Magazyn koscian.net

2009-04-21

W Kościańskiem przed laty (4)

Panuje obiegowa opinia, że żyjemy w niebezpiecznych czasach. Media donoszą o licznych zagrożeniach: terroryzm, katastrofy, wypadki, morderstwa, gwałty, samobójstwa, moralne rozpasanie nie schodzą z łamów i anten, potęgując poczucie zagrożenie. I rodzi się pytanie czy tym, którzy byli przed nami żyło się lepiej, bezpieczniej?

  Lata 1930 i 1931. Światowy kryzys gospodarczy, zwany wielkim, dawał się Polsce mocno we znaki. Z miesiąca na miesiąc spadała wartość produkcji przemysłowej, szalało bezrobocie. Do tego strajki, burdy uliczne, przesilenia rządowe, liderzy opozycji za kratkami, proces brzeski, cenzura polityczna. Tak było i próby ukazywania II Rzeczpospolitej wyłącznie jako krainy szczęśliwości są – po prostu – zwykłym fałszowaniem historii. Starczy sięgnąć do dokumentów i starych roczników gazet. Na porządku dziennym jawiły się morderstwa, samobójstwa, napady, grabieże, afery korupcyjne, katastrofy, tragiczne wypadki przy pracy.

To nie była sielanka

Porzucane noworodki, żywe i martwe, nie budziły większych emocji. Obławom urządzanym na tak zwane „wałęsające się niewiasty” poświęcano mało uwagi. W Poznaniu po jednej z takich akcji odnotowano: „Wczorajszej nocy urządziła policja w mieście na wałęsające się po mieście niewiasty. Ujęto 48 kobiet, z których 11 trzeba było umieścić w Szpitalu Miejskim”. Im gorzej działo się w gospodarce, tym gorliwiej ścigano szpiegów i agentów; rzeczywistych i domniemanych. Przy dzisiejszej gonitwie za sensacją, współczesnym mediom ówczesne dzienne doniesienia kronik policyjnych starczyłyby za pożywkę co najmniej na miesiąc.

W Warszawie wykryto sektę satanistyczną  o nazwie „Czciciele Diabła”. Nitką, która prowadziła do kłębka, miał być mężczyzna, złapany w jednym ze stołecznych kościołów na gorącym uczynku w czasie kradzieży komunikantów. Ujęty przez policję, powtarzał w kółko „Oni mi to kazali”, a ponieważ wykazywał wyraźne objawy niezrównoważenia przewieziony został do kościańskiego zakładu psychiatrycznego. Świętokradztwo powiązano z serią samobójstw w kręgu młodzieży akademickiej. Komentator „Dziennika Poznańskiego” pisał, że przy denatach znajdowano tajemnicze kartki z dziwnymi rysunkami i tekstem „Z rozkazu Szatana. Bracia oczekują. Strzał. Północ”.

Dzieci w Zgierzu zabawiały się w „chowanego”. Prasa donosiła: „W czasie zabawy trzech chłopców zakopało w piasku 5-letniego Edwarda Skupińskiego, nałożywszy mu przedtem na twarz czapkę dla uchronienia od piasku. Po zagrzebaniu go, poszli chłopcy po kwiaty na grób. Po przybyciu ich z kwiatami Skupiński już nie żył.”            

Głodomór w trumnie

Gazety dzieliły się na poważne i brukowe. Dwa czołowe dzienniki wielkopolskie „Kurier Poznański” i „Dziennik Poznański”, także kościańska „Gazeta Polska”, za tanią sensacją nie goniły. W większości przypadków tak zwane kryminałki zajmowały w nich po kilka, kilkanaście wierszy na dalszych stronach, a mimo głębokiego kryzysu, kryzysem nadmiernie jeszcze nie straszyły. Może dlatego ich lektura daje zrównoważony ogląd tamtejszej rzeczywistości. W sierpniu 1930 roku pogoda w Wielkopolsce była zmienna: raz dobra, raz kiepska, a to upały, a to deszcze.  Z ludźmi działy się dziwne rzeczy. Mnożyły się irracjonalne zachowania.   Przybywało pacjentów w zakładach psychiatrycznych.

Na Placu Wolności w Poznaniu w samo południe mężczyzna w średnim wieku, elegancko ubrany krzyczał rozpaczliwie, że idzie obława i policja wszystkich pozamyka, więc wzywał na pomoc Boga. „Dziennik Poznański” donosił w telegraficznym skrócie: „(…) W końcu zaczął on napastować jakąś panienkę, która krzycząc z przerażenia rzuciła się do ucieczki. Gdy przybył policjant, mężczyzna zawołał - Weźcie mnie, lecz dajcie mi wpierw wody (…)”. W komisariacie okazało się, że zatrzymany jest kupcem, który zbankrutował, a że mówił od rzeczy skierowano go do Kościana.

