Magazyn koscian.net

23 lipca 2013

Reportaż ze starego Kościana

Letnią porą około 1910 roku w sobotę wybuchł w firmie Plonsk (dziś ul. Szczepanowskiego na wprost mostu nad Obrą) groźny pożar. W firmie tej oprócz artykułów spożywczych i tak zwanych „kolonialnych” - stąd dawna nazwa takich sklepów „kolonialka” - jak i trunków itp. sprzedawano również artykuły łatwopalne, jak benzyna, nafta, i podobne.

 

Ćwierć wieku temu ukazał się pierwszy numer miesięcznika "Wiadomości Kościańskie". Z okazji jubileuszu będziemy tego lata przeglądać bogate archiwum „WK” wybierając z niego teksty, z którymi warto zapoznać nowe pokolenia czytelników. Dziś tekst z 1994 roku.

Reportaż ze starego Kościana

Letnią porą około 1910 roku w sobotę wybuchł w firmie Plonsk (dziś ul. Szczepanowskiego na wprost mostu nad Obrą) groźny pożar. W firmie tej oprócz artykułów spożywczych i tak zwanych „kolonialnych” - stąd dawna nazwa takich sklepów „kolonialka” - jak i trunków itp. sprzedawano również artykuły łatwopalne, jak benzyna, nafta, i podobne.    

Magazyny firmy Plonsk były ilościowo dobrze zaopatrzone, bowiem okoliczni gospodarze w tym sklepie kupowali towary i naftę często przy tradycyjnym „kornusie” (szklaneczka wódki). Zwłaszcza w dni targowe ulica ta była zapchana wozami chłopskimi, a prowizoryczną liczbę chłopów można było policzyć z poustawianych pod ścianą sklepu różnego rodzaju batów końskich. (...)

Pożarowa groźba
   
Dla zobrazowania niebezpieczeństwa rozszerzania się groźnego pożaru dodać należy, że ul. Szeroka (dziś Szczepanowskiego) była aż do mostu na Obrze - której kanał do II wojny był o wiele węższy niż obecnie - gęsto zabudowana starymi budynkami i drewnianymi szopkami, krytymi papą. Ciasnota ulicy oraz podobnych drewnianych składnic z zaplecza budynków przy Rynku, tworzących „trójkąt” do Rynku - w wypadku zapalenia się magazynu materiałów łatwopalnych - spowodować mogła nieobliczalny w skutkach pożar w samym centrum Kościana.     
   
Nastąpiło zahamowanie ruchu kołowego przez miasto, bowiem nie było innych ulic i mostów przejazdowych przez Kościan. Mimo ofiarnej pracy i wysiłków Ochotniczej Straży Pożarnej (wówczas jeszcze konnej), pożar stawał się coraz groźniejszy i dopiero wspólnie z zawezwaną telefonicznie Zawodową Strażą Pożarną z Poznania zdołano pożar stłumić. Wtedy to po raz pierwszy kościaniacy byli świadkami akcji zmotoryzowanej straży z Poznania. W Kościanie, jak i pobliskich wsiach, jeszcze przez szereg lat do gaszenia pożaru jechały w galopie, przy głośnym dzwonie na sikawce, konne wozy strażackie, do których wodę pompowano i równocześnie gaszono pożar ręcznie.
   
Zebrana po tym pożarze Rada Miejska, mając na uwadze zagrożenie miasta, postanowiła po zachodniej stronie miasta od strony Kiełczewa, pobudować ulice, które odciążyłyby ruch uliczny od głównych i jedynych przelotowych ulic śródmieścia.

Nowe ulice
   
W tymże 1910 roku naprzeciw kościoła Świętego Ducha stała stara chata handlarki Czajkowej, która w podwórzu w różnych drewnianych szopkach przechowywała na handel drób i króliki. Uchwałą Rady Miejskiej (proszę pamiętać, że to jeszcze okres zaboru pruskiego) chatę z szopkami wyburzono i rozpoczęto budowę tak zwanych „nowych ulic”, wyłożonych kostką (pokryte asfaltem w roku 1973), które w układzie jezdni do dziś dnia pozostały niezmienione. Prace brukarskie prowadzili bracia Szafrankowie, których zasługą było także przebrukowanie z „kocich łebków” innych ulic Kościana. Mieli ciągłą pracę przez szereg lat.
   
