Magazyn koscian.net

2010-02-25

Skatował żonę w Boże Ciało

W czerwcu ubiegłego roku, w święto Bożego Ciała, mieszkańcy bloku przy ulicy Czempińskiej w Kościanie, nie z własnej woli zostali świadkami przestępstwa. Jak co roku przystroili okna, przejęte dziewczynki układały płatki kwiatów w koszyczkach. Jedni rozkoszowali się świątecznym lenistwem, inni – przygotowywali do procesji, gdy na balkon mieszkania na parterze wybiegła młoda kobieta. Miała zakrwawioną głowę, krzyczała. Chwilę później młody mężczyzna wciągnął ją do mieszkania...

Dziś można powiedzieć, że nieszczęściem było spotkanie Kariny i Radka. Jeszcze gorszym – że ci młodzi ludzie związali się ze sobą.  Jednak prawdziwą tragedią było to, że nie potrafili się rozstać.  Dlatego Radek od czerwca przebywa w areszcie, a Karina dopiero od niedawna bez lęku wychodzi z domu.

Jak na rozwodzie

W czwartek przed Sądem Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces 27-letniego Radosława G., oskarżonego o usiłowanie zabójstwa żony oraz psychiczne i fizyczne znęcanie się nad nią. Karina G. jest oskarżycielem posiłkowym w sprawie. Radosławowi G. grozi kara nawet kilkunastu lat więzienia. Teoretycznie – nawet dożywocie, bo za usiłowanie można dostać tyle samo, co za zabójstwo. Jednak polskie sądy, w zależności od motywów sprawcy i okoliczności zdarzenia, wymierzają kary od kilku do kilkunastu lat.

Jednak Radosław G. nie sprawia w sądzie wrażenia człowieka, przerażonego tym, że może tyle czasu spędzić w więzieniu. Ten młody przystojny brunet bardziej stara się wykazać, jak trudną w pożyciu osobą była jego żona niż wyjaśnić, dlaczego próbował ją zabić.

Podczas czwartkowej rozprawy powiedział, że nie będzie odnosił się do pierwszego, poważniejszego zarzutu. Za to przez cztery godziny opowiadał, jakie miał problemy z żoną, nad którą  – jak twierdzi – wcale się nie znęcał. Było wręcz przeciwnie. To ona go atakowała... Radosław G. zachowywał się tak, jakby to nie był proces karny o zabójstwo, a sprawa rozwodowa...

Poznański sąd chciał w czwartek wysłuchać także relacji pokrzywdzonej kobiety. Nie zdążył, bo oskarżony bardzo szczegółowo opisywał, co i kiedy zrobiła albo powiedziała jego żona. Karina zeznawała więc w piątek. Równie szeroko rozwodziła się nad problemami swojego małżeństwa. Przy czym, o ile Radosław G. starał się przedstawić siebie w jak najkorzystniejszym świetle (niekiedy zbliżając się do granic absurdu), ona lawirowała, gdy trzeba było odpowiedzieć na niektóre trudne pytania.  Co nie zmienia faktu, że to właśnie ona, pobita w siódmym miesiącu ciąży trafiła w grudniu do szpitala i niemal cudem przeżyła czerwcową napaść.

Według męża

– Utrudniała mi życie. Trudno powiedzieć, czy zamierzałem ją zabić – zeznał Radosław G. zaraz po zdarzeniu z 11 czerwca ubiegłego roku. Potem, miesiąc później: – Nie chciałem zabić żony.

Powiedział wtedy, że Paulinę poznał na początku roku. Był jej instruktorem podczas kursu na prawo jazdy. Jednak związał się z nią dopiero w maju, gdy po kilkumiesięcznej separacji z żoną, zdecydował się na rozwód. Gdy Karina dowiedziała się o tym, miała ,,jeździć’’ za Pauliną. Obrzuciła ją wyzwiskami. Dzień przed Bożym Ciałem z tego powodu pokłócił się z żoną, interweniowała policja. 