Tego samego dnia rankiem w tymże Poznaniu w Parku Marcinkowskiego o godz. 6.10 strzelił sobie prosto w serce 24-letni handlowiec z Dolnej Wildy Stanisław Kuczera. „DP” tak zrelacjonował wydarzenie: „(…) Pogotowie ratunkowe przywiozło go do Szpitala Miejskiego gdzie dokonano operacji w nadzieji, że utrzyma się go przy życiu. Denat pozostawił kartkę następującej treści: - Skręcono moją duszę jak szmatę, a na koniec karmiono mnie tylko żółcią (…)”. I to wszystko. Do tematu nie wracano, być może także dlatego, że takich przypadków było już za dużo.

Wszystkie drogi prowadzą do Kościana, ale pozostanę jeszcze przy Poznaniu. W tamtejszym „Kurjerze Poznańskim” w owym sierpniu 1930 r. w dobrym, widocznym miejscu ukazało się ogłoszenie następującej treści: „Głodomór w trumnie w Poznaniu. Sala Św. Marcina 40, parter. Głoduje od 9 sierpnia do 3 września. Przez 25 dni odżywia się szkłem i wodą. Sala otwarta dniem i nocą”.

 Głodomorem okazał się  niejaki Józef Juraszek. Czy to prawdziwe nazwisko, czy też przybrany pseudonim – trudno powiedzieć. Mówiono, że był rodowitym Poznańczykiem i pochodził spod Śmigla, ale w księgach stanu cywilnego i w wykazach ludności go nie znalazłem. Znany był z tego, że żywił się żarówkami, a za przysmak uważał surowe mięso szczurów i myszy. Ludziska waliły drzwiami i oknami, a głodowy pokaz przyciągnął też media. Redaktor „Dziennika Poznańskiego” w umiarkowanym tonie relacjonował m.in.:
    „(…) W salce przy Świętym Marcinie, począwszy od dnia dzisiejszego głodować zacznie w trumnie fakir pan Józef Juraszek alias Kezsaruj. Liczy 25 lat, a słynie w Polsce jako znakomitość na polu pożerania szkła i zjadania szczurów. Codzienne menu fakira – głodomora, który produkował się już w wielu miastach polskich, w czasie jego 25 – dniowych pokazów składa się jedynie z czystej wody źródlanej oraz żarówek elektrycznych (…)”.

Pokaz zaczynał się o godz. 8-ej rano, a kończył od 2-iej w nocy. Wieko i boki od trumny były ze szkła, by widzowie mogli obserwować zachowanie leżącego bez ruchu fakira, a całość – dla zasady - starannie plombowana. W „Dzienniku” pisano dalej: „ (…) Na śniadanie o godz. 12-tej otwiera się na krótki przeciąg czasu oszkloną i zaplombowaną trumnę i głodomór z apetytem zjada jedną żarówkę. Następnie trumna była znowu zamykana i plombowana. Ta sama ceremonia powtarza się na obiad o godz. 5-tej i na kolację o godz. 9-tej wieczorem (…)”. Dopytujący się szczegółów dziennikarze dowiedzieli się, że w chwilach wolnych od żarówkowo – wodnej głodówki „pan Juraszek zjada tylko mleko oraz surowe mięso końskie, kocie, z królików i białych myszy, będących szczególnym przysmakiem”, a  jego żołądek nie trawi w ogóle potraw gotowanych.

Opowiadał mi kiedyś śp. mjr Edward Stróżyk, że był na jednym z pokazów Juraszka i  niby  zgadzało się: głodomór rzeczywiście chrupał żarówki i popijał je wodą źródlaną. Ale kiedy skończył poznańskie występy, studenci zoczyli go w hotelowej restauracji przy „świńskiej nodze” i piwie.     
                              
A wody nie zabrakło

W Kościanie w 1930 roku jakby nie dostrzegano kryzysu.  Oddano do użytku salę gimnastyczną „Sokoła”, odnowiono lasek miejski,  w którym postawiono drewniany grzyb ze słomianą strzechą, połączono gimnazja męskie i żeńskie, rozpoczęto budowę kompleksu sportowo - rekreacyjnego w Krajowym Zakładzie Psychiatrycznym, inwestowano w infrastrukturę miejską. Zabrano się m.in. za przekładany od lat remont wodociągów. Brak wody był tak dotkliwy, że skargi mieszkańców mnożyły się, a środowisko lekarskie sygnalizowało, że skończy się to epidemią tyfusu. Wreszcie rada i burmistrz zdecydowali.

