Magazyn koscian.net

2006-01-04 09:27:55

Wsie bez kompleksów

Coraz więcej mieszczuchów wyprowadza się na wieś. Mają tam więcej przestrzeni, więcej spokoju. Mają też szkoły dla swoich dzieci, ale tu pojawia się pytanie: może warto nadal wozić je do Kościana?

Czy wiejska szkoła nie zamknie przed nim drogi do wyższego wykształcenia? – Oczywiście, że nie. Może dać dziecku nawet więcej niż szkoła w mieście – przekonuje Henryk Bartoszewski, wójt Gminy Kościan. – I mam na to dowody - stwierdza.

 Wielu młodych mieszkańców Kościana buduje domy w okolicznych wsiach. Po przeprowadzce stają przed dylematem, do której szkoły posłać dzieci. Do najbliższej, czy do kościańskiej? W końcu co miasto, to miasto. Skoro odsetek mieszkańców z wyższym i średnim wykształceniem jest niższy od miejskiego, to i aspiracje edukacyjne muszą być na wsi mniejsze. Wielu nie badając stanu faktycznego dochodzi do wniosku, że na wsi po prostu musi być gorzej.

Nie musi i nie jest
 Utrzymanie szkół to jedno z największych finansowych obciążeń samorządów. Wydatki na oświatę sięgają niejednokrotnie połowy budżetu gmin. I nigdy subwencja oświatowa nie wystarcza, zawsze trzeba dołożyć z własnych pieniędzy.

 - Ważne, by wydawać te pieniądze z sensem. Trzeba stworzyć przemyślaną sieć szkół i konsekwentnie ją budować. Po latach takiego działania można zacząć odczuwać pozytywne skutki inwestowania w oświatę – mówi wójt Bartoszewski. – Myślę, że mieszkańcy naszej gminy już je odczuwają.

 Gmina Kościan poważnie potraktowała reformę systemu nauczania i dostosowała do jej wymogów sieć szkół. Stworzono dwa nowoczesne gimnazja, z których każde ,,obsługuje’’ absolwentów trzech szkół podstawowych. W obwodzie gimnazjum w Starych Oborzyskach działają szkoły podstawowe w Bonikowie, Kiełczewie i Oborzyskach. Racockie gimnazjum przyjmuje uczniów z Lubosza, Turwi i Racotu. Zdaniem dyrektorów szkół i wójta sieć działa sprawnie.
 - Warunki do nauki mamy chyba lepsze od miejskich i wyniki też nie są złe. Tezy, że na wsi musi być gorzej nie da się obronić. Przynajmniej u nas – uśmiecha się wójt.

Świątynie wiedzy i skorupy
 Reforma oświaty zakładała funkcjonowanie samodzielnych gimnazjów. W większości gmin nie mając środków na ich budowę potworzono zespoły łączące w jednym budynku szkoły podstawowe i gimnazja. W gminie Kościan wizję reformatorów postanowiono potraktować poważnie. Zapadła decyzja o budowie dwóch nowoczesnych szkół w Racocie i Starych Oborzyskach. Zdaniem wójta, decyzję tę było łatwiej podjąć dzięki konsekwentnej realizacji programów poprzednich kadencji samorządu. Z pewnością pomogła też ciągłość władzy. Tu jeden włodarz od szesnastu lat realizuje długofalowy program rozwoju.

 - Pierwsze lata musieliśmy poświęcić nadrabianiu kilkudziesięcioletnich zaniedbań bytowych. Potrzebne były wodociągi, telefony, gaz. Oświata musiała poczekać, ale przecież od początku ją wspomagaliśmy. Tyle że umiarkowanie, by nie trwonić pieniędzy przed opracowaniem kompleksowego planu działania – mówi Henryk Bartoszewski.

 Umiarkowanie wspomagano ją nawet wówczas, gdy była jeszcze ,,państwowa’’. Chociaż na początku lat 90-tych utrzymanie szkół spoczywało na administracji rządowej, to zdeterminowani dyrektorzy szukali pomocy w odrodzonym właśnie samorządzie.

