na co dzień zaś, jak każdy inny mnich w Lubiniu, wstaje o godzinie 5.30, od 6. modli się, o 7.15 uczestniczy we mszy, potem pracuje, o 12.15 modlitwy popołudniowe, ok. 17 — nieszpory, a o 20. - modlitwy wieczorne. Kiedy medytuje?

- Medytować można zawsze i wszędzie... - uśmiecha się. - Wystarczy to, co się robi, robić tak na sto procent. Całym sobą. Napisałem kiedyś cykl artykułów dla ,,Wiadomości Kościańskich’’ pod tytułem „Sztuka codziennego życia”. Jeden z tekstów to ,,Medytacja przy obieraniu ziemniaków’’.... Przy obieraniu też można, jak i przy każdej innej pracy... Wspomina o tym jeden z apoftegmatów Ojców Pustyni: „Pewien brat zapytał kiedyś abba Antoniego: Co robić, żeby się zbawić? a on plótł linę i nie podnosząc oczu od roboty, odpowiedział: Widzisz”.
Widzisz?

ALICJA MUENZBERG - CZUBAŁA

Ojciec Jan (Mirosław) Bereza

Warszawiak z urodzenia i wychowania, benedyktyn i lubińczyk z powołania, obywatel świata z wyboru. Z wykształcenia fotograf (technikum), filozof (Akademia Teologii Katolickiej) i teolog (Papieski Wydział Teologiczny w Poznaniu). Ma 54 lata. U legendarnego doktora Leona Cyborana studiował filozofię jogi i był jednym z pierwszych w Polsce uczniów nauczyciela zen Philipa Kappleau. Potem wybrał życie mnicha. Zapomnianą przez kulturę chrześcijańską praktykę medytacyjną praktykował najpierw z gronem przyjaciół i znajomych (pierwsza sesja medytacyjna odbyła się we wrześniu 1988 roku)Dziś jest to część światowego ruchu. Związany jest z Benedyktyńską Komisją do Dialogu Międzyreligijnego na płaszczyźnie Monastycznej DIM-MID (Commissions Pour Le Dialogue Interreligieux Monastique - Monastic Interreligious Dialogue Commissions). Przez 10 lat był członkiem Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi. Jest autorem takich książek jak „Sztuka codziennego życia” (Poznań 1997) i programów telewizyjnych o tym samym tytule, poświęconych medytacji i dialogowi międzyreligijnemu (realizował je z Poznańskim Ośrodkiem Telewizyjnym, a pokazał także II program TVP i Telewizja Polonia). Wydał też „Myśli codziennego umysłu” (Poznań 2007). Współpracuje z takimi czasopismami, jak „Charaktery”, ,,Zdrowie psychiczne”, „Życie duchowe”, „Albo-Albo” czy „Z pomocą”, także z Wiadomościami Kościańskimi, Panoramą Leszczyńska czy ABC. Za kilka tygodni ukaże się kolejna książka współautorstwa Ojca Jana - ,,Posty i tosty”. Przez 3 lata był przeorem lubińskiego kościoła. Przeprowadził remont kościoła.

Gazeta Kościańska nr 51/52 2009

Już głosowałeś!

Komentarze (6)

w dniu 26-12-2009 00:20:35 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

I taki Gość mieszka w naszej okolicy? Nie wiedziałem, a jestem pod wrażeniem

I taki Gość mieszka w naszej okolicy? Nie wiedziałem, a jestem pod wrażeniem

w dniu 28-12-2009 15:40:13 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

r e s p e c t

r e s p e c t

w dniu 29-12-2009 20:17:42 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

ciekawe.......

ciekawe.......

w dniu 30-12-2009 08:09:41 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

szacunek

szacunek

w dniu 13-01-2010 21:14:30 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Mędrców mamy w klasztorach a kretynów w rządzie,jak to możliwe w cywilizowanym świecie????????????

Mędrców mamy w klasztorach a kretynów w rządzie,jak to możliwe w cywilizowanym świecie????????????

w dniu 04-02-2011 22:24:28 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Niezwykły człowiek...poznałam go w Lubiniu na sesjach medytacyjnych. Kiedy patrzy w oczy masz uczucie jakby zaglądał w duszę...ale jest to spojrzenie niezwykłe, pełne spokoju i dobra, bezwarunkowej akceptacji...miłości...takiej jaką ludzie powinni mieć wzajemnie do siebie. Ojcze Janie, życzę dużo zdrowia i sił do kontynuowania tego dzieła. Lubiń to niezwykłe miejsce na mapie Wielkopolski.

Niezwykły człowiek...poznałam go w Lubiniu na sesjach medytacyjnych. Kiedy patrzy w oczy masz uczucie jakby zaglądał w duszę...ale jest to spojrzenie niezwykłe, pełne spokoju i dobra, bezwarunkowej akceptacji...miłości...takiej jaką ludzie powinni mieć wzajemnie do siebie. Ojcze Janie, życzę dużo zdrowia i sił do kontynuowania tego dzieła. Lubiń to niezwykłe miejsce na mapie Wielkopolski.

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.116.40.53

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.