Magazyn koscian.net

2003-09-30 14:29:56

Rozdziobią nas kruki i wrony

Ryszard Lulka od lutego bieżącego roku walczy z urzędniczymi procedurami i z sąsiadami. Chce postawić chlewnię na miarę Uni Europejskiej. Urząd szkodzi niekompetencją, a sąsiedzi biją na alarm w obronie środowiska. - To zazdrość - mówi krótko Lulka.

Ryszard Lulka gospodarzy w Jarogniewicach w gminie Czempiń na rodzinnej ziemi od 12 lat. Postawił na hodowlę świń i na jakość produkcji. Osiągnął jedne z najlepszych wyników w Wielkopolsce i pretenduje do tytułu Wielkopolski Rolnik Roku.  Utrzymuje średnio po 700 sztuk świń jednocześnie, od prosiąt po tuczniki. Prowadzi hodowlę zamkniętą. Hoduje zwierzęta na tak zwanej głębokiej ściółce, uważanej przez specjalistów za najbardziej ekologiczną. Chlewnie znajdują się około 30 metrów od domu. Ta, którą postanowił wybudować, byłaby od niego 80-100 metrów. Zaplanował też dobudówkę do istniejących budynków tuż przy domu. Dzięki inwestycji zwiększyłby ilość świń do 1500 sztuk.
 - Chcę się przygotować na wejście Polski do Unii Europejskiej. Jako młody rolnik otrzymałem kredyt na inwestycję z Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa. Jeszcze przed zimą w nowej chlewni miały być pierwsze zwierzęta - wyjaśnia Ryszard Lulka.
 