 - Pamiętam jak w roku 1990 zostałam bez pieniędzy. W grudniu zabrakło nam na wypłaty. Musiałam nawet z własnej zrezygnować. Dyrektorzy spędzali czas w żebraczych podróżach do Leszna – wspomina Iwona Gaertig, dyrektor przedszkola i szkoły podstawowej w Starym Luboszu. – W roku 1991 było już lepiej. Wójt dał nam na węgiel, mimo że szkoła nie należała do gminy. Było przynajmniej ciepło. Dziś, kiedy szkoła jest samorządowa i ma własny budżet, tamte czasy wydają się nieprawdopodobne.

 Przejęta przez gminę baza oświatowa wyglądała kiepsko. Opracowano więc plan naprawczy i zabrano się do jego realizacji.

 - Oczywiście największe wrażenie robią nowe szkoły w Starych Oborzyskach i Racocie. Ale proszę mi wierzyć, że z innych pozostała tylko stara skorupa. Serce każdej szkoły zostało wymienione. Trudno nawet zliczyć wszystkie nakłady na remonty – przekonuje wójt Bartoszewski.

 Kompleks w Starych Oborzyskach i rozbudowywany właśnie zespół w Racocie to wizytówki gminy.
 - Goście z Warszawy nie chcieli wierzyć, że to szkoła samorządowa, że nikt nie płaci tu czesnego. Uważali, że taką bazę mają tylko szkoły prywatne – mówi Żaneta Igłowicz-Nieć, dyrektor oborzyskiej podstawówki.

 Zdaniem nauczycieli i samorządowców takie ,,świątynie wiedzy’’ nie tylko poprawiają same warunki kształcenia, ale i motywują uczniów. Rozbudzają aspiracje edukacyjne. Dzięki luksusowym warunkom, nauka może być postrzegana jako droga do lepszego życia. 

Aspiracje
 Czy warunki jakich nie może zapewnić niejedna miejska szkoła to wystarczający powód aby posłać dziecko do wiejskiej szkoły? Skoro odsetek osób wykształconych na wsi jest niższy to aspiracje edukacyjne tych środowisk pewnie też są niższe.

 - To się nieustannie zmienia. Aspiracje rodziców i dzieci rosną. Naszą rolą jest stworzenie takich warunków, aby mogli je w pełni realizować. I to właśnie robimy – przekonuje Beata Kubacka, dyrektor szkoły w Bonikowie.

 Skończyły się czasy, gdy szkoła i dom rodzinny były odrębnymi światami, które łączyło jedynie dziecko.
 - Rodzice coraz aktywniej uczestniczą w życiu szkoły – mówi Beata Kubacka. 
 - Szczególnie widoczne to jest w najmłodszych klasach. Rodzice konsultują się z nauczycielami, współpracują przy rozwiązywaniu problemów. Widać wyraźną zmianę pokoleniową. Szkoła i dom rodzinny coraz lepiej współpracują. I to dużo lepiej niż w mieście – uważa dyrektor Żaneta Igłowicz-Nieć.

 Podobne zmiany dostrzegają wszyscy dyrektorzy szkół w gminie Kościan.
 - Nie ma obaw, że zdolne dziecko może się zmarnować w wiejskiej szkole. W małych grupach łatwiej nam pracować wielopoziomowo – mówi Zofia Landzwojczak, zastępca dyrektora szkoły podstawowej w Kiełczewie, kierująca oddziałem szkoły w Kokorzynie. – Jeśli za aspiracjami ucznia i rodziców idzie także praca, to nie ma najmniejszych obaw o przyszłość naszych uczniów.
 
Szkoła wiejska – bliżej
 W każdej z odwiedzonych przez nas szkół wśród atutów jakimi dysponują na pierwszym miejscu wymieniano brak anonimowości i łatwość dostrzeżenia wszystkich zmian zachodzących w uczniach. Tych dobrych i złych.

 - Tu wszyscy się znają. Trudno wśród 91 uczniów szkoły przegapić jakieś niepokojące zjawiska – mówi Maria Taczkowska, dyrektor szkoły podstawowej w Turwi.

