Magazyn koscian.net

03 stycznia 2012

Takie, panie, to w Kanadzie (foto)

Żeby ją znaleźć kilkanaście godzin brodzi w bagnach, przedziera się przez chaszcze, przeprawia przez rowy, wspina na wysokie gałęzie. Potem pilnuje by ją bezpiecznie wycięto, załadowano, przywieziono i ustawiono. I ubiera ją w siedemset metrów kabla z ponad siedmioma tysiącami światełek i oto świąteczna choinka na kościańskim Rynku gotowa.

- Około północy jestem w domu, padam na łóżko i śni mi się, że wyciąłem już wszystkie choinki w lesie i nie mam żadnej na przyszły rok. Okropny stres  – opowiada Krzysztof Szała, od pięciu lat nieoficjalny pierwszy choinkowy Kościana

Co było na początku tego nie wie nikt. Dość powiedzieć że jeszcze sześć lat temu choinkę na kościańskim rynku stawiali i ubierali pracownicy nieistniejącego już zakładu komunalnego. To już choinkowa historia starożytna. Współczesną pisze Kościański Ośrodek Kultury, a właściwie jeden jego pracownik – Krzysztof Szała.
   
- Zakład został sprywatyzowany i komuś trzeba było choinkowy obowiązek powierzyć. Trafiło na mnie – mówi. To w tej chwili chyba najlepszy choinkowy specjalista w okolicy.   Przewędrował w poszukiwaniu świątecznych drzewek dziesiątki hektarów leśnych ostępów w kilku gminach. Obfotografował dziesiątki drzew, a w głowie ma listę niedoszłych i rokujących gwiazd kościańskiego Rynku na najbliższych kilka lat. I, co najważniejsze, zechciał się swymi porażkami, sukcesami i doświadczeniami choinkowymi z nami podzielić.

Ta pierwsza
Koty za płoty, czyli historia ogigloka


   
Przygotował się. Zasięgnął opinii u kolegów z dawnego zakładu komunalnego i zrobił wszystko, jak  należało - poszedł do nadleśnictwa, zapłacił za choinkę, dowiedział się że ma po nią jechać do Ziemina, umówił się z tamtejszym leśniczym, dziesięciu ludzi umówił, pilarza, tira z niskopodwoziówką,  policję i dźwig. I pojechali.
   
- I to był mój pierwszy błąd. Byłem święcie przekonany, że jadę jak do sklepu. Na miejscu czeka leśniczy i podleśniczy, wchodzimy w las i już widzę piękne choinki – TA! - mówię, a podleśniczy parska – Z tego, to pan sobie możesz podłogę zrobić... Jest za duża! Nie jesteśmy w stanie jej bezpiecznie  wyciąć i wyciągnąć. Chodzimy więc i chodzimy, a im dalej w las tym więcej drzew... Pilarz: K...., decydujcie się, bo ja mam robotę! Robi się coraz bardziej nerwowo. I znajduję drzewko urody szczególnej. - TA! - mówię do siebie, wołam współpracowników, a oni, że niemożliwe, że za głęboko w lesie, że zbyt gęste chaszcze, że... Zapomnij! No to idziemy dalej. Mija godzina, dwie. Pilarz chce nas już tą pilą zredukować, las się kończy, a tam pięknie, w rządku, kilkadziesiąt świerków.  Widzę, że pilarza nie jestem już w stanie uspokoić, więc mówię – Tnij waść! I uciął.
     
Ci, co to się znali powiedzieli, że choinka jest tak skonstruowana, że jak się przewraca, to połamać się nic nie może. No to gruchnęła swobodnie  na ziemię, załadowali ją i pojechała. Policja zablokowała najpierw  połowę miasta, by mogli wjechać, a potem  Rynek, by dźwig mógł ją ustawić. Dźwig drzewko uniósł i...
   
