Magazyn koscian.net

2008-03-21

W Kościańskiem przed laty (1)

Panuje obiegowa opinia, że żyjemy w niebezpiecznych czasach. Media donoszą o licznych zagrożeniach: terroryzm, katastrofy, wypadki, morderstwa, gwałty, samobójstwa, moralne rozpasanie nie schodzą z łamów i anten, potęgując poczucie zagrożenie. I rodzi się pytanie czy tym, którzy byli przed nami żyło się lepiej, bezpieczniej?

Odpowiedź brzmi: przed 75 czy 100 laty w Kościanie i powiecie nie żyło się ani lepiej, ani bezpieczniej. Aby się o tym przekonać wystarczy przewertować stare gazety. Czytam ostatnio – dla odtrutki od dokumentów współczesnych - „Kurier Poznański” z lat 1906 – 1909. Napady na pociągi i banki, wypadki śmiertelne, zbrodnie wręcz niesłychane, katastrofy wielkie i dramatyczne tragedie, bankructwa, strajki – na świecie, w podzielonej między zaborców Polsce, w Poznańskiem, no i u nas – nad Obrą. I o tym będę pisał w „Wiadomościach Kościańskich”. Na początek dwa samobójstwa i dwa wypadki.

Romeo i Julia

Ta historia nie zdarzyła się w Weronie, ale jej postacie są prawie szekspirowskie. Romeo to czeladnik ciesielski Karl Filbrich, lat 19, wyznania ewangelickiego, urodzony w Kościanie, syn znanego i zamożnego obywatela kościańskiego Augusta i jego żony Ernestine; Julia zaś z pośledniego rodu, służąca Filbrichów - Marie Fiedler, lat 23, także ewangeliczka, urodzona w okolicach Brzegu na Śląsku, o której rodzicach dokumenty milczą, może poza tym, że w Brzegu mieszkała jej nienazwana nigdzie matka.           
Romeo i Julia mieli się ku sobie i miasto o tym wiedziało. Wszakże co innego „mieć się ku sobie”, a co innego „mieć poważne zamiary”, od narzeczeństwa do ślubu droga była daleka. Kiedy się ta miłość zaczęła – dokładnie nie wiadomo, ale sprawa stała się głośna sto lat temu - we czwartek 27 sierpnia 1908 roku, kiedy to „Kurier Poznański” doniósł, że zakochana para przepadła jak kamień w wodę i jest poszukiwana przez policję. W onże czwartek list od Marie otrzymała jej matka. Miało z niego wynikać, że młodzi chcą się pobrać, rodzice Filbricha nie wyrażają na to zgody, to nic im nie pozostaje jak skończyć z sobą.

Niedziela 31 sierpnia 1908 roku była słoneczna. Rozpoczynała się moda na rodzinne spacery po co dopiero posadzonej kościańskiej plantacji, wzdłuż Obry aż do lasku miejskiego. Poziom wody przy moście przed laskiem wynosił 120 centymetrów – to stan wyższy od średniego. Spacerował tamtędy mistrz szewski Max John i najpierw ze zdziwieniem, a później z przerażeniem ogromnym, ujrzał dwa, złączone  – ponoć skąpo odziane – ciała ludzkie. Reporter „Kuriera Poznańskiego” donosił parę dni później z Kościana:

„Przechadzającym się wzdłuż kanału Obry w niedzielę po południu straszny przedstawił się widok. Tutejszy mistrz szewski John spostrzegł bowiem nad brzegiem kanału przy lasku miejskim związane zwłoki jakiejś młodej pary. Przywołana natychmiast policja stwierdziła w topielcach 23-letnią służącą niejakąś Fiedler i 19-letniego narzeczonego jej cieślę Karola Filbricha z Kościana, którzy zginęli bez wieści, jak o tym pisaliśmy w czwartek ubiegłego tygodnia. Młoda para chciała się koniecznie pobrać, lecz rodzice Filbricha stanowczo się temu opierali. Fiedlerówna napisała jeszcze w czwartek list pożegnalny do swojej matki, mieszkającej w Brzegu na Śląsku, w którym wyjawiła swój zamiar. W czwartek bawili kochankowie, świątecznie przybrani do godziny 1-ej w nocy jeszcze w jednej z tutejszych restauracji, skąd udali się do kanału i związawszy się wskoczyli do wody”.

W urzędowych aktach zgonu odnotowano, że ciała Romea i Julii odnaleziono w opisanym już miejscu, nie w niedzielę, a w sobotę – 30 sierpnia 1908 roku o godz. 15.00. Czy w twórczym zapale błąd popełnił korespondent „Kuriera”, czy też raczej omyłka zakradła się w księdze śmierci – tego nie da się już ustalić. O tej tragedii opowiadał mi kiedyś – w nieco zmienionej wersji – znany mistrz rzeźnicki śp. Adam Jerzykiewicz.

Głową w dół

W przyszłym roku kościańskiej wieży ciśnień - budowli, która swoim kształtem przypomina zamek tajemny – „stuknie” sto lat. Mało kto wie, że jej powstanie okupione zostało śmiercią porządnego człowieka. Budowa dobiegała końca, kiedy na dachu wieży kładziono ostatnie dachówki. Pogoda była zła. W drugiej połowie października 1908 roku nastały noce przymrozki, za dnia padał deszcz. W takich to warunkach w poniedziałek 19 października do pracy przystąpił m.in. 34-letni cieśla Antoni Borowiak. W okolicy uważany był za jednego z najlepszych fachowców w swym rzemiośle i przepowiadano mu dobrą przyszłość. Pogoda, pogodą, a w domu gromadka dzieci, jeść wołają i pieniędzy trzeba. Warto dodać, że starsze dzieci Borowiaków brały udział w 1906 i 1907 roku w słynnym strajku dzieci kiełczewskich.

