Magazyn koscian.net

11 lutego 2014

Śledztwo w sprawie szabli

Była noc. Kilkunastoletni chłopak wymknął się po cichu na korytarz kamienicy przy Szewskiej 10 w Kościanie, a stamtąd poszedł na strych. Poluzował deskę w podłodze, wyjął spod niej szablę i po cichu zszedł na dół. Przemknął przez podwórko, odsunął luźną sztachetę w płocie, rozejrzał się, czy nikogo nie ma, zakradł się do kanału i rzucił szablę do wody. To był czerwiec 1941 roku. - Siedemdziesiąt dwa lata później, pod koniec lata ubiegłego roku, dowiedziałem się, że mój ojciec miał kiedyś szablę i może właśnie ją w kanale odnaleziono – mówi Czesław Wieczorek.




Znaleziona
   
Kościan, ulica Piaskowa. Mały domek przy samej ulicy (niegdyś była tam działająca przez kilkadziesiąt lat stolarnia).Wielka brama, duży pies, korytarz i wreszcie pokój zastawiony tysiącem rzeczy: obrazami, starymi zegarami, radiami, magnetofonami, gramofonami, dzbankami, filiżankami, zabawkami, talerzami, maszynkami do mięsa. Nieużywane od lat  rzeczy codziennego użytku pamiętające czasy PRL, II RP, cesarza Wilhelma i wcześniejsze. Zapomniane, stare,  piękne, brzydkie, ręcznie robione, z manufaktur i peerelowskich fabryk.  Wielkie stoją na ziemi, drobne oblepiają wszystkie szafy, pułki i witrynki. A więc stare monety, zdjęcia, filiżanki, talerzyki, imbryczki, łyżki, łyżeczki, medale, stare bilety, pamiątki chrztu i pierwszej komunii.
   
- Trzymam to wszystko jak na wystawie, żeby pokazać, czego nie należy wyrzucać – wyjaśnia Adam Urbaniak, zacierając lekko ręce. W pokoiku jet chłodno. - To takie moje hobby – ratowanie rzeczy – uśmiecha się lekko. I kładzie na stole sczerniałą szablę.
   
- Rękojeść się rozpadła – tłumaczy pan Adam. -  Była drewniana, ciągnięta skórą... O tu osobno – jelec koszowy – osłona dłoni. Przymocowany był do rękojeści. Teraz luzem.. Szabla była w pochwie.  Tu to, co z niej zostało – kładzie na stole dwie nierówne, drewniane klepki  pokryte zardzewiałą i całą w strzępach, metalową koszulką. - To dzięki tej pochwie szabla jest w sumie w dobrym stanie. Rękojeści, która była na wierzchu, rdza dała się najbardziej we znaki...
   
Adam Urbaniak  unosi szablę do światła tak, by można było przyjrzeć się znakom wybitym tuż przy rękojeści.
    - Tu są oznaczenia jednostki, na której stanie była szabla.  Niestety, symbole pokryła rdza. Mam nadzieję, że da się to wyczyścić... To szabla pruska. Tu widać: ,,W’’ i pod tym cyfry  sześć i  trzy – to znaczy, że wykonano ją w tysiąc osiemset sześćdziesiątym trzecim. Mogła więc – teoretycznie - brać udział w powstaniu styczniowym. Już umówiłem się z jednym z muzeów, że trafi na wystawę poświęconą powstaniu.
   
Pan Adam nie znalazł szabli. Nie spotkał też  tego, kto ją znalazł. Wie tylko, że znaleziono ją w związku z czyszczeniem kanału pod koniec lata tego roku. Trafiła do jednego z punktów skupu surowców wtórnych w Kościanie.  Właściciel punktu szczęśliwie odłożył ją w bezpieczne miejsce.
   
- Dowiedziałem się o niej od osoby trzeciej. Właściciel skupu zbiera przedmioty, które i ja mam pośród moich rupieci. Dokonaliśmy koleżeńskiej zamiany. Tak stałem się właścicielem tej szabli. Zamierzam oddać ją do renowacji. Dowiem się wtedy, z jakiej pochodzi jednostki. Tego typu przedmioty zyskują na wartości, gdy są zindywidualizowane, gdy mają swoją historię, gdy są przypisane do miejsca.  Ta szabla  już jest. Znaleziono ją w kościańskim kanale Obry. Na razie wiemy tylko tyle.
Wyrzucona
   