26 lutego 1930 roku „Gazeta Polska” zamieściła radosną wiadomość z przebiegu sesji rady miejskiej: „(…) O stanie wodociągów referował pan burmistrz Maćkowiak. Obecnie firma fachowa z Poznania naprawia wodociągi i zapewnia, że po założeniu nowych filtrów i pogłębieniu studni wodociąg będzie przez kilkanaście lat dostarczał wody pod dostatkiem. Na tę reperację uchwaliła Rada zaciągnąć 8 000 zł. kredytu (…)”.

Kredyt stanowił zaledwie część kosztów remontu, ale wydatki nie poszły na marne i prace zakończono w sam czas, bo czerwiec okazał się upalny, a redaktor „Gazety Polskiej” alarmował 13 czerwca 1930 roku: „(…) Upały, które mają miejsce od kilku dni dochodzą do 50 stopni C. Brak deszczy daje się coraz więcej we znaki. O ile deszcze nie ożywią wkrótce roślin to wegetacja ustanie, a w studniach zabraknie wody (…)”.

Tragiczny wypadek

Na tle Poznania i innych miast Wielkopolski, Kościan w 1930 roku, był oazą spokoju. Protestowali jedynie miejscowi murarze i cieśle, bo zlecenia inwestycyjne trafiały do firm spoza Kościana. I choć zbliżały się wybory samorządowe, to władze odpowiadały zgodnie z prawdą, że obce firmy są tańsze od rodzimych. Opinią lokalną powiatu wstrząsnęła tylko jedna wielka tragedia.

5 października 1930 roku, z soboty na niedzielę, rozjeżdżali się do domów goście po przyjęciu wystawionym przez nowego burmistrza Krzywinia - Stefana Skrzypczaka. W wypadku zginął m.in. 56 – letni Konstanty Scholl – wielce zasłużony dla polskości, przyjaciel ziemi kościańskiej. W kwietniu 1919 roku tworzył struktury administracji samorządowej w Buku, jeszcze w tym samym roku przeniesiony do Szamotuł, gdzie był burmistrzem aż do śmierci. W Kościanie mieszkała jego rodzina, miał tutaj wielu przyjaciół i trzeba napisać tak: w trudnych sytuacjach Kościan mógł liczyć na Szamotuły, a Szamotuły na Kościan.    
                                                                  
„Gazeta Polska” w poniedziałek 6 października 1930 roku informowała: „Straszne nieszczęście wydarzyło się w nocy z soboty na niedzielę. Z uroczystości wprowadzenia w urząd nowego burmistrza w Krzywiniu wracali samochodem burmistrzowie p. Neumann z Witkowa i p. Scholl z Szamotuł w towarzystwie p.p. dr. Owsiannego z Szamotuł i inż. Jankowskiego z Poznania, który kierował samochodem. Na drodze z Czempinia do Śremu w pobliżu Manieczek jest ostry zakręt i mostek. Prawdopodobnie kierowca samochodu nie zauważył niebezpieczeństwa i wpadł prawym bokiem samochodu na poręcz mostu. Skutki zderzenia były straszne. Burmistrz Neumann i siedzący za nim burmistrz Scholl zostali zabici, a inż. Jankowski i dr Owsianny doznali większych i mniejszych obrażeń ciała. Dopiero trzy godziny po wypadku nad ranem, przejeżdżający tą drogą pan hrabia Żółtowski z Kadzewa zabrał nieszczęśliwych. Zmarłych zostawił w szpitalu śremskim, a rannych zawiózł do Poznania (…)”.

 Reporter „GP” podkreślał, że Konstanty Scholl to dawniejszy ceniony obywatel kościański „mający tu siostrę, córkę i zięcia pana Hejnowicza; pozostałej  rodzinie tak tragicznie zmarłego śp. Scholla wyrażamy serdeczne współczucie”.        

Rewelacyjny Kempa

W 1930 roku sukcesy na arenach sportowych odnosił zapaśnik Kempa. Prasa ówczesna w działach sportowych rzadko podawała imiona. Pisząc o wynikach naszego atlety używała jedynie nazwiska. Red. „Gazety Polskiej” śp. Marian Urbański z Kościana, którego miałem szczęście dobrze znać opowiadał mi, że Kempa to był Kempa, na przełomie dwudziestych i trzydziestych lat postać powszechnie znana, więc dla pisma imię jego miało drugorzędne znaczenie. Liczyły się wyniki, a te miał bardo dobre zwłaszcza, że wyspecjalizował się w gromieniu zapaśników niemieckich, których - co tu ukrywać – nie kochano.