Aby przedłużyć przelotowość „nowych ulic” z Kiełczewa do rzeźni i obecnej Szkoły Podstawowej nr 1 i 3, pobudowano na kanale Obry most betonowy o silnych łukowych przęsłach betonowych, połączonych też betonową belką. Między uczniami, którzy nowymi ulicami chodzili do szkoły konieczny był „spacer” po przęsłach mostu na bosaka. Nie wiadomo mi, aby który z tych „akrobatów” klapnął do Obry. Most wysadzono we wrześniu 1939 roku.

Drapacz chmur
   
Pierwsze budynki przy tych ulicach - patrząc od kościoła św. Ducha - pobudowali m.in. obywatele: Ignacy Rex (pierwszy po lewej stronie), a po prawej trzypiętrowy „kościański drapacz chmur” pobudował inspektor szkolny Sowiński. Na początku obecnej ulicy Moniuszki budowali Niemcy - Vogel i inspektor szkolny Ernst. W domu Ernsta po II wojnie mieścił się Inspektorat Szkolny, a obecnie Przedszkole.
   
Przy końcu ul. św. Ducha Kątny pobudował piętrowy budynek za murowanym ogrodzeniem. W okresie międzywojennym mieszkał tam właściciel firmy „Plonsk” - L. Wenski, czynny społecznie w Kościanie, zwłaszcza w „Sokole”, rozstrzelany przez hitlerowców we wrześniu 1939 r., za zaginionego Labatzkiego, Niemca drugiego wspólnika firmy „Plonsk”. Obecnie dom ten bez zmian należy do spadkobierców Wenskiego. Dodać należy, że firma „Plonsk” w okresie międzywojennym miała składnicę swoich towarów w charakterystycznym budynku spichrzowym - o grubych murach - przy ul. Nadobrzańskiej, później Spółdzielnia Wielobranżowa.
   
W pierwszych latach po uzyskaniu wolności w roku 1919 ulice „nowe” nie były prawie zabudowane - zwłaszcza ul. Marcinkowskiego od Kiełczewa do mostu. Zabudowa tych ulic rozwinęła się w latach 20-tych, a dokończenie tej zabudowy, już w szybszym tempie nastąpiło po II wojnie światowej.

Czysta woda
   
W czasie, kiedy rozpoczęto budowę „nowych ulic” rozpatrywano również w Radzie Miejskiej bardzo pilną sprawę, zaopatrzenia miasta w czystą, pitną wodę. W owych latach w Kościanie były czynne cztery pompy uliczne (nie licząc prywatnych): w Rynku, przy ul. Wodnej, za Obrą przy restauracji p. Lurca i na Poczcie, która była najzasobniejsza w wodę, i to czystą. Były to przecież lata, kiedy rozwożenie paczek po mieście odbywało się konno, w okresie międzywojennym także. W pierwsze ostre zimy po wojnie hitlerowskiej pompa ta była jeszcze czynna.
   
W stosunku do liczby mieszkańców, stale wzrastającej, cztery pompy nie wystarczały, więc dużo kobiet chodziło po wodę wprost do Obry z drewnianymi kubłami lub blaszanymi „wymborkami” na nosidłach na ramionach, zwanych „szuńdami”. O niezbyt dużej czystości wody decydowało większe rozlewisko na Gurostwie, w którym pojono konie i bydło z majątku Kurzejgóry oraz od gospodarzy i „taka” woda płynęła dalej kanałem do miasta. Landrat pruski Madai,  chcąc zlikwidować zwyczaj pobierania wody z kanału Obry, sprowadził z Wrocławia i Berlina rzeczoznawców, którzy zgodnie orzekli, że woda ta nie nadaje się do gotowania potraw.
   
I tu mały epizod. Kiedy komisja nad kanałem Obry omawiała tę sprawę, jakaś kobiecina nabrała z kanału wodę do „wymborków” i na „szuńdach” powoli niosła ją do domu. Na polecenie komisji przestraszoną kobiecinę, asystujący żandarm, wraz z wiadrami, zabrał do ratusza. Tamże kroplę wody umieszczono pod mikroskopem i kazano babince popatrzeć. Widząc pierwszy raz takie „cosik” zaczęła płakać i żegnać się, że tam diabła „obaczy”.  Wreszcie, kiedy jednak spojrzała w mikroskop i zobaczyła, co się tam „kręciło”, to na wszystkie świętości wyrzekła się picia wody z Obry. Nic dziwnego, że w Kościanie wybuchały epidemie, przy takiej wodzie. A co dziś znajduje się w „pachnącej” Obrze?