- Gdyby nie czyszczenie kanału, pewnie nigdy bym się o niej nie dowiedział – mówi spokojnie Czesław Wieczorek. Siedzimy w kawiarni. Pijemy herbatę, a on opowiada. - Ale czyścili go, i to akurat na Wałach Rzegockiego, gdy odwiedziłem Kazimierza Dziamskiego. To mój kuzyn. Mieszka przy ulicy Mostowej, przy kanale. No więc odwiedziłem go i mówię, że to dobrze dla miasta, że kanał tak dokładnie czyszczą, że aż oko cieszy, a on mi na to, że do tego kanału wrzucił szablę mojego ojca.  Nocą, w czerwcu czterdziestego pierwszego. Tak się o niej dowiedziałem. Ale na tym nie koniec. Niedługo potem byłem na zamknięciu roku sportowego Obry Kościan. Siedziałem przy stoliku z przewodniczącym Rady Miejskiej i zastępcą burmistrza, i mówię, że czyszczenie kanału to wspaniała inwestycja. Że chyba nigdy – jak ja pamiętam – nie robiono tego tak dokładnie i  - jako ciekawostkę dodałem - że tam gdzieś na dnie leży szabla mego ojca. A burmistrz Kasprzak mi na to, że szablę w kanale ktoś właśnie znalazł. Tak, dzięki czyszczeniu kanału, po siedemdziesięciu dwóch latach dowiedziałem się, że ojciec miał szablę i może właśnie ją odnaleziono...Nie wiem, czy to ta, ale miło pomyśleć, że tak...
   
Ojciec Czesława Wieczorka zmarł w 1945 roku, gdy pan Czesław miał zaledwie rok. Miał na imię Tomasz. SSmani skatowali go tak, że ani przeładowany szpital w Poznaniu, ani ten w Kościanie nie mogły mu już pomóc.
   
- Z Poznania wozem w styczniu tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku wiózł go do Kościana  właśnie Kaziu Dziamski. Tam w szpitalu były straszne warunki. Setki rannych w walce wyzwoleńczej. Rodzina miała chyba nadzieję, że tu – w Kościanie - go wyleczą, ale... Zostały mi po nim zdjęcia, kilka dokumentów i – kto wie, może szabla – uśmiecha się pan Czesław.
   
Pan Czesław o ojcu mało wie. Gdy można było, nie pytał, teraz nie ma kogo. Był ostatnim z dzieci Tomasza.
    - Wiem tylko, że był powstańcem wielkopolskim,  i że w domu kiedyś była skrzynka z medalami ojca. Zapamiętałem szczególnie taki z Piłsudskim i napisem ,,Polska swojemu obrońcy’’. Takie ponoć dostawało się za zasługi w wojnie bolszewickiej. Więc i tam był. Od dwudziestego drugiego roku pracował w służbie granicznej. Tuż przed wojną szefował na przejściu granicznym w Glinicy na śląsku. Moje siostry tam spędziły dzieciństwo i kiedy mogą, tam wracają. Opowiadają, że to były piękne czasy... W trawie są jeszcze fundamenty domu, w którym mieszkali...    
   
Tomasz Wieczorek wychował się w Kiełczewie pod Kościanem. W Kościanie, przy ulicy Szewskiej 10 mieszkała jego siostra. Do niej też w sierpniu 1939 roku, na kilkanaście dni przed wybuchem II wojny światowej, wysłał  swoją żonę i dzieci. Razem z rzeczami osobistymi i rodzinnymi skarbami przyjechała z rodziną  szabla. Gdy wybuchła wojna schowano ją na strychu pod podłogą. Pewnie leżałaby tam do dziś, ale na najwyższym piętrze w kamieniczce zakwaterowana była Niemka, która wszem i wobec obwieszczała, że planuje zrobić remont i na strychu zrobić pokoik.
   
- Bali się, że szablę znajdzie. Bali się też po nią w ogóle iść. Broń biała, ale jednak broń. Wreszcie Kazimierz zebrał się na odwagę i gdy zrobiło się ciemno poszedł na strych, a potem odsunął poluzowaną sztachetę w płocie, upewnił się, że nikogo nie ma, wyszedł na Wały i rzucił szablę do wody...  Skąd ojciec miał szablę, nie wiem. Może służył w wojsku pruskim? Może walczył z nią w  powstaniu wielkopolskim? Musiała dla niego coś znaczyć, skoro dał ją żonie, by ją przechowała. Musiała być ważna...
   
Wojenne losy Tomasza Wieczorka też są niejasne. Pan Czesław pamięta z rodzinnych wiadomości, że ojciec razem z wojskiem polskim wycofywał się na wschód, i że pod koniec września rozbroili go żołnierze radzieccy. Udało mu się uciec z ciężarówki.
    - Pewnie dzięki temu uniknął  strzału w tył głowy...
   
Wrócił do Kościana. Udawało mu się jakiś czas żyć prawie normalnie. Był z rodziną, wynajmowali mieszkanie, pracował, aż trafił w ręce oprawców z SS.
   