- I zamarłem.  To, co nieźle wyglądało w lesie, na Rynku wyglądało koszmarnie. Jak po ataku rakietowym. Ludzie zatrzymywali się z otwartymi buziami.  Istny ogiglok. Koszmar. Na Rynku stało coś, co mogłoby swobodnie grać w komedii Barei. Koleżanka z KOK-u dzwoni, że jej tata właśnie jest na Rynku i że to podobno maszkara!? Nie dość, że z jednej strony gałęzie się połamały, to z drugiej miały nie więcej, jak po metrze. Ja w rozpaczy i ze wstydu schowałem się do ratusza. Ale koledzy, ci wprawieni w boju, mówią: nic się nie martw, nie takie poczwary żeśmy ubierali. Wcześniej, w lesie, za ich radą nacięliśmy przezornie trochę gałęzi.  Oni więc poszli  kupić drut i gwoździe ale ja nie wytrzymałem -  zadzwoniłem do znajomego pilarza i czym wrócili maszkara była już pocięta na plasterki.
   
Tak ona nie została gwiazdą, a on pojechał na swoją pierwszą ekspedycję poszukiwawczą po lasach.
   
- Teraz już wiem, że najtrudniej to ZNALEŹĆ odpowiednią choinkę. Wymogi są wyśrubowane – musi mieć około 11- 12 metrów wysokości – ani mniej, ani więcej, musi rosnąć samotnie – by była tak samo ładna ze wszystkich stron, mieć odpowiednio mocne gałęzie – by udźwignąć dziesiątki kilogramów kabla z lampkami i po prostu musi być ładna, symetryczna. Takie Panie, powiedział mi w tym roku  leśniczy z Reńska, to w Kanadzie. Nie u nas. I to właśnie spędza mi sen z powiek... - wzdycha Szała.

 
Ta najpiękniejsza
Bez pracy nie ma choinki, czyli historia gwiazdy

    
   
- Zapomnij! - powiedzieli współpracownicy: za głęboko w lesie, zbyt gęste chaszcze, nie da rady.  I właśnie po nią pojechaliśmy – Szała unosi brew. To było tego pierwszego roku, po tym, jak znajomy pilarz pociął na plasterki ogigloka. Kilka dni po sromotnej porażce  Szała pojechał do lasu jeszcze raz, ale teraz bez pilarza i reszty.  Pojechał znaleźć choinkę. Leśniczy wskazał miejsce, gdzie mogą takie rosnąć, ale jego ciągnęło to tej, którą upatrzył sobie już wcześniej. - Zobaczyłem ją znów i wiedziałem, że to musi być ta. I podjąłem wyzwanie... - mówi krótko.
   
Czas naglił. Niepisaną tradycją jest, że szóstego grudnia choinka powinna już stać na Rynku. Znów więc umawia ludzi, pilarza, tira, policję i...
   
-  Z sercem na ramieniu, asekurując ją linami delikatnie ją położyliśmy a potem weszliśmy w jej gałęzie, chwyciliśmy za pień i mozolnie, metr po metrze, nieśliśmy ją przez jeżynowe chaszcze, lawirując między drzewami i starając się, by jak najmniej ją uszkodzić. Dziesięciu chłopa, jakieś sto metrów, ponad godzinę. Nie wiem, ile waży taka choinka, ale naprawdę sporo.
   
Dotargali ją do przecinki. Skąd żuk z prędkością trzech kilometrów na godzinę ciągnął ją kolejne sto metrów. A tam już stał tir na którego ręcznie ją władowali. I ruszyli, i policja, i dźwig i...
   
- Chwila prawdy. Jaka choinka jest, czy nie uszkodziła się podczas wynoszenia, ciągnięcia i ładowania, dowiaduję się dopiero w momencie gdy unosi ją dźwig. Wtedy już wszystko widać.  Wisi i... Uf! Cała i naprawdę piękna... Trud był ogromny. I stres.  Ale warto było. Ktoś ją sfotografował i  jest na pocztówce...
   
Ubieranie skończyli o dwudziestej drugiej. Efekt był oszałamiający.
    - Zrehabilitowałem się – uśmiecha się ,,,choinkowy''.
   
