Magazyn koscian.net

2006-10-11 08:55:36

Wojtek czeka na pomoc

Może właśnie na Twoją?

Ośmioletni Wojtek wrócił z podwórka. Siedzi spokojnie na kanapie, a w kuchni krząta się jego mama Justyna. Szykuje coś dla syna. Wykorzystuje każdą sytuację, gdy chłopiec mówi, że jest głodny. Często nie ma apetytu. Tym razem ma ochotę na jajko. Trochę się niecierpliwi. Jest onieśmielony, ale dyskretnie się uśmiecha. Przysiada się do niego sześcioletni brat Jacek. Ich starsza siostra Ewelina niedawno wróciła ze szkoły. Zabiera się za odrabianie lekcji. Ojciec Zbigniew pracuje na podwórku. Wojtek czuje się pewniej, gdy siada obok niego mama. Wyraźnie pokazuje, że sam poradzi sobie z posiłkiem.

 Państwo Adamczakowie mieszkają w małym domu w Borowie. Prowadzą gospodarstwo rolne. Rodzina jakich wiele: rodzice, trójka dzieci, dziadkowie. Tak było do listopada 2002 roku.  Do czwartego roku życia Wojtek był zdrowym dzieckiem. Pani Justyna pamięta go jako pełne życia dziecko.
 - Wszędzie było go pełno – wyjaśnia.

Miał małe kłopoty z sercem. Urodził się z wadą zastawki serca. Raz w roku miał wykonywane badania kontrolne. Trzeba było uważać na infekcje. Nikt nie spodziewał się, że Wojtek może nagle zachorować.
 - Zauważyliśmy, że dziecko zaczęło zezować i straciło werwę – wspomina pani Justyna. – Wojtek przeszedł badania. Oprócz brzydkiego dna oka nie było się do czego przyczepić. 
 Tak przynajmniej twierdzili lekarze, chociaż rodzice nie byli do końca przekonani. W październiku chłopiec zachorował na grypę. Dostał antybiotyk. Gorączka zamiast spadać rosła. Po przejściu na zastrzyki coś drgnęło.
 - Wojtek był bardzo osłabiony, ale wydawało się, że jest lepiej, że zdrowieje. To była jednak cisza przed burzą – opowiada matka. – Szóstego listopada położyłam go na drzemkę i wyszłam popracować do ogrodu. Gdy wróciłam jeszcze spał. Usiadłam koło Wojtka i patrzyłam na niego. W pewnym momencie zaczął się wybudzać. Zdążył tylko przekręcić głowę i zaczął krzyczeć. Myślałam, że coś mu się przyśniło. Na moich oczach zaczął postępować paraliż. Zaczęła opadać mu powieka i kącik ust. Tego się nie da opisać. 
Później wystąpił bezdech. Konieczna była reanimacja. Pogotowie przyjechało po dwudziestu minutach. Lekarz stwierdził, że jest to sprawa neurologiczna. Wojtek zaintubowany pojechał do szpitala w Kościanie. Tam zapadła decyzja, że trzeba przewieźć chłopca do Poznania.
 - Powiedziano nam, że stan jest beznadziejny i cudem będzie, jeżeli  przeżyje drogę do Poznania  - dodaje ojciec Zbigniew.

Gdy państwo Adamczakowie dotarli do Instytutu Pediatrii w Poznaniu Wojtek był już na oddziale intensywnej terapii. Zdjęcia wykazały wylew krwi do prawej półkuli mózgu. Lekarze stwierdzili, że przyczyną była wada naczynia. Poinformowali rodziców o konieczności przeprowadzenia operacji wymagającej otwarcia czaszki. Nie było innej możliwości. Operacja dawała cień szansy. Nie przeprowadzenie jej skazywało Wojtka na śmierć. Po operacji stan chłopca był krytyczny. Nie udało się też dokładnie ustalić co ostatecznie było przyczyną wylewu. Przez miesiąc chłopiec był uśpiony.
 - Mówiono nam, że będzie to dziecko roślinka, bo gdy był nieprzytomny w lewej półkuli dochodziło do mikrowylewów – zaznacza pani Justyna. 

Kilka tygodni po operacji okazało się, że Wojtek ma sepsę. Doszło do zapalenia mięśnia  sercowego, co spowodowało uszkodzenie zastawki. Niezbędna była kolejna operacja tym razem serca. Pojawił się problem leków. Te, które podawano po pierwszej operacji wykluczały przeprowadzenie kolejnej. Po konsultacjach ze specjalistami ze Stanów Zjednoczonych i Włoch operację przeprowadzono.
 - Cały czas wierzyliśmy, że to wszystko się skończy i wybrniemy z tego zwycięsko – dodaje mama Wojtka. – Do szpitala przyjeżdżaliśmy codziennie. Wierzyliśmy, że czuje, że przy nim jesteśmy. Gdy wchodziliśmy do niego reagował całym ciałem. Czasem nawet zrobił minę jakby chciał płakać.