Wieża wodociągowa
   
Nowa uchwała Rady Miejskiej zadecydowała budowę wieży wodociągowej w roku 1908 przy drodze do Pianowa. Budowę prowadził przedsiębiorca Jórga, u którego pracował robotnik Juchniewicz. Tenże w czasie pracy przy wieży spadł z rusztowania i zabił się. Wieża wodociągowa jest wysoka 45 metrów i w górnej części posiada 25-metrowy zbiornik na wodę. Ponieważ wieża górowała nad miastem, woda własnym ciśnieniem dochodziła do 607 budynków Kościana. Pierwsza długość sieci wodociągowej wynosiła 12,5 kilometra, w tem częściowo rury drewniane. Wodociąg był obliczony na dostarczenie dziennie 300 kubików wody dla miasta.
   
Woda była dobra, niestety, źródła już się wyczerpały. Obecnie spełnia ona rolę rezerwuaru wody z miejskich pomp wodociągowych, o ile taka okoliczność zaistnieje, bo na ogół Kościan - tak jak wiele innych miast - cierpi na brak wody, która to sprawa jeszcze nie znalazła - mimo poszukiwań - dobrego wyniku - źródlanej wody. Charakterystyczną cechą architektoniczną wieży są cztery małe dodatkowe wieżyczki u nasady właściwej wieży.

Czempińska i Grodziska
   
Wzdłuż szosy do Poznania pobudowały się domy ul. Czempińskiej (obecnie Poznańskiej), przy której domy i grunty po lewej stronie - do roku 1904 - należały do Kiełczewa, a po prawej do majątku Kurzejgóry. W tymże roku obie strony ulicy dołączono do Kościana. Podobne losy przechodziła ul. Grodziska. Większość domów przy ul. Czempińskiej pobudowali robotnicy powracający z robót w Niemczech. Charakterystyczną cechą obu ulic były rowy ściekowe, które przy ul. Czempińskiej zasypano - po uprzednim skanalizowaniu - w latach 20-tych, a przy ul. Grodziskiej dopiero w pierwszych latach PRL. W okresie międzywojennym, przy końcu ul. Czempińskiej był czynny wiatrak zbożowca Kostańskiego, mieszkającego przy ul. Czempińskiej - potem sklep żelaza GS.
   
Wróćmy do miejsca, skąd rozpoczęto budowę „nowych ulic”, czyli do kościoła Świętego Ducha. W wyobraźni naszej - cofając się do początków XX wieku - widzimy przed sobą w stronę wodociągu - bity trakt, częściowo i „kocie łebki”, z którymi uporają się w następnych latach bracia Szafrankowie i wybrukują znowu mocną jezdnię. Lewą stronę tego traktu zajmowały przeważnie sady i nieliczne domki kryte papą. Z tych „stulatków” zachował się częściowo dom p. Bajona (przy obecnej ul. Piłsudskiego - przyp. T.J.). To lewa strona traktu.
Na Złym Dole
   
Tuż za kościołem św. Ducha znajdujący się szpital przebudował w 1903 r. budowniczy Izakiewicz, Niemiec i ewangelik. Za szpitalem, do narożnika obecnej ul. Gostyńskiej, znajdowało się bagnisko zwane „Złym Dołem”, które istotnie pochłonęło kilka istnień ludzkich - stąd nazwa. Mało jest już w Kościanie obywateli, którzy chodząc z tabliczką i rysikiem do szkoły w Kiełczewie (taki był przydział dla dzieci z ul. Grodziskiej i pobliskich), wspominają sobie, jak to zimą zjeżdżało się na torbie lub wprost „na czympku” po zboczach Złego Dołu.
   