- Wiem, że był świadkiem w jakimś procesie wojskowym w Berlinie. Chodziło o niemieckich oficerów, którzy pracowali dla polskiego wywiadu. Na przejściu granicznym pewnie miał dostęp do tajnych dokumentów... Czy nie powiedział tego, co chcieli, czy chcieli po procesie od niego wyciągnąć coś więcej, nie wiem.  Oficerów i tak zastrzelili. Jego zakatowali.

Co dalej?
   
Pan Adam nie wie, gdzie znaleziono szablę. Pan Czesław wnioskuje, że gdzieś na Wałach, bo pod koniec lata ubiegłego roku właśnie tam czyszczono kanał.
    - Ile mogło być szabli w rzece? - pyta retorycznie Wieczorek, a Urbaniak uspokaja emocje – że wiele.     
    - Wrzucanie broni do rzeki to najprostszy sposób pozbycia się jej. Często stosowany. Pewnie niejedna szabelka gdzieś tam w mule jeszcze leży, a niejedna tam ze szczętem zardzewiała – mówi spokojnie. - Takich  lokalnych skarbów jest pod nami i obok nas bardzo dużo. Rzecz w tym, by ich nie zniszczyć.  Ludzie nie wiedzą, co robić z takimi rzeczami. Dla wielu najprościej jest je wyrzucić – z szablą tak pewnie by nie było, bo jakąś estymę ma, więc ludziom wydaje się cenna, ale wiele innych znalezisk po prostu ląduje w śmieciach. Czemu nie ma odruchu, by taką szablę, czy inny stary drobiazg zanieść do muzeum?
   
Adam Urbaniak jesienią ubiegłego roku,  razem z pracownikami Muzeum Regionalnego w Kościanie, wybrał się na przeszukiwanie dna kanału. Przygotowywano się do jego czyszczenia. Nie było wody. Bursztynowej komnaty, ani skrzyni złota, ani nawet szwedzkiej strzelby nie znaleziono. Szabli też żadnej.
    - Ku memu zdziwieniu jednak kilkadziesiąt skorup po naprawdę dobrej porcelanie wygrzebaliśmy. To znaczy, że majętni ludzie tu kiedyś mieszkali – mówi Urbaniak.
   
Czy tak jak szabla, która cudem ze złomu została wyratowana, w kanale znalazł ktoś i inne pamiątki przeszłości? Mamy nadzieję, że nie przepadną w śmieciach.
    - Takie mamy prawo, że wszystko co w ziemi – należy do państwa – mówi smutno pan Adam. -  Jak ktoś więc cokolwiek znajdzie, to ukrywa to, albo sprzedaje na czarnym rynku. Dla przykładu w Wielkiej Brytanii skarb należy do tego, kto go znalazł, a jeśli nie jest on właścicielem ziemi, gdzie znaleziono kosztowność, to należy w połowie do znalazcy i w połowie do właściciela, ale państwo zawsze ma prawo pierwokupu, i to po rynkowej cenie. Tam, jak ktoś coś znajdzie, to pędzi najszybciej, jak się da, na komisariat policji, by zgłosić odkrycie. Jak bowiem policja przyłapie kogoś na posiadaniu czegoś takiego, a on tego nie zgłosił - następuje konfiskata. Znaleziska więc opłacają się wszystkim.  Ludzie zanim wybudują dom, chętnie zapraszają poszukiwaczy skarbów, by przeszukali teren. Warto wiedzieć też, że coś co tu w Kościanie jest cennym znaleziskiem, gdzie indziej może być tylko zwykłym rupieciem. Przedmioty mają wartość dla historii i kultury danego miejsca.
   
Niemka, zakwaterowana przy Szewskiej 10  w 1941 roku remontu na strychu ostatecznie nie zrobiła. Dostała inne, większe mieszkanie. Adam Urbaniak o szabli poinformował już kościańskie muzeum. Jeśli będzie nim zainteresowane – można je będzie niedługo obejrzeć na jakiejś wystawie. Czesław Wieczorek czekać nie zamierza. Chce zobaczyć ją wcześniej.
    - Po ojcu niewiele mi zostało. Miło pomyśleć, że może to jego szabla... - uśmiecha się.  (Al)

05/2014

Już głosowałeś!

Komentarze (4)

w dniu 12-02-2014 21:33:22 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

takie błędy ORTOGRAFICZNE w tekście !!!!!! Wstyd mi za WAS !!!!!

takie błędy ORTOGRAFICZNE w tekście !!!!!! Wstyd mi za WAS !!!!!

w dniu 15-02-2014 17:53:59 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

:)

w dniu 17-02-2014 20:48:36 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

wpis o błędach to blef zachęcający do czytania :) mnie jednak nie skusił :)

wpis o błędach to blef zachęcający do czytania :) mnie jednak nie skusił :)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 13.58.113.193

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.