W listopadzie 1930 roku Kempa zjechał do Leszna. Tam w kinie „Palace” rywalizował z Niemcem Früsem. Sala była wypełniona po brzegi, miejsc nie starczyło nawet dla tych, którzy mieli bilety, więc stali pod drzwiami i czekali na wynik. Każdy chciał dotknąć Kempy, bo że Polak wygra nikt nie miał wątpliwości.

29 listopada 1930 roku „Gazeta Polska” podała informację, której tytuł był prawie większy od samej treści, a brzmiał: „Kempa powalił mistrza Niemiec”. Redaktor pisał: „W turnieju zapaśniczym, który rozgrywa się w Lesznie w sali kina „Palace” rozegrała się niezwykle zacięta walka między dwoma zapaśnikami ulubieńcem publiczności Kempą z Poznania a mistrzem Niemiec Früsem. Błyskawicznym chwytem zwyciężył dobry technik Kempa. Zawodom przyglądało się ok. 2 tys. widzów. Kempa jest rodem z Rąbinia w pow. kościańskim”.

Mam teraz cichą nadzieję, że w Rąbiniu ktoś będzie wiedział więcej o naszym mistrzu, bo taką postać warto ocalić od zapomnienia.

Atak bezrobocia

Rok 1931 nie był w powiecie kościańskim już taki spokojny. W 10-tysięcznej siedzibie powiatu wstrzymano większe inwestycje, bo w miejskiej kasie brakowało grosza. Powolutku padały małe firmy. Bezrobocie biło rekordy. 14 marca 1931 roku „Gazeta Polska” tym razem na pierwszej stronie zamieściła odezwę Miejskiego Komitetu Niesienia Pomocy Bezrobotnym:

    „W mieście Kościanie jest zarejestrowanych 318 bezrobotnych, z których 200 nie pobiera zasiłku z Państwowego Funduszu Bezrobocia. Wspieranie zatem 200 bezrobotnych i rodzin przypadło miastu. Miasto wydając chleb, tłuszcze i opał (gotówki się nie wydaje) wyczerpało już nieomal zupełnie stojące do jego dyspozycji środki. Wreszcie wczoraj zawiązał się Komitet niesienia pomocy bezrobotnym i niniejszem zwraca się do wszystkich obywateli z gorącą prośbą, by bez różnicy na stan nieśli pomoc naszym bezrobotnym i ich rodzinom. Ofiary gotówkowe składać powinniśmy do Komunalnej Kasy Oszczędności Miasta Kościana. Dary w naturze, a więc towary, powinniśmy oddawać do dyspozycji Komitetu na ręce przewodniczącego p. Burmistrza Maćkowiaka (…)”.

Odezwę podpisało kilkanaście osób, w tym przewodniczący komitetu Edmund Maćkowiak, wiceprzewodniczący Wawrzyniec Czajka i sekretarz Jan Tadeuszak. W łańcuchu ofiarności nie zabrakło wybitnego działacza społecznego, jednej z najbardziej popularnych i lubianych w Kościanie postaci, długoletniego prezesa Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, radnego i przewodniczącego rady miejskiej, właściciela hurtowni i sklepu żelaza przy Rynku 43-letniego Stefana Soborskiego. Tak niedawno otwierał nową salę gimnastyczną, brał udział w zjazdach sokolich w całej Wielkopolsce, przewodniczył obradom rady, niósł pomoc ubogim i chorym, więc kto mógł przypuszczać, że kryzys dopadnie także jego.

Śmierć Soborskiego

3 kwietnia 1931 roku wyszedł z domu i był jeszcze w ratuszu - porządkował dokumentację. Pierwsza późniejsza wiadomość medialna pojawiła się w „Gazecie Polskiej” po piętnastu dniach, to jest 28 kwietnia: „Dzisiaj rano znaleziono na Szczodrówku, w Obrze, ciało śp. Stefana Soborskiego, zaginionego 3 bm. Wiadomość tę otrzymaliśmy w południe przed zamknięciem numeru”.

Tu przerwę wątek. Większe gazety codzienne miały w czasie prosperity dwa wydania – poranne i popołudniowe. Ostatnie wiadomości do porannego trafiały o 2 w nocy tak, żeby czytelnik zapoznał się z nimi wczesnym rankiem, do popołudniowego zaś do 13-tej tak, by gazeta znalazła się w sprzedaży przed 17-tą. Kościańska „Gazeta Polska” miała jedno wydanie – popołudniowe.