Ulica Grodziska przynależna wówczas do Kiełczewa, była zwykłą polną drogą, jak i też dzisiejsza ul. Gostyńska. Zabudowa tej prawej strony ulicy, nazwanej ul. Madaia (dziś - Piłsudskiego), landrata - inicjatora budowy nowych ulic, wodociągu i realizacji kanału Obry, zaczęła się mniej więcej w ostatnich latach XIX wieku, bowiem dziś jeszcze na kilku budynkach przy tej ulicy widnieją daty 1898 roku. Później ulica prawie całkiem już zabudowana otrzymała nazwę Poznańskiego Przedmieścia.
   
Pierwszymi inicjatorami zabudowy tej ulicy, po zasypaniu „Złego Dołu”, oddrenowaniu wody do Obry na odcinku od kościoła do ul. Gostyńskiej, byli obywatele Ginter i Ludwik Abt, stolarze, którzy za pożyczki z Banku Ludowego, wspólnie z budowniczym Włoszkiewiczem stawiali domy; prace stolarskie i ciesielskie wykonał Abt. Budowę rozpoczęto od narożnika ul. Gostyńskiej. Gotowe budynki, w okresie dwóch lat sprzedawali, spłacając równocześnie kwartalne raty w Banku Ludowym. Podkreślić tu trzeba patriotyczną akcję Banku Ludowego, który przez niskoprocentowe pożyczki i dogodne spłaty umożliwiał Polakom budowę domów, zakładanie warsztatów itp., podtrzymując tym sposobem zwartą polskość wśród rodowitych kościaniaków. Prezesem Banku Ludowego był wielki patriota ks. prałat dr Józef Surzyński, znany reformator muzyki kościelnej oraz kompozytor polskich pieśni na chór i orkiestrę.

Kto się wybudował?
   
Pierwsze wybudowane domy kupili ob. ob. Palacz, Banaszak, Fellmann oraz Biernacka primo voto Maćkowiak. Domy te do dziś dnia są funkcjonalne w dobrym stanie, biorąc pod uwagę rok ich budowy. Dalszą część - do kościoła św. Ducha na podobnych warunkach zabudował i sprzedał brukarz Karol Szafranek.
   
Na narożniku ulicy Gostyńskiej (dziś biura GS) wybudował się handlarz zboża Żyd Juliusz Majer, któremu polską konkurencję przeciwstawił także kupiec zbożowy Plewczyński (trzeci dom od narożnika. ul. św. Ducha). Konkurencję prowadzili ostrą, bowiem tak Żyd Majer, jak i Plewczyński mieli swoich agentów, którzy ściągali chłopów ze zbożem do swoich sklepów. A chłopi - tak jak przy sklepie Plonska - stawali z wozami za narożnikiem przy restauracji Sylwestra (później syna Kazimierza) Szyftera. Dom ten - też już w latach około 100-tki - jeszcze stoi, obecnie mieści się w nim sklep mięsny.

„Wesołe Miasteczko”
   
Za restauracją Szyftera, stała tylko kuźnia. Te dwa budynki jeszcze kilka lat po wyzwoleniu 1919 r. były zaczątkiem ul. Gostyńskiej. Ulica ta jeszcze po 1945 r. była zwykłą szosą z latówką, mimo dość silnej zabudowy tego osiedla między szosą a wodociągiem, zwanym w okresie międzywojennym popularnie „Wesołym Miasteczkiem”. Pierwszy budynek w latach 20-tych przy ul. Gostyńskiej postawił  Klupsz. Dom mieszkalny stoi do dziś, ale tartak, równocześnie wybudowany za mieszkalnym budynkiem, po kilku latach spalił się doszczętnie, a wraz z nim blisko położona szopa z beczkami smoły dekarza Bajona. Ponieważ palące się obiekty były dość oddalone od domów Poznańskiego Przedmieścia, groźny i gwałtowny pożar nie rozszerzył się. Przyczyny pożaru nie zostały ustalone.
   