 - Mamy więcej czasu na rozmowę z uczniami – przekonuje Roman Kurowski, dyrektor szkoły podstawowej w Kiełczewie. – Tu nie da się ukryć żadnej patologii. W wiejskich szkołach mamy szansę na większą skuteczność oddziaływań wychowawczych.

 - U nas każda grupa wiekowa żyje swoim życiem. Nie mamy problemów wielkich szkolnych kombinatów. Nie musimy się martwić, że do jednej szkoły chodzą siedmio i siedemnastolatkowie, tak jak ma to miejsce choćby w Kościanie. Tu jest po prostu bezpieczniej. Mamy też szanse być bliżej i z uczniami i z rodzicami – wyjaśnia Paweł Karczmarek, dyrektor racockiej podstawówki. – Moje dziecko chodzi do wiejskiej szkoły i bardzo się z tego cieszę.

 Małe środowisko, to jednak nie tylko zaleta, ale i bariera. Trudniej dzieciom ze wsi rozwijać się społecznie, swobodnie dobierać kolegów, korzystać z oferty kulturalnej. Tym ograniczeniom mają zaradzić zajęcia pozalekcyjne.

 - Jest ich naprawdę dużo i wszystkie są nieodpłatne. Pomimo dowożenia dzieci do szkół dyrektorzy tak układają plany lekcji, by każdy mógł skorzystać z dodatkowej oferty. Pomagają też rodzice dowożąc i odbierając dzieci z zajęć – mówi wójt Bartoszewski.

Oferta
 Przed podjęciem decyzji o posłaniu dziecka do wiejskiej szkoły warto przyjrzeć się ofercie edukacyjnej. A ta w gminie Kościan jest imponująca. We wszystkich szkołach podstawowych nauka języka obcego prowadzona jest od pierwszej klasy i to od kilku już lat. Duży nacisk postawiono na informatykę. Dostęp do komputerów i Internetu mają wszyscy uczniowie. Szkoły prześcigają się w poszerzaniu oferty zajęć pozalekcyjnych. Kwalifikacje nauczycieli w niczym nie różnią się od tych z miasta. Dyrektorzy szkół podstawowych zapewniają, że produkt jaki oferują w niczym nie ustępuje szkołom miejskim.

 - O tym, że ten produkt jest dobry najlepiej świadczy fakt, że dzieci z Kiełczewa nie uciekają do miejskich szkół, a wprost przeciwnie. Mam 35 uczniów z Kościana.  Rodzice doceniają poziom kształcenia i bezpieczeństwo jakie oferuje ich dzieciom mała szkoła – mówi dyrektor Kurowski.

 Chociaż nikt w Kiełczewie rankingami szkół się nie przejmuje, to jednak nauczyciele z dumą zauważają, że ich szkoła pod względem wyników nauczania jest w pierwszej dwudziestce wśród blisko 1700 szkół wielkopolskich. 
 - Bardziej się chwalimy unikalną ofertą kulturalną. W naszym ludowym zespole ,,Obrzanie’’ tańczy aż 70 uczniów – mówi dyrektor Kurowski.

Ciekawymi sekcjami zainteresowań szczycą się też inne podstawówki. W Luboszu powodzeniem cieszy się haft artystyczny. W odległej od głównych dróg Turwi działa kółko teatralne. Wszędzie kwitną Szkolne Kluby Sportowe. Idylla?
 - Problemy są wszędzie. Ale w małych szkołach łatwiej z nimi walczyć. Łatwiej też korygować swoje działania, bo tu bardziej niż w mieście widać efekty naszej pracy – mówi dyrektor Beata Kubacka. 

Nie mogą się bać
 Absolwenci wiejskich podstawówek trafiają w końcu do gminnych ,,światyń wiedzy’’, w Racocie i Starych Oborzyskach. I tu wychodzi cała prawda o skuteczności pracy nauczycieli szkół podstawowych.