– 11 czerwca rano pojechałem do żony po tablicę rejestracyjną, którą mi ukradła. Zadzwoniłem domofonem – nie odpowiedziała. Telefonów też nie odbierała. Pojechałem do teściów do Kiełczewa, żeby zapytać, jak mogę się z nią skontaktować. Żony tam nie było. Wróciłem do Kościana. Zgłosiłem kradzież. Policjant pouczył mnie, że nie mogę jeździć bez tablicy. W barze przy rondzie wypiłem jedno piwo. Potem na stacji Shell kupiłem jeszcze dwie puszki – relacjonował Radosław G.

Ponownie poszedł pod blok, w którym teściowie wynajęli mieszkanie dla Kariny. Zabrał ze sobą metalowy klucz do opon... Dlaczego? Bo miał go przy sobie, jadąc do teściów. Na wszelki wypadek – „żeby się bronić”. Żona nadal nie reagowała na domofon. Wykorzystał okazję, że ktoś wychodził z klatki schodowej. Wszedł do bloku. Jednak żona nie chciała mu otworzyć drzwi. Powiedziała, że mogą porozmawiać przez okno. Według Radosława, rozmowa wyglądała tak, że żona ubliżała jego matce i jego dziewczynie, a jemu groziła.

– Powiedziała, że ma dużo kolegów, że stracę pracę, że nie da mi spokoju do końca życia. Wszedłem do mieszkania przez balkon, wybiłem kluczem szybę. Szamotałem się z nią, bo chciałem, żeby mi oddała tablicę. Mogłem uderzyć ją tym kluczem... Straciłem kontrolę nad sobą i ocknąłem się, gdy klęczałem na żonie i dusiłem ją kablem. Ale oddychała... Chciałem uciekać. A może tylko uspokoić się, „otrzeźwić”.  Weszła policja... Bardzo żałuję tego co się stało, ale muszę dodać, że to ja odstąpiłem – nie dlatego, że przyjechała policja i pogotowie. Sam dobrowolnie odstąpiłem.

 Radosław G. nie przyznał się do zarzutu znęcania się nad żoną.
    – Przez cały czas starałem się jak najlepiej mogłem, żeby nie dochodziło do kłótni, żeby żona była szczęśliwa – mówił.

Pobicie ciężarnej Kariny w grudniu 2008 roku zrelacjonował tak:
    – Wiedziała, że to zajście to nie było żadne pobicie. Chodziło o szantaż. Te obrażenia powstały w wyniku jej agresji, bo ja się po prostu broniłem...  Wtedy postanowiłem, że już do żony nie wrócę i zamieszkałem z mamą. Żona zaczęła do mnie natarczywie dzwonić na mój telefon prywatny i służbowy, do mojej matki i mojego szefa. Wielokrotnie jeździła za mną do pracy. Nie wiem, co to miało znaczyć. Może chciała zmusić mnie, żebym do niej wrócił?

Radosław G. nie omieszkał się też poinformować, że jego żona była karana za składanie fałszywych zeznań.

Według żony

– Wstałam rano. Wyciągnęłam z zamrażarki jedzenie na obiad. Ktoś zadzwonił domofonem. To był oskarżony, ale go nie wpuściłam. Bałam się, że przyjechał, żeby się odegrać za to, że byłam u jego dziewczyny – mówiła w piątek Karina, drobna, zgrabna brunetka.

Siostra poinformowała ją, że Radek był w Kiełczewie. Awanturował się, pytał o numer telefonu żony.
    – Mówił może, że coś mu zginęło? – zainteresowała się sędzia Izabela Pospieska.
    Po chwili ciszy pokrzywdzona wyznała:
    – Coś wspominał o jakiś tablicach i z piskiem opon wyjechał od moich rodziców bardzo zdenerwowany. 