Mimo panującego bezrobocia i 3-dniowego tygodnia pracy w Monopolu Tytoniowym dalszą zabudowę przy tej ulicy i w stronę wodociągu, prowadzili przeważnie murarze i pracownice Monopolu, budując najczęściej domy jednorodzinne. Nazwę „Wesołego Miasteczka” przyczepiono do tej dzielnicy miasta w nawiązaniu do istniejącego na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu rozrywkowego Wesołego Miasteczka i to jakoś się utrzymało. Całkowita zabudowa (z nielicznymi wolnymi jeszcze parcelami) oraz wytyczenie ulic, jak i budowa nowoczesnej Szkoły Podstawowej nr 4, to już ostatnie lata. Że dzielnica ta jest gęsto zamieszkała świadczyć może m. in. fakt, że tylko ul. Żwirki i Wigury liczy ponad 100 numerów, a ulic tam jest kilka.

Kupieckie firmy

   
Wracamy jednakże na narożnik ul. Gostyńskiej. Do Szyfterów należała też, dziś używana jako magazyn, obora na narożniku ul. Czempińskiej (dziś Poznańskiej), bowiem w okresie międzywojennym Szyfterowie handlowali także bydłem. Konkurencja między Żydem Majerem a Plewczyńskim zakończyła się po kilku latach zgonem Majera, a żona tegoż wyjechała do syna lekarza w Berlinie. Placówkę tę przejął Polak Kaźmierczak Władysław, też konkurent Plewczyńskiego. Robiącego na dostawach do wojska dobre interesy, uważano zbożowca Kaźmierczaka za jednego z najbogatszych kupców Kościana. Prowadził wystawne życie i wydawał liczne przyjęcia. Jednakże po kilku latach dobrobytu w oswobodzonej Polsce, coraz częstsze niepowodzenia na giełdzie zbożowej w Poznaniu, i inne związane z tym straty, spowodowały całkowity upadek tej firmy. Okres dewaluacji w 1924 roku przyniósł wiele kolejnych upadków większych firm, zwłaszcza zbożowych, m.in. także zbożowca Karola Swobody przy ul. Nadobrzańskiej 8, którego żona była bardzo czynną w PCK jako prezeska.

MARIAN URBAŃSKI  
WK nr 8-9/1994

Marian URBAŃSKI zmarł w Kościanie w 1993 r. Jego nazwisko kojarzy się z „Gazetą Polską” - przedwojennym dziennikiem o orientacji katolicko-narodowej. Pozostawił po sobie nieliczne - co z żalem trzeba powiedzieć -  wspomnienia. Jego reporterskie zapiski o starym Kościanie powstały  w 1971 r. z inspiracji – co wyraźnie podaje autor - ówczesnego prezesa TMZK dra Henryka Florkowskiego i wiceprezesa - red. Jerzego Zielonki.

29/2013

Już głosowałeś!

Komentarze (4)

w dniu 24-07-2013 07:09:28 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Ostatnie foto przedstawia ul Św. Ducha - ale piękne drzewa tam rosły, a dziś? Ale artykuł spoko, moglibyście więcej fotek wstawić.

Ostatnie foto przedstawia ul Św. Ducha - ale piękne drzewa tam rosły, a dziś? Ale artykuł spoko, moglibyście więcej fotek wstawić.

w dniu 25-07-2013 08:04:49 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

A teraz ciasno :(

A teraz ciasno :(

w dniu 25-07-2013 09:50:04 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

co się stało z tym Kościanem ? jaki on był cudowny :) piękny most, cudowna zieleń gdzie to wszystko ? dlaczego wszystko stało się takie takie sztuczne? szkoda że nie mogłam być w tych czasach i podziwiać tego pięknego "innego" świata...

co się stało z tym Kościanem ? jaki on był cudowny :) piękny most, cudowna zieleń gdzie to wszystko ? dlaczego wszystko stało się takie takie sztuczne? szkoda że nie mogłam być w tych czasach i podziwiać tego pięknego "innego" świata...

w dniu 25-07-2013 17:38:05 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Nie żałuj. Tych którzy wówczas żyli dotknęły dwie straszliwe wojny światowe. Co do mostu - to wysadzili go w 1939 roku polscy żołnierze. Co do zieleni to mamy jej MNÓSTWO! Spójrz na lotnicze zdjęcia Kościana.

Nie żałuj. Tych którzy wówczas żyli dotknęły dwie straszliwe wojny światowe. Co do mostu - to wysadzili go w 1939 roku polscy żołnierze. Co do zieleni to mamy jej MNÓSTWO! Spójrz na lotnicze zdjęcia Kościana.

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 13.59.100.205

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.