 - Nie ma szkół lepszych i gorszych. Różnie się to układa w poszczególnych rocznikach. Dostrzegam czasem różnice wychowawcze wynikające jednak głównie ze środowiska z jakiego pochodzi dany uczeń, a nie z faktu ukończenia tej, czy innej szkoły – mówi Roman Podgórski, dyrektor gimnazjum w Starych Oborzyskach.

  Zdaniem Podgórskiego z roku na rok rosną aspiracje uczniów. Z badań ankietowych wynika, że coraz więcej uczniów chce kontynuować naukę w szkołach kończących się maturą. Stałe zwiększanie naboru w liceach doprowadza nawet do sytuacji, że okoliczni przedsiębiorcy mają kłopoty ze znalezień chętnych do nauki w prostych zawodach, takich jak spawacz, czy ślusarz.

 - Dzieci z mniejszych wsi na wszelki wypadek wybierają licea profilowane. Szkoła średnia tak, ale z zawodem – zauważa Irena Naskręt, dyrektor gimnazjum w Racocie.

 Wiejskie gimnazja, oprócz realizacji programu nauczania mają jeszcze jedno ważne zdanie – muszą nauczyć dzieci samodzielnego życia. Prawdopodobnie najmniej problemów z samodzielnością w wielkim świecie mają uczniowie z Racotu.
 - Liczne wyjazdy do dużych miast i te zagraniczne powodują, że nasi uczniowie nie mają kompleksów. Wiedzą jak kupić bilet do metra, jak dotrzeć na miejsce komunikacją miejską, jak znaleźć się w centrum handlowym – przekonuje Irena Naskręt.

 W realizacji tego zadania pomaga prowadzony tu program ,,Szkoła marzeń’’, na który gimnazjum otrzymało dotację w wysokości 88 tysięcy złotych. Stworzono liczne kółka zainteresowań i rozszerzono ofertę. Wprowadzono naukę trzeciego języka (rosyjski), działa akademia filmowa, koło dziennikarskie, sekcja fotograficzna, hafciarska, gwarowa, prowadzone są zajęcia z psychologami.
 - Ciekawe są także zajęcia usamodzielniające, podczas których uczniowie uczą się załatwiania spraw w urzędach, bankach, na poczcie i w bibliotekach. Gdy wyruszą na dalszą naukę w wielki świat nie będą miały żadnych kompleksów, wynikających z tego, że uczyły się na wsi. Być może będą lepiej wyedukowani niż ich koledzy z wielkich blokowisk – przekonuje Naskręt.

 Kompleksów nie mają też uczniowie z Oborzysk.
 - Mają opanowany materiał, znają języki obce, których uczą się przez dziewięć lat. W szkołach średnich radzą sobie bez problemów – zapewnia Roman Podgórski
 - I taka jest nasza idea. Wszyscy dyrektorzy muszą ze sobą współdziałać i tworzyć efektywną sieć. Wiedza, to jedyny kapitał jaki samorząd może przekazać mieszkańcom. Stąd tak duże nakłady na szkoły – wyjaśnia wójt Henryk Bartoszewski.

 I jak nas przekonują wszyscy dyrektorzy ten mechanizm działa. Wójt uważa, że oprócz pracy nauczycieli na zmianę świadomości mieszkańców mają wpływ także te widoczne dla wszystkich inwestycje. Wkrótce w rozbudzaniu aspiracji edukacyjnych większą rolę zaczną odgrywać także wiejskie przedszkola.

 - Chcemy wprowadzić powszechne, bezpłatne pięciogodzinne wychowanie przedszkolne dla wszystkich dzieci – dodaje wójt i śmieje się, że te same pomysły słyszy teraz z trybun sejmowych – My pracujemy nad tym od dawna.

Wolny wybór
 Czy warto więc wozić dzieci do szkoły w stolicy powiatu? Każdy rodzic odpowie na to pytanie sam, gdy osobiście sprawdzi jak wygląda szkoła wiejska. Wójt uważa, że gmina Kościan daje uczniom więcej niż którakolwiek inna w powiecie. Wiele wskazuje, że nie są to tylko czcze przechwałki. Najważniejsze, że wybór należy od rodziców.

Paweł Sałacki

GK nr 1/2006

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.117.120.171

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.