Od tej pory poszukiwanie choinki zaczyna w połowie listopada. Jedzie z termosem,  kanapkami, w gumofilcach, kilku warstwach starych bluzek i swetrów, w nieodłącznym kitlu z jedną lub dwoma osobami do pomocy i przedziera się przez chaszcze, i ostępy leśne, by znaleźć świąteczne drzewko dla miasta. Nie jest łatwo. Drzewko, by wyrosło na gwiazdę kościańskiego Rynku musi rosnąć nieco na uboczu, poza regularnym szpalerem. Najczęściej jest to więc samosiejka tak mniej więcej dwudziestoletnia. W młodości najlepiej by rosła w cieniu brzózek, ale  potem już samotnie, by mieć bardzo dużo światła. Musi być oczywiście piękna, no i jeszcze musi rosnąć w miejscu, z którego da się je bezpiecznie wydobyć do drogi. To jak szukanie igły w stogu siana. Wędrują więc w poszukiwaniach kilka razy, po kilka godzin.  Rozchodzą się, czasem gubią...
   
- A telefony w lesie nie działają – uśmiecha się Szała. - Właziłem raz nawet na całkiem wysokie drzewo, żeby jedną kreskę zasięgu złapać: Trąb chłopie klaksonem ile możesz, bo nie wiem gdzie jestem - wołam do telefonu. Nic to jednak nie dało. Postraszyliśmy zwierzęta, a trąbitka i tak nie było słychać. Było za słabe. Trochę trwało, ale żeśmy się odnaleźli...
   
Tu ptak spod nogi się poderwie, tu łania przemknie, tu lis smyknie, tam dzik się przewinie. Takie poszukiwanie choinki to bliski kontakt z naturą. Najbliższy gwarantują owady.
   
- Z włosów i innych zakamarków trzeba wydłubywać je do wieczora.
    

Ta najtrudniejsza
Choinkowemu wiatr w oczy, czyli historia ekstremalna

    
   
Rok ubiegły. Lało. Zalewało. Podtapiało. Pojechali, jak należy w połowie listopada na rekonesans, a tam okazało się, że las w wodzie stoi. Na wjazd autem szans nie było, więc zostawiają wóz i idą piechotą.
   
- Wody było miejscami tyle, że wlewała się do kaloszy – opowiada Szała.
   
Żaden sprzęt nie był w stanie tam wjechać. A i oni piechotą nie daleko zaszli. Bywało, że wody było na pół metra. Czekali więc na mróz, ale gdy przyszedł, to od razu z przytupem – ponad dziesięć stopni na minusie i do tego od razu śnieg - dwadzieścia centymetrów. Przedzierali się piechotą przez hektary zalanego, zmarzniętego i do tego zasypanego śniegiem lasu i szukali. Śnieg nie tylko utrudniał chodzenie po lesie, ale i ocenę drzew. Przysypane wyglądają inaczej. A czas naglił. Już było wiadomo, że na szóstego grudnia Szała nie zdąży, a tu ciągle coś idzie nie tak.
   
- Zacznijmy od tego, że na dzień przed cięciem zepsuł się umówiony traktor, a tir nie miał szans wjechać. No i gorączkowe poszukiwanie innego traktora. Znajdujemy. Znów wszystkich umówić i jedziemy... Tego dnia było dwanaście stopni mrozu, wiało...
   
Smagani lodowatym wiatrem, biali od śniegu, który sypał się z gałęzi, tną i kładą świerk. Traktor się spóźnił, bo wczesnym rankiem wpadł w poślizg i wylądował w rowie.
   
- Dwie godziny stałem w tym wietrze w szczerym polu, żeby mu wskazać drogę – opowiada Szała.
   
Traktor dotarł i z pomocą jego łychy wyciągnęli drzewo z lasu, wturlali je na pakę i zaczęli modlitwy, by traktor wyjechał z przymarzniętego bagna. Lód łamał się, błoto chrzęściło pod kołami i powolutku, pomalutku...
   
- Wybiliśmy się z lasu! I nagle traktor staje. Przez CB radio traktorzysta dowiedział się, że jakiś tir wpadł w poślizg w okolicy Wilkowa i droga jest nieprzejezdna.
   