Stefan Soborski był w Wielkopolsce tak znaną postacią, że po krótkiej notatce „Gazety Polskiej”, ówcześni dziennikarze krajowi rzucili się na temat. „Kurier Poznański” w porannym wydaniu z 29 kwietnia 1931 roku donosił: „Z ostatniej chwili. Wyłowiono z Obry pod Szczodrowem we wtorek rano zwłoki śp. Stefana Soborskiego, znanego działacza na niwie sokolej, a prezesa okręgu kościańskiego. Śp. Soborski wyszedł  z domu w dniu 3 bm. i padł ofiarą tragicznego wypadku. Pogrzeb odbędzie się w sobotę 2 maja w Kościanie o godz. 17 –tej ”.      
  
Gdyby to stało się dzisiaj to media długo dostarczałyby nam wszelkich szczegółów z opisem wyglądu nieboszczyka włącznie. Ówczesna prasa wielkopolska jednak nie epatowała sensacją. Ukazały się dziesiątki nekrologów i utrzymane w szacunku dla zmarłego komentarze. „Gazeta Polska” z 29 kwietnia pisała dosłownie tak: „Sp. Stefan Soborski po kilku nieprzespanych nocach wyszedł z domu 3 bm. przed południem, aby nad brzegami Obry ochłodzić rozpalone od trosk czoło i tam znalazł śmierć tragiczną. Był człowiekiem, który od najmłodszych lat z wielkim wysiłkiem, własną pracą zdobył i mienie, i zaszczyty. Zmieszał się, gdy nagle spostrzegł, że grozi mu upadek. Był za ambitny, aby zwierzyć się przyjaciołom ze swoimi troskami i to Go zgubiło. Przecenił własne siły i runął jak to słusznie powiedział na ostatnim posiedzeniu Rady miejskiej przewodniczący obradom p. Józef Wypych. Długoletnią pracą stargane nerwy wypowiedziały posłuszeństwo. Śp. Stefan Soborski stał się ofiarą niestety nie pierwszą i nie ostatnią dzisiejszych ciężkich czasów (…)”.

Po takim wprowadzeniu nastąpił opis zasług zmarłego, a więc najpierw wierność ideałom sokolstwa polskiego: „Świętej pamięci od najmłodszych lat należał do „Sokoła”. Tam rozwijał żywą działalność i doszedł w tej organizacji do wysokich zaszczytów. Był prezesem zwyczajnym i honorowym gniazda kościańskiego, założycielem i prezesem tegoż okręgu, pierwszym wiceprezesem, a w końcu członkiem zarządu Dzielnicy Wielkopolskiej i delegatem do rady TG „Sokół” w Warszawie. Za tę pracę otrzymał Najwyższą Odznakę Sokolą”.

Dalej inicjatywy w środowisku kupieckim: „Był założycielem Towarzystwa Kupców i Młodzieży Kupieckiej, przeistoczonego później w dwie odrębne organizacje: Towarzystwo Kupców oraz Związek Pracowników Kupieckich. Od roku 1920 był prezesem, a od 1927 honorowym prezesem Towarzystwa Kupców, delegatem do Rady Związkowej Związku Towarzystw Kupieckich w Poznaniu; radcą Izby Przemysłowo – Handlowej w Poznaniu od pierwszej jej kadencji za czasów polskich (…)”.       
   
Wiedziano, że Stefan Soborski zawsze umiał pochylić się nad ludźmi biednymi. Jego pogrzeb stał się więc ogólną manifestacją. Nie było to, ani pierwsze, ani ostatnie tragiczne wydarzenie w Kościańskiem w 1931 roku. Ale o tym w następnym odcinku. (cdn) 

JERZY ZIELONKA    

GK / 16 / 2009
Tekst ten pochodzi z najnowszego numeru „Wiadomości Kościańskich”


 

Już głosowałeś!

Komentarze (3)

w dniu 23-04-2009 23:41:13 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Lubię takie stare historie

Lubię takie stare historie

w dniu 06-09-2011 15:53:33 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

komentarz dotyczyn życia codziennego mieszkańca powiatu. W Jurkowie nie ma prądu średnio dwa razy w ciagu dnia. Jest burza - prąd jest. Jest zawieja deszczowoa - prąd jest. W

komentarz dotyczyn życia codziennego mieszkańca powiatu. W Jurkowie nie ma prądu średnio dwa razy w ciagu dnia. Jest burza - prąd jest. Jest zawieja deszczowoa - prąd jest. W

w dniu 08-05-2017 09:41:05 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Czy potrzebujesz pilnej pożyczki? Skontaktuj się z nami przez e-mail: [email protected]

Czy potrzebujesz pilnej pożyczki? Skontaktuj się z nami przez e-mail: [email protected]

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.117.152.26

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.