Kobieta powiedziała, że nie chciała wyjść z domu ani wpuścić męża do mieszkania. Zgodziła się tylko na rozmowę przez okno, która miała trwać dziesięć minut. Nie relacjonowała jednak sądowi jej przebiegu.
 – Minęło może 15 minut i usłyszałam trzaśnięcie szyby w dużym pokoju – zeznała.

Widać było, że jest głęboko poruszona i nie jest w stanie mówić dalej... Po krótkiej przerwie kontynuowała:
    – Zobaczyłam męża i uciekłam do przedpokoju. Wtedy on był już za mną, szarpnął i rzucił pod ścianę. Uderzył mnie metalowym kluczem w głowę. Ja zaczęłam krzyczeć, dostałam mocniejszy cios w głowę. Później znalazłam się na balkonie, ale jak, to nie wiem, ale on wciągał mnie do mieszkania. Widziałam na balkonach ludzi, ale tak jak we mgle. Potem już niczego nie pamiętam.

To był burzliwy związek

Karina i Radek poznali się cztery lata wcześniej. Zamieszkali razem u jej rodziców. Potem teściowie Radosława wynajmowali dla młodych mieszkania, na przykład, na rok z góry. W Lesznie albo w Kościanie. Zapewniali im też utrzymanie. Ale to nie zapewniło stabilności ich związku. Nie wchodząc już w szczegóły konfliktów; w to, co powiedział on albo ona, bo wzajemnie zarzucają sobie kłamstwa, nie umieli żyć ze sobą, ale bez siebie –  też nie. Szczególnie Karina. Trwała przy nim, chociaż bił ją i poniżał. Faktycznie została skazana za fałszywe zeznania, bo skłamała, żeby uchronić ukochanego przed wyrokiem za jazdę po pijanemu. Gdy Radek przeprowadzał się do matki, robiła wszystko, żeby wrócił.

Adwokat Jakub Relewicz, który w poznańskim procesie broni oskarżonego, bombardował pokrzywdzoną pytaniami dotyczącymi ich wspólnego pożycia.
    – Jak mu się coś nie podobało, to sobie szedł – tłumaczyła Karina G. – Odchodził, ale chciał być ze mną.  Gdy mówił, że nie chciał do mnie wrócić, kłamał.
    – Dlaczego, mimo agresji męża, który chciał odejść, przyjeżdżała pani do niego? – pytał Michał Relewicz.
    – Skąd pan to wie, że chciał odejść? – oburzyła się Karina G. – Jakby chciał, to by nie wracał. Ja go nie trzymałam na smyczy.

Nieznacznie ograniczona poczytalność

Poznański sąd chce jeszcze przesłuchać 15 świadków w procesie Radosława G. W czwartek poznał opinię biegłych psychiatrów i psychologa. Stwierdzili u oskarżonego nieznacznie ograniczoną – pod wpływem emocji – poczytalność. Według biegłych, Radosław G. w sytuacjach trudnych przejawia agresję i trudno mu wówczas kontrolować emocje. Jego adwokat próbował przekonać do tezy, że oskarżony mógł udusić żonę, ale opanował się i tego nie zrobił. Zakładając, że przy ograniczonej poczytalności nie słyszał policjantów włamujących się do mieszkania. Biegła jednak stwierdziła, że gdyby policja nie wkroczyła, usiłowanie zakończyło by się zgonem pokrzywdzonej.

– Wydajemy opinię w odniesieniu do konkretnych czynów, w przypadku oskarżonego również do bezpośredniego zamiaru pozbawienia życia. Oskarżony podejmował działania pod wpływem emocji – powiedział biegły psycholog Piotr Matuszak. – Te emocje utrudniały mu kontrolę swoich zachowań i spowodowały obniżenie poziomu funkcji poznawczych.

Hanna Bernaczyk

GK 8/2010

 


Z uwagi na konieczność częstego usuwania sprzecznych z regulaminem komentarzy zablokowano możliwość komentowania tego artykułu.
Administrator

Już głosowałeś!

Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.