W ostatnich dniach lutego złożył w urzędzie gminy wniosek o wydanie warunków zabudowy. W czerwcu miał rozpocząć prace budowlane. Tymczasem do dziś prawomocnej decyzji o warunkach zabudowy nie otrzymał, a we wsi zawrzało. Z dnia na dzień w plotkach liczba hodowanych obecnie i planowanych zwierząt w jego gospodarstwie urosła z rzeczywistych 700 sztuk do 10 tysięcy.
 - Sprzedaliśmy w ubiegłym roku 1189 tuczników, a to znaczy, że utrzymujemy 700 sztuk łącznie z prosiętami. Gdybym miał 5 tysięcy to bym sprzedawał 10-12 tysięcy sztuk rocznie. A przy 10 tysiącach musiałbym sprzedawać ponad dwadzieścia tysięcy sztuk rocznie. Chciałbym mieć pieniądze z takiej sprzedaży - stwierdza Ryszard Lulka.
 W Jarogniewicach jest około 30 gospodarstw rolnych. Rolnicy zarządzają areałami od ponad 30 po kilka hektarów. Wszyscy orzą, wszyscy hodują. Nie wszyscy jednak budują.
 - Tu od lat nikt niczego nie budował. To biedna wieś. Nikt nic nie stawiał. Ani stodoły, ani chlewa, ani nic. Aż Lulka... - mówi sołtys Jan Ratajszczak. O sprawie Lulki mówić nie chce. Z protestem nie ma nic wspólnego. Nikt też w tej sprawie do niego, jako sołtysa, się nie zgłosił. Osobiście nic do Lulki nie ma. Pretensje mają jednak niektórzy mieszkańcy i to, i do Lulki, i do sołtysa. Bo ten nie ostrzegł ich w czas, że Lulka ,,coś takiego robi’’. Tymczasem przez 21 dni w trzech miejscach: u sołtysa, na bramie domu Lulki i w Urzędzie Gminy wywieszona była (format A4) informacja burmistrza o toczącym się postępowaniu i o tym, że każdy z mieszkańców może wnieść uwagi. Nikt niczego nie wniósł. Urząd Gminy wydał decyzję o warunkach zabudowy.
 - Przyszli do nas gospodarze na piwko, jak nigdy, bo zwykle pod sklepem piją. Przyszli więc i podpytują ,,co wy na to...’’. Na co? - pytam. I tak się dowiedziałam. Sprawdziłam najbliższych sąsiadów pana Lulki i okazuje się, że wszyscy się dopiero co dowiedzieliśmy - mówi pani Z.
 - Wisiała karteczka, ale taka malutka (pani W. pokazuje około 8 centymetrów na 15). Kto takie kartki czyta? Kto? I powieszone tylko w trzech miejscach. Na bramie Lulki, u sołtysa i na tablicy. Kto tam zagląda? - pyta pani W. Jako najbliższa sąsiadka Lulki otrzymała informację listownie. List jednak urząd wysłał pod niewłaściwy adres i z tej przyczyny przedłużono czas uprawomocnienia decyzji urzędu o warunkach zabudowy. Ostatniego dnia przed uprawomocnieniem do urzędu wpłynął list protestacyjny.
 ,,Przy obecnej ilości świń mojego sąsiada z którym graniczę, życie moje jest nieustanną walką z gryzoniami (szczury, muchy i odorem)’’ - argumentowała najbliższa sąsiadka. Właścicielka przydrożnego baru obawiała się, że ,,muchy i odór’’ wygonią jej klientów. Obawy Doroty W. i właścicielki baru przypieczętowali inni mieszkańcy. ,,Państwa podpis będzie wyrazem tego iż nie zgadzacie się na budowę chlewni a tym samym przyczyniacie się do ochrony waszego zdrowia i środowiska’’ napisała Dorota W. w petycji. Podpis złożyło ponad 80 osób.
 - Najgorsze, że wszyscy rolnicy się podpisali. Zebrano nawet podpisy od ludzi mieszkających daleko od nas. Mieszkańcom bloków przeszkadzamy - wzdycha rozżalony Ryszard Lulka.
 - Ta petycja stała się gwoździem do trumny. Przypieczętowała pisma pani W. i Z. - kiwa głową Piotr Lulka, brat Ryszarda.
 Burmistrz Dorota Lew skierowała sprawę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Lesznie, a to uchyliło decyzję urzędu o warunkach zabudowy. Urząd przeoczył jeden z zapisów planu zagospodarowania przestrzennego. Sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia.
 - Gmina nie zauważyła, że w planach nie zaznaczono w tym miejscu hodowli bezściółkowej. My tymczasem zaplanowaliśmy taką dla macior z prosiętami. Z tego co wiem, w takim wypadku gmina powinna wydać ponowną decyzję bez wad prawnych. W naszym przekonaniu, Urząd powinien był zawiadomić strony i po kilku dniach wydać decyzję. Niestety 28 lipca zaniepokojeni zwróciliśmy się do UG i dowiedzieliśmy się, że jesteśmy zmuszeni do sporządzenia kolejnego raportu o wpływie chlewni na środowisko - opowiada Piotr Lulka.
 Lulka wówczas po raz pierwszy interweniował u starosty. Ten po dwóch dniach zadzwonił, że za pół godziny będzie w gospodarstwie.
 - Sądzę, że zrobił tak specjalnie. Aby zastać gospodarstwo takim, jakim jest. Byśmy nie mieli czasu na sprzątanie, ukrywanie owych rzekomych hałd gnoju i tak dalej - mówi Lulka.
 W wizytacji uczestniczyła też burmistrz Dorota Lew.
 - Na pewo nie można panu Lulce zarzucić bałaganu - stwierdziła.
 - Nie chąc toczyć już bojów z urzędem postanowiliśmy przystać na to, co urząd chce zrobić. Przygotowaliśmy aneks do raportu. Skoro nie może być bezściółkowj hodowli, będzie na płytkiej ściółce. Przekazaliśmy raport do urzędu, a ten po raz drugi wysłał to do wojewody. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Znów trzeba czekać - Piotr Lulka rozkłada ręce.