Po kilku tygodniach nastąpiła poprawa. Lekarze byli zdziwieni. Wojtek zaczynał życie od początku. Miał ograniczone pole widzenia. Mówił niewyraźnie. Początkowo w ogóle się nie ruszał. Później lekko prawą ręką i nogą. Zaczęły się wizyty u specjalistów i w poradniach.
 - Przez półtora roku leżał na brzuchu albo na plecach. Później zaczął przerzucać ciężar ciała na jedna stronę. Widzieliśmy, że coś wraca – mówi pani Justyna. 

Pani Justyna nauczyła się ćwiczeń niezbędnych do rehabilitacji podczas turnusów w Jarogniewicach. Z pomocą przyszła też mieszkająca  w Borowie Ewelina Adamczak. Systematyczne ćwiczeni przyniosły poprawę. Wojtek ćwiczy teraz około dwóch godzin dziennie. Wcześniej około ośmiu. Z czyjąś pomocą może już chodzić. Jeździ też na rowerze.
 - Czasami, gdy ćwiczymy, aż mu się oczy zamykają. Widzi, że inne dzieci biegają, a on musi ćwiczyć – mówi pani Justyna.
 - Mówi, że jeszcze kiedyś będzie biegał i nam ucieknie do sąsiadów – dodaje pan Zbigniew. – Pamięta jak kiedyś bawił się z dziećmi, które mieszkają obok nas.

W tym roku Wojtek rozpoczął naukę w pierwszej klasie. Wcześniej przez dwa lata chodził do „zerówki”.
 - Powiedzieliśmy sobie, że Wojtka poślemy do szkoły tak jak pozostałe dzieci – wyjaśnia mama chłopca. – Dla nas nie jest problemem to, że dłużej się uczy. Ma do tego prawo, bo funkcjonuje praktycznie z jedną półkulą mózgu.

Wojtek uczy się w domu. Ma indywidualny tok nauczania. Jego dzień jest bardzo pracowity. Najpierw lekcje, a później ćwiczenia. Na przyswojenie materiału potrzebuje dużo więcej czasu niż jego rówieśnicy.  Bardzo lubi się bawić, tak jakby czuł, że coś go ominęło. Przed nim jeszcze długa rehabilitacja. Niestety, wiąże się to z dużymi wydatkami. Żeby Wojtek mógł zacząć normalnie chodzić niezbędna jest operacja ortopedyczna. Chłopiec szybko rośnie. Ma pozrywane ścięgna Achillesa i pod kolanami. Konieczne jest też założenie aparatu ortodontycznego. Do dalszej rehabilitacji niezbędny jest specjalny materac. Sama operacja kosztuje około siedmiu tysięcy złotych, a materac kolejne dziesięć tysięcy. Rodzice nie są w stanie sami uzbierać takiej kwoty. Tym bardziej, że chłopiec nadal musi brać leki  przechodzić i badania kontrolne u lekarzy specjalistów. Potrzebuje nowego wózka inwalidzkiego.

Rodzina utrzymuje się z 22-hektarowego gospodarstwa.
 - Nie jest nam łatwo, wszystkie dzieci chodzą już do szkoły. Na początku wyszliśmy z założenia, że sobie poradzimy. Nie przyjmowaliśmy innej możliwości. Teraz schowałam dumę do kieszeni. Człowiek nie jest w stanie pomóc dziecku nie mając godziwych dochodów – mówi mama Wojtka.

Państwo Adamczakowie zwracali się już  prośbą o pomoc do różnych fundacji, bez skutku.  Z doświadczenia wiedzą, że pomocną dłoń częściej wyciągają ludzie, którzy sami są niezamożni. Po raz pierwszy spotkali się ze zrozumieniem na początku września tego roku. Z pomocą przyszli im członkowie czempińskiego oddziału KSM. Zorganizowali festyn, z którego cały dochód przekażą na leczenie Wojtka. Udało im się zebrać ponad 3,5 tys. złotych.
 Wojtek ma duże szczęście. Ma kochającą rodzinę.
 - Wszystko kręci się wokół niego. Rodzeństwo bywa czasem zazdrosne, ale staramy się być sprawiedliwi. Najchętniej to wszyscy troje siadają mi na kolana – podkreśla pani Justyna.
 Rodzina potrzeb ma sporo i nie chodzi tylko o pieniądze. Wszystkim przydałby się nowy komputer.    (h)

Możesz pomóc Wojtkowi
Kościańskie Stowarzyszenie „Dać Pomoc” działające przy  Ośrodku Rehabilitacji dla Dzieci i Młodzieży udostępniło konto, na które można wpłacać pieniądze:
Bank Spółdzielczy w Kościanie
53 8666 0004 0111 6513 2000 0004
z dopiskiem „Wojtek”

GK 41/2006

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.222.116.146

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.