Magazyn koscian.net

2007-01-24 09:46:07

Zawodowiec i... ochotnik

Gdy okrzyknięto go strażakiem roku czempińskiej OSP nie mógł ukryć wzruszenia.

 – Zaniemówiłem z wrażenia. Nikt z kolegów mnie nie uprzedził. To była bardzo miła niespodzianka – wspomina Mirosław Kieroński. Strażakiem został z przypadku, choć jak się wkrótce okazało, jest do tej służby stworzony.

 Bycie strażakiem to jedno z „klasycznych” marzeń małych chłopców. Czempiński strażak roku nie przypomina sobie jednak, aby miał takie marzenie. Owszem, pamięta jak wielkie wrażenie zrobiła na nim obserwowana w dzieciństwie akcja gaszenia pożaru, ale nie wiązał ze strażą swoich planów życiowych. Gdy zmężniał chciał być kierowcą. I został nim w wojsku. Po wyjściu „do cywila” szukał pracy w tym zawodzie. Zrządzeniem losu w 1983 roku urząd pracy wskazał mu wakat w kościańskiej straży.
 - Poszedłem i zostałem tam na dwadzieścia dwa lata – wspomina Mirosław Kieroński. – Ale w straży nie można być tylko kierowcą. Zostałem więc kierowcą-ratownikiem i jestem nim nawet na emeryturze.

Zawodowiec
 Różnie w pracy bywało, ale Kieroński wspomina tylko te dobre chwile. I nie tylko dlatego, że było ich więcej, ale i dlatego że woli cieszyć się życiem. To ważne w zawodzie, który związany jest z zagrożeniami.
 - Wychodząc do pracy nigdy nie wiesz co cię dziś spotka. Na szczęście nic złego mi się nie przytrafiło – wspomina pan Mirek.
 Nie oznacza to, że całą ponad dwudziestoletnią służbę bezpiecznie przesiedział w szoferce. W straży tak dobrze nie ma. Są ciągłe wyzwania i częste balansowanie na granicy dopuszczalnego ryzyka. Jest też wiele ciężkiej fizycznej pracy i to we wszystkich możliwych warunkach pogodowych.
 - Zauważył pan to? Niewielu zwraca na to uwagę. A przecież powalone drzewa nie usuwają się z drogi same – uśmiecha się Kieroński. – Nie wszystko da się zrobić maszynami.
 Nie da się też usiedzieć, gdy pojawia się szansa na niesienie pomocy w nowy sposób. Tak było gdy tworzono w kościańskiej straży sekcję ratownictwa wodnego. Zgłosił się natychmiast i został płetwonurkiem. Mógł zdziałać więcej.
 - Co można powiedzieć o Kierońskim? Wiele dobrego. To strażak z powołania. Pamiętam jak ratował dobytek sąsiadów nie mając żadnego specjalistycznego sprzętu – mówi zagadnięta o strażaka roku Dorota Lew, burmistrz Czempinia.
 - Mam się chwalić? No nie. Owszem była taka akacja, ale nie będę przecież opowiadał, że dobrze mi poszło – broni się Kieroński.
 A poszło mu dobrze. Było to kilka lat temu, w sobotę. Usłyszał od syna alarm ,,Tata! Blok się pali.’’ Powiadomił straż pożarną i ruszył na drugą stronę ulicy. Bez aparatu tlenowego, w gęstym zadymieniu ratował zgromadzony w piwnicy dobytek sąsiadów. Uporał się z zagrożeniem przed przybyciem kolegów. Innym razem idąc w niedzielę na mszę w odświętnym stroju rzucił się ratować płonący dom. Gdy płonął dom sąsiada pomógł kolegom ze Śremu zlokalizować źródło ognia, którego nie dostrzegli. Jeszcze innym razem na siłę przekonywał mieszkańców jednego z domów, że się palą. Gdy wreszcie uwierzyli wspólnie zgasili pożar na strychu. Po akcji zobaczyli, że działali kilka metrów od zgromadzonych tam butli z gazem...
 - Wspomnień jest wiele. Po każdej akcji była satysfakcja, że coś udało się uratować. To wystarczy – dodaje pan Mirek.