 Pod koniec sierpnia na bramie pana Lulki, tablicy sołtysa i w Urzędzie Gminy znów zawieszono informację o planach budowy chlewni. Znów proceduralne 21 dni, znów urząd wydał decyzję o warunkach zabudowy i znów wpłynęły protesty. Tym razem plany inwestycyjne Lulki przeszkadzają sąsiadom z ulicy Podgórnej. ,,...dotychczasowa świniarnia wydziela straszny fetor i plagę much i szczurów’’ pisał Sylewester S. Jego zdaniem w oborniku Lulki wywożonym na pola znajdują się resztki padłych zwierząt. Roznoszą je po okolicy lisy, psy i kruki.
 ,,W obecnym czasie wyziewy i gryzonie z już zagospodarowanych pomieszczeń są nie do zniesienia. Jeśli tak koniecznie Pan Lulka chce budować swą ,,fabrykę’’ trzody chlewnej, niech ją postawi z dala, a nie w centrum gęsto zabudowanej wioski’’ argumentowali państwo Ch.
 Decyzję urzędu oprotestowała też pani W.
 - Urząd niby wydał decyzje, ale mi po niej nic. Znów się ktoś odwoła i co? Znów Kolegium i dwa miesiące miną jak nic - wzdycha Ryszard Lulka. - W jednym z listów słanych do urzędu jest nawet groźba protestów.
 - Urząd wydał postanowienie i nie dopuścił protestujących do postępowania, a jednocześnie wszystkim osobom przyznał prawo do odwołania, które przysługuje tylko stronom - wyjaśnia Piotr Lulka.
 Po okolicy krążą różne plotki, a to, że pan Lulka miał kupić PGR, a to, że będzie hodował po 10 tysięcy sztuk świń jednocześnie. Mówi się, że jak Lulka wybuduje świniarnię, nikt już swoich zwierząt nie sprzeda. Mówi się, że „Lulki” wybudują megachlewnię i wyniosą się ze wsi, aby smrodów nie wdychać. Plotkują Jarogniewice, plotkują mieszkańcy okolicznych miejscowości.
 - Przecież oddaję tuczniki do zupełnie innego odbiorcy, niż moi sąsiedzi - dziwi się Lulka. Na pomysł z wyprowadzką kiwa bezradnie głową. - No co mam powiedzieć? Okazuje się, że szczury z mojego gospodarstwa rozchodzą się po całej wsi. Dlaczego tylko z mojej pryzmy wyłażą, nie wiem. Dlaczego ja ich nie widziałem, też nie wiem. Rzekomo moje padłe zwierzęta roznoszą lisy. Pytam więc, co moi sąsiedzi robią, jak im padnie świnia, lub krowa? Czy mają, jak ja, dokumenty na to, że oddają padlinę na jakąś fermę? Nie sądzę. Wszystkiemu jestem winien. Niedługo okaże się, że w okolicy słabe plony to z mojej winy są. Podobno organizuje się jakieś zebranie w mojej sprawie. Zastanawiam się, czy będę zaproszony.. - wzdycha. 
 Ma żal, że gdy pojawiły się jakieś wątpliwości, nikt z nimi nie przyszedł do niego. Że jego nikt nie zapytał, co planuje budować i jak. Nagle potraktowano go jak podstępnego oszusta.
 - Postępowanie było cały czas jawne. Nikt przecież nieczego nie ukrywał. Jeszcze sąsiadka powiedziała mi, rób sobie co chcesz, mnie to nie interesuje. Ja ci nie zazdroszczę. Co się potem stało, nie wiem. Żadnego konfliktu wcześniej nie było. Z całą wioską nigdy żadnych nie mieliśmy problemów, ani ona z nami - mówi.
 