Na szczęście w Wilkowie koło tira się przecisnęli, do Kościana dojechali, a potem jak zwykle: policja, dźwig i stres. Tym większy, że w mrozie gałęzie łatwiej się lamią..... Uf. Nie jest źle. I nie złamała się ani jedna gałązka. Ale to nie koniec. Teraz Drzewko trzeba ubrać. Mróz, wiatr  i ponad dziesięć godzin stania na wysokości kilku metrów nad ziemią.
   
- W taką pogodę ręce grabieją nawet w dwóch parach grubych rękawic...



Ta która stoi
I przyszła do nas, czyli historia współczesna

    
   
Rosła sobie samotnie, przy ścieżce, niedaleko brzozowego zagajnika. Krzysztof Szała upatrzył ją sobie już cztery lata temu.   
   
- Była taka piosenka - ,,Nikt prócz zająca nie kochał jej ''–  ale to nie ta bajka. Kruki tak się rozpleniły, że wyżarły wszystkie zające. Tak mówił leśniczy. Więc zając u niej raczej nie bywał. Bywałem ja. Co roku. Jak taka Baba Jaga pilnowałem, czy aby ładnie mi rośnie. I urosła ślicznie. W moim osobistym rankingu ma drugie miejsce... - ocenia. Wydobyć nie było łatwo, bo choć rosła blisko drogi, to dzielił ją od niej rów. Na szczęście bez wody. Traktor łychą lekko ją uniósł, a reszta była w rękach ekipy choinkowej.
    
Skład ekipy jest prawie co roku taki sam. To już bardzo doświadczony  i zgrany team. Umawiają się na 7.30. dwoma autami – busem i osobówką.
   
- Siódma trzydzieści to optymalna godzina. Kiedyś umówiliśmy się na piątą trzydzieści. A był to pochmurny poranek. Pojechaliśmy do lasu i godzinę siedzieliśmy w samochodzie, bo było tak ciemno, że drzewa nie mogliśmy znaleźć – uśmiecha się Szała.
   
Do lasu wchodzą piechotą, przygotowują drzewo do cięcia i dzwonią po traktor z naczepą. Krzysztof Szała wchodzi po drabinie i wysoko oplata pień sznurem, który ma asekurować upadek choinki. Upada, oni ją niosą, ładują i jedzie. Do miasta wjeżdża jak VIP – środkiem drogi z  policyjną obstawą. Jedzie Grodziską, Piłsudskiego, ledwo mieści się w zakrętasach ulicy Szczepanowskiego i  trafia na Rynek.  Tam choinkowa ekipa dopasowuje pień do szerokości dziury przygotowanej na ten cel w deptaku Rynku (siedemdziesiąt centymetrów w obwodzie) i w samo południe zielony Kopciuszek powinien już stać. Potem obiad i...
   
- Wchodzimy na podnośnik, ja i kolega, i zaczynamy ubieranie – wyjaśnia Szała.
   
Lata doświadczeń i Szała wypracował własny sposób ubierania choinki. Światełka układa nie tylko po zewnętrznej linii, ale i wewnątrz gałęzi. Dzięki temu choinka jest – jak sam mówi – pełna światła. Około godziny 22.00 na Rynku stoi już prawdziwa księżniczka, a zmordowany Szała z kolegą, zamroczeni spalinami podnośnika, kończą pracę. W tym roku skończyli o 23.00.
   
- Około północy jestem w domu, padam na łóżko i śni mi się, że wyciąłem już wszystkie choinki w lesie i nie mam żadnej na przyszły rok. Okropny stres  – opowiada.


***
   
Świąteczne drzewko w sercu miasta stoi do końca stycznia. Choć to z 2008 roku nie doczekało nawet Trzech Króli. Wiatr złamał je u podstawy.  Szała schodził już kilkadziesiąt hektarów okolicznych leśnictw, ale ostatecznie zawsze wraca do Ziemina i to tam wycięto wszystkie dotychczasowe świąteczne drzewka kościańskiego Rynku. Pan Krzysztof w głowie ma mapę tamtejszych  lasów z wytypowanymi pięknościami rokującymi na najbliższych kilka lat. I drugą z tymi, które przeoczono kilka, kilkanaście lat temu i teraz wyciągnąć z lasu można je już tylko helikopterem.
   