Tak więc cieśla wspiął się na dach po rusztowaniu i...„Kurier Poznański” z 22 października 1908 roku donosił:

„Śmiertelny wypadek spotkał w poniedziałek rano cieślę Antoniego Borowiaka z Kiełczewa. Borowiak zatrudniony był przybijaniem łat na 45-metrowej wieży przy nowobudujących się tutaj zakładach wodociągowych. Ponieważ było bardzo zimno, chciał się rozgrzać trzepaniem rękoma, przy czym stracił równowagę i spadł na ziemię. Nieszczęśliwy rozpłatał sobie czaszkę, co spowodowało natychmiastową śmierć. Borowiak liczył dopiero 34 lata i pozostawił młodą jeszcze żonę z pięciorgiem dziatek w wieku od trzech kwartałów do 9 lat”.

Zapomniał klucza

Jak kogoś ma śmierć dopaść, to dopadnie. Nie skryjesz się przed nią, nie uciekniesz, a zdarzyć się może, iż ducha wyzioniesz w nieprzewidywalnych okolicznościach. Pomocnik aptekarza Hugo Weiler, lat 23, stanu wolnego, mieszkał w Kościanie w oficynie za kamienicą przy Rynku, w której mieściła się i mieści nadal apteka. Solidny, dokładny, skrupulatny – dziś by powiedziano – dobrze zorganizowany, perfekcyjny. Ale na każdego raz kiedyś przychodzi tak zwana pomroczność jaśnista.          

11 listopada 1908 roku, kiedy zapadł zmrok, Hugo zamknął aptekę i wyszedł do miasta. Akta policyjne dowodzą, że przez kilka godzin grał z kolegami w karty w jednym z lokali, a że nie był trunkowy nikt mu nie może zarzucić, że wracał do domu w stanie wskazującym na użycie. Wszedł na Rynek, stanął przed domem z apteką i wtedy zorientował się, że wprawdzie ma klucz do mieszkania, ale zapomniał klucza do bramy wejściowej. Nie bramą to przez mur. Na zapleczu Rynku, przy ul. Świętego Jana zachował się ten mur do dzisiaj – stylowy, miejscami piękny, trochę wysoki. Wydarzenia potoczyły się szybko.

Redaktor „Kuriera Poznańskiego” pisał 14 listopada 1908 roku:
 „Pożałowania godny wypadek zdarzył się w środę wieczorem tutejszemu pomocnikowi aptekarskiemu. Po zamknięciu apteki wyszedł na miasto, zapominając jednak zabrać ze sobą kluczy od bramy. Kiedy wrócił z powrotem, zastał drzwi do kamienicy już zamknięte. Nie namyślając się długo, postanowił przejść przez mur, prowadzący na podwórze jego mieszkania. Wskutek przymrozku był mur zbyt śliskim i nieborak ześlizgnąwszy się, upadł na bruk tak niebezpiecznie, że rozbił sobie głowę. Zbroczonego krwią znaleziono później na bruku w stanie bezprzytomnym. Lekarze mają jednak nadzieję utrzymania go przy życiu”.

Nadzieja zawiodła. Weiler zmarł w dniu, w którym ukazała się powyższa notatka prasowa. (cdn}

JERZY ZIELONKA

Przedruk z pisma regionalnego
WIADOMOŚCI KOŚCIAŃSKIE
Nr 1/3 (228/230) styczeń/marzec 2008

Już głosowałeś!

Komentarze (4)

w dniu 25-03-2008 01:33:24 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Niesamowita histora - że też nikt nie wpadł jeszcze na pomysł wykorzystania jej marketingowo dla celów promocyjnych miasta ! Przecież aż się o to prosi ...

Niesamowita histora - że też nikt nie wpadł jeszcze na pomysł wykorzystania jej marketingowo dla celów promocyjnych miasta ! Przecież aż się o to prosi ...

w dniu 25-03-2008 08:01:43 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

problem polega na tym, że takie historie znajdziemy również w innych miastach. Owszem, ciekawostka, ale nie na tyle, żeby za jej pomocą promować miasto.

problem polega na tym, że takie historie znajdziemy również w innych miastach. Owszem, ciekawostka, ale nie na tyle, żeby za jej pomocą promować miasto.

w dniu 25-03-2008 17:56:54 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Może historia o Romeo nie może być główną atrakcja, ale jedną z wielu może być. Np. jakaś rzeźba nad kanałem przypominająca ta tragedię kochanków?

Może historia o Romeo nie może być główną atrakcja, ale jedną z wielu może być. Np. jakaś rzeźba nad kanałem przypominająca ta tragedię kochanków?

w dniu 26-03-2008 08:42:11 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

popieram - dobry motyw na jedną z atrakcji historycznych, których w mieście jak na lekarstwo

popieram - dobry motyw na jedną z atrakcji historycznych, których w mieście jak na lekarstwo

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 52.15.231.106

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.