Po decyzji urzędu w domu Lulków nasiliły się głuche telefony. Na swoim polu znaleźli świńską czaszkę we foliowym worku nabitą na kij.
 - Nie wychodzimy wiele. Jak kogoś spotkamy, mówimy tylko dzień dobry i to wszystko. Ludzie spuszczają oczy. Kilku osobom tylko powiedziałem ,,dziękuję za autograf’’. To wszystko. Nic wiecej. Nawet się gadać nie chce. Bo o czym? Skoro tak bardzo przeszkadzamy? Nie mam żalu do całej wioski. Podpisali, bo się przestraszyli, a wiem, że ponoć różne rzeczy mówiło się, gdy chodzono z tą listą. Ale przykro. Bardzo przykro - mówi Ryszard Lulka.
 - Głuche telefony zaczynają się dopiero, gdy wszyscy mężczyźni są na dworze. Podchodzę, odbieram, a tam cisza i tak po kilkanaście razy. Nie wiem, chcą mnie wykończyć psychicznie? - pyta rozgoryczona Janina Lulka, matka Ryszarda.
 Lulkowie gospodarzą w Jarogniewicach od czerech pokoleń. Znają tam wszystkich i wszyscy ich znają.
 - Ludzie się śmieją - mówi pan Ryszard. -  Śmieją się ze mnie, że chcę budować i że nie mogę. Śmiali się też kilka lat temu, a teraz chyba zazdroszczą, bo mi się udało. Na co sami się oglądają? Na co? Mogliby sami wziąć kredyt. Ja ryzykuję, wiem, ale coś trzeba robić. Nie można tylko narzekać. Nie jest łatwo, znów spadły ceny tucznika, ale trzeba robić swoje. Trzeba się starać, korzystać z szansy. Zamiast mi pomóc, szkodzą. Nie rozumiem. Przecież jak mi się uda, im będzie już na moich doświadczeniach łatwiej.
 - Dawniej było inaczej. Ludzie jakoś bardziej ze sobą żyli. Rozmawiali ze sobą. A teraz? Co to się porobiło? - wzdycha sołtysowa. Jej zdaniem na listę protestacyjną wpisały się kobiety, gdy mężczyzn w domu nie było. Potem ponoć były kłótnie rodzinne z tego powodu.
 - Nieporozumienie - ocenia syn sołtysa. - Powinno było być spotkanie. Jedna i druga strona zawiniły - ocenia.
 Rodzina Lulki czuje się zaszczuta. Adwersarze również nie kryją rozżalenia.
 - Jesteśmy załamani. Nie wiem, co zrobimy - mówi pani Z.
 - Mają plecy w urzędzie. Ktoś z rodziny pracuje w województwie. Nie wygramy. Nikt nas nie słucha. Sprawa dawno już powinna była być zamknięta. Nie zgadzamy się na chlew. O czym tu dyskutować? - wzdycha z kolei pani W. Na podanie swoich nazwisk w gazecie nie godzą się.
 - Nie wiem, czy w przyszłym roku ruszę z budową? Czy w przyszłym roku zechcą dać mi kredyt? Czy zdążę przed wejściem Polski do Unii Europejskiej? Niebawem wejdzie Vat 22% na materiały budowlane, co przy kosztach inwestycji 400 tysięcy to  niemałe straty... A tu rozwiązania sprawy nie wiadać - mówi Lulka.

 Miesiąc, jak twierdzi, stracił ponieważ urząd wysłał ich raport o wpływie chlewni na środowisko do starostwa, zamiast do wydziału środowiska urzędu wojewódzkiego. Potem pomyłka w adresie i przedłużenie terminu uprawomocnienia decyzji o warunkach zabudowy. Przeoczenie w planach o zagospodarowaniu przestrzennym, wreszcie włączenie do sprawy kolejnych osób, które grożą protestami. Ostatnią decyzję o wydaniu warunków zabudowy urząd wysłał do jednej ze stron podając znów niewłaściwe dane osobowe.
 - To mógł być powód do unieważnienia decyzji. I tak, jak się okazuje, można ją oprotestować. Boję się już najbardziej pozytywnego rozwiązania sprawy, bo może się okazać, że ma wady prawne i znów sprawa się przeciągnie w czasie. Boję się niekompetencji urzędników w Czempiniu. Nie mam pretensji do pani burmistrz, ale do jej podwładnych owszem. Mówią, że rolnicy nie chcą inwestować, rozwijać się i tak dalej. A ja chcę, ale co z tego? - pyta Ryszard Lulka.

ALICJA MUENZBERG

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.145.204.201

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.