- Zacząłem patrzeć na drzewa pod kątem pewnej przydatności – uśmiecha się. - Uwielbiam chodzić po Tatrach. I tam pewne drzewo idealne psuje jeden z najpiękniejszych widoków na Tatry. Co na ten widok patrzę, to myślę jak by je tu do Kościana na święta przywieźć – żartuje. Ma też upatrzonych kilka drzewek na prywatnych posesjach w kilku okolicznych miejscowościach. Jak chociażby w Karśnicach, Wilkowie... W domu Szały też stoi  w tym roku żywa choinka. Mierzy zaledwie pół metra. Tej nie ubierał.

ALICJA MUENZBERG-CZUBAŁA

Fot. Bogdan Ludowicz

Już głosowałeś!

Komentarze (7)

w dniu 03-01-2012 14:40:06 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Szacunek!

Szacunek!

w dniu 03-01-2012 14:45:54 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

I po co to takie, ładne, piękne, duże, zdrowe choiny wycinać? Wedle mnie nie musialoby być choinki na rynku, ewentualnie jakaś sztuczna, bo szkoda tych choinek, wszystkich - naprawdę.

I po co to takie, ładne, piękne, duże, zdrowe choiny wycinać? Wedle mnie nie musialoby być choinki na rynku, ewentualnie jakaś sztuczna, bo szkoda tych choinek, wszystkich - naprawdę.

w dniu 03-01-2012 14:50:31 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Po co zatem wystawna wigilia? Wystarczy chleb z okładem. Po co prezenty? Po co ten cały zamęt? Dlatego, że to ŚWIETO. A co do sztucznych choinek, to pamiętaj, że są totalnie nieekologiczne. Di ich wyprodukowania zużyto mnóstwo energii i pochodnych ropy, a rozkładać się będzie dziesiątki, a może setki lat. Te żywe pochodzą zaś ze specjalnych upraw.

Po co zatem wystawna wigilia? Wystarczy chleb z okładem. Po co prezenty? Po co ten cały zamęt? Dlatego, że to ŚWIETO. A co do sztucznych choinek, to pamiętaj, że są totalnie nieekologiczne. Di ich wyprodukowania zużyto mnóstwo energii i pochodnych ropy, a rozkładać się będzie dziesiątki, a może setki lat. Te żywe pochodzą zaś ze specjalnych upraw.

w dniu 03-01-2012 17:05:18 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Kto by pomyślał :) Bardzo fajny tekst. Od tygodnia numer 1 :)

Kto by pomyślał :) Bardzo fajny tekst. Od tygodnia numer 1 :)

w dniu 04-01-2012 16:45:06 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Wielki szacunek!!!tylko jest jedno małe ale!!! Kolego Krzysztofie a mogę do ciebie tak mówić parę razy razem pracowaliśmy nad różnymi koncertami ale wracając do tematu artykuł super praca którą włożyłeś wielka fakt tylko pamiętaj że jeszcze jest jeden pracownik który tez wkłada wiele pracy i poświęcenia a tu prawie o nim nie ma nic napisane to jest Mariusz i pamiętaj bez niego wiele rzeczy byś nie dał rady zrobić.Więc wielki szacunek za pracę do ciebie Krzysztofie ale również do Mariusza.Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Rocku.Pamiętaj o innych.

Wielki szacunek!!!tylko jest jedno małe ale!!! Kolego Krzysztofie a mogę do ciebie tak mówić parę razy razem pracowaliśmy nad różnymi koncertami ale wracając do tematu artykuł super praca którą włożyłeś wielka fakt tylko pamiętaj że jeszcze jest jeden pracownik który tez wkłada wiele pracy i poświęcenia a tu prawie o nim nie ma nic napisane to jest Mariusz i pamiętaj bez niego wiele rzeczy byś nie dał rady zrobić.Więc wielki szacunek za pracę do ciebie Krzysztofie ale również do Mariusza.Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Rocku.Pamiętaj o innych.

w dniu 04-01-2012 22:55:08 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Świetny tekst - gratuluję autorce

Świetny tekst - gratuluję autorce

w dniu 07-01-2012 12:14:54 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

:)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.226.87.83

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.