Król pszczół
 
Kieroński miał jeszcze jedną specjalizację w kościańskiej straży. Gdy było trzeba ratować zwierzęta, to wszyscy wiedzieli, że zrobi to najlepiej. Jeśli zgłoszenie dotyczyło pszczół, os lub szerszeni to wiadomo, że trzeba wysłać Mirka. W końcu miał pasiekę i ogromny domowy zwierzyniec.
 - Pasiekę to miałem nawet na zapleczu kościańskiej komendy. Była dobrze zamaskowana – uśmiecha się Kieroński. – Zawiozłem tam pięć pustych uli i zasiedlałem je po kolejnych akcjach z wyłapywaniem pszczół. Był z tego i miód, i satysfakcja.
 Ule wróciły do Czempinia, gdy skończył czynną służbę. Może pracownikom komendy brakuje tego cichego brzęczenia, ale z pewnością nie brakuje im węży, które pan Mirek dla żartu wpuszczał czasem do biur.
 - Oj, jak wtedy kobiety piszczały! Były to najczęściej małe węże z mojej hodowli, choć zdarzyło mi się zawieźć i dużego – wspomina. – Oswajałem współpracowników z tymi sympatycznymi zwierzakami.
 Węże, to tylko część domowego zwierzyńca, które z czasem przekształciło się w sklep zoologiczny, który prowadzi wraz z żoną.
 - Wychowywałem się w domu pełnym zwierząt. Jako dzieciak hodowałem papużki faliste, później chomiki, rybki. Zwierzyniec się rozrastał – mówi pan Mirek. 
 Na podwórzu pojawił się gołębnik i woliery, a w nich bażanty i unikalny drób. Ostatnią miłością są konie. Na razie dwa. Jeśli pojawią się kiedyś możliwości, to może będzie ich więcej.
 - Niestety, nie mieszkam w lesie i muszę ograniczać liczbę zwierząt – dodaje z nutką smutku w głosie.

Ochotnik
 Dwadzieścia dwa lata służby i emerytura, której strażakom wszyscy zazdroszczą. Najbardziej ci, którzy nigdy z bliska nie zobaczyli jak ciężka jest praca strażaka. Co robić na emeryturze, gdy jest się w pełni sił? Można poświęcić wreszcie więcej czasu rodzinie i zwierzętom. Ale prowadzenie sklepu zoologicznego nie wystarcza.
 - Nie sądziłem, że tak to będzie, ale gdy tylko słyszałem syrenę podrywałem się do akcji. Brakowało mi tego mocniej niż mogłem się spodziewać – wspomina Kieroński.
 Dlatego z radością przywitał propozycję czempińskich druhów i wstąpił do Ochotniczej Straży Pożarnej
 - Potrzebowali kierowcy, a ja jako emeryt byłem w pełni dyspozycyjny. Mogłem robić dalej to, co lubię i umiem – wyjaśnia.
 Mógł też inaczej spojrzeć na OSP, której znaczenie po latach lekkiej marginalizacji znów rośnie. Przy dużej ilości równoległych zdarzeń zawodowcy nie są przecież w stanie pojawić się wszędzie tam, gdzie są potrzebni. Wiele drobnych zdarzeń bez kłopotów obsłużą ochotnicy. Duże pożary też nie są im obce. Bywa, że zastępy OSP walczą z nimi samodzielnie i to z dobrym skutkiem.
 - Robimy co możemy, żeby OSP była zawsze gotowa do akcji. Żebrzemy o datki na sprzęt, szkolimy się. Z pewnością jesteśmy tej społeczności potrzebni – mówi Kieroński, a potwierdzi tę opinie każdy, komu ochotnicy uratowali dobytek, a bywa, że i życie.
 Widząc OSP jadącą do akcji warto pamiętać, że nikt tym strażakom nie kazał narażać własnego zdrowia i życia. Spieszą z pomocą innym wyłącznie z wewnętrznej potrzeby. Czasem ktoś te starania dostrzega i nagradza. Odczuł to Mirosław Kieroński, gdy dzień przed Wigilią otrzymał od druhów z OSP tytuł ,,Strażaka roku 2006’’.
 - Zaniemówiłem z wrażenia. Nikt z kolegów mnie nie uprzedził. To była bardzo miła niespodzianka – wspomina.

Paweł Sałacki
GK 4/2007

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.145.66.241

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.