Magazyn koscian.net

2007-03-13 14:43:39

Relacja z procesu Obry

Nie wiedzieli, że rządzili w klubie

- Raczej nie przyznaję się do winy – mówił w sądzie Ryszard M. były szkoleniowiec i członek zarządu Klubu Obry Kościan. Mirosław W. były burmistrz i członek zarządu Obry fakt, że musi się tłumaczyć przed sądem uznał wręcz za żenujący. - Nie mam sobie nic do zarzucenia – powiedział.  6 marca, Sąd Rejonowy w Gostyniu  przez cztery godziny słuchał ich wyjaśnień. Obaj oskarżeni są  o sprzeniewierzenie publicznych pieniędzy.

 Zdaniem prokuratora obaj panowie jako członkowie zarządu  Klubu odpowiadają za wydawanie miejskich dotacji przyznawanych na sport dzieci i młodzieży na trzecioligowy zespół (żółte kartki, transfer i najem zawodników itd.).  Ryszard M. był w zarządzie Obry od 2002 roku do 2004, ale ,,ma poczucie’’, że był członkiem zarządu tylko do października 2002 roku. Reprezentować miał w Klubie głównego sponsora Jana Ludwiczaka.

 Nigdy nie interesował się tym, jakie decyzje podejmuje zarząd i uczestniczył najwyżej w jednym jego zebraniu. Zawsze interesowały go tylko szkolenia. Tak zeznawał.

 - Proszę mi wierzyć. O sprawach finansowych i organizacyjnych nie mogę wiele powiedzieć, bo od jesieni dwa tysiące drugiego roku nie byłem obecny na zarządach klubu - przekonywał sąd. - Nie podejmowałem żadnych decyzji - argumentował. Jak wyjaśnił, nawet go na zebrania zarządu nie zapraszano. Był bowiem w konflikcie z prezesem klubu Jerzym B., który zachowywał się autorytarnie.
 - Pokazywał, że on rządzi. Może dlatego, że mieszkałem w Poznaniu, a nie w Kościanie? - zastanawiał się głośno M.

 M. twierdzi, że w październiku 2002 roku napisał pismo o rezygnacji z członkostwa w zarządzie. Wysłał je i uznał, że tym samym członkiem zarządu już nie jest. Tymczasem formalnie w składzie zarządu figurował do 2004 roku. Pisma z rezygnacją jednak w  Klubie nie ma, a M. wyrzucił dowód nadania listu.
 - I sądził pan, że takie pismo wystarczy?  Naprawdę nie miał pan świadomości, co znaczy być członkiem zarządu? Po co pan nim był? - dopytywała sędzia Marzena Łukaszewska- Niewrzęda.

 Ryszard M. twierdzi, że po to, by podnosić umiejętności piłkarskie zawodników. A jedyne nieprawidłowości w klubie jakie dostrzegał, to przegrany mecz. Nie wie, kto dzielił dotacje, ani jak to się odbywało. W pewnym momencie M. lekko zatoczył się i poprosił o chwilę przerwy przy otwartym oknie. Po trzech minutach gotów był dalej odpowiadać na pytania. Te dotyczyły między innymi tego, kiedy zawodnicy przestają być młodzieżą, czy trzecioligowy  klub można nazwać amatorskim i jak odróżnić amatorskiego zawodnika, od zawodowca. Zeznawał pełne dwie godziny. Klarownych odpowiedzi sądowi nie udało się uzyskać. Większość twierdzeń M. poprzedzał słowami ,,wydaje mi się’’. Wydaje mu się więc, że zawodowiec, to ten, kto ma większe umiejętności.

  Tak samo długo na pytania sądu, prokuratora, obrońców i oskarżonych odpowiadał Mirosław W.O tym, że był członkiem zarządu Klubu Obry do 2004 roku W. dowiedział się - jak twierdził - od prokuratora. Został nim dwa lata wcześniej - na trzy miesiące przed końcem burmistrzowskiej kadencji. Podobnie jak M. Mirosław W. twierdzi, że brał udział tylko w jednym zebraniu zarządu. Tym  tuż po wyborze. Potem zajęty był obowiązkami służbowymi, wyborami, a po nich chorował (do końca 2003 roku) i złamał nogę. Sprawami Klubu się nie interesował. Jako burmistrz za to zrobił wiele, by sprawę finansowania sportu uczynić bardziej klarowną i racjonalną, za co przez kibiców okrzyknięty został  zabójcą sportu.
 - Niezasłużenie - podkreślił.
 Zebrał nawet na dowód wycinki prasowe z czterech lat kadencji. Wyjaśniał  przed sądem, że określił procedury w jakich dotacje były przyznawane, a Obrze na starcie obciął dotacje o połowę. Bardzo dbał, by wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Domagał się od Klubu licznych sprawozdań na dowód tego, że dotacje są właściwie wykorzystywane.

 - Czy pan nie widzi, że zarzuty nie dotyczą pańskiej działalności jako burmistrza, tylko członka zarządu Klubu Obry? - dopytywał prokurator Roch Waszak. W. twierdził, że nic nie wie o niewłaściwym wykorzystywaniu dotacji miejskiej. Sprawami Klubu przestał się interesować już w miesiąc po wejściu do jego zarządu. Co do zarzutu, jakoby miał zlecić lipne zatrudnienie w ramach zastępczej służby wojskowej  dwóch piłkarzy, uważa że to po prostu niemożliwe. Podwładny Mirosława W. - Marek Sz. - kierownik Miejskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji twierdzi, że burmistrz W. polecił mu zatrudnienie piłkarzy na takich samych zasadach, jak zwykło się to robić za czasów burmistrza Jerzego B. Marek Sz. zatrudnił więc dwóch piłkarzy, którzy zamiast pracować grali w piłkę. Mirosław W. twierdzi, że piłkarzy nie zna, a jako burmistrz długo nawet nie wiedział, że w miejskich zakładach można odbywać zastępczą służbę wojskową.
 - Jaki interes miałby  Sz. by pana bezpodstawnie obciążyć? - pytał prokurator.
 - Nie wiem. Łączą nas poprawne stosunki międzyludzkie. Nie sądzę, że mnie bezpodstawnie oskarżył. Sądzę, że pomylił pewne fakty i zdarzenia. Daję głowę, że takiej rozmowy nie było  - powiedział W.

Jako dowód na to, że wymuszenia lipnego zatrudnienia piłkarzy byłoby niezgodne z naturą burmistrza  Mirosława W. oskarżony W. odczytał nawet fragment felietonu z ,,Gazety Kościańskiej’’ z marca 1999 roku ,,(...) Nie jest żadną tajemnicą niechętny stosunek do sportu nowego burmistrza. W odróżnieniu od poprzednika rzadko widać go na meczach naszych zespołów, a jeśli już jest, to przeważnie siedzi jak na tureckim kazaniu’’(...).

Na koniec Mirosław W. powiedział, że wezwanie do prokuratury było dla niego zaskoczeniem.
- Żenujące, że muszę stać i tłumaczyć się z czegoś, o co uważam, że przez cztery lat kadencji walczyłem. Uważam, że ani ja, ani mój zarząd (miasta - red). nie mamy sobie nic do zarzucenia. Dużą troskę wykazaliśmy, by prawidłowo dotacje na sport rozliczyć   - oświadczył. 
 Dlaczego nie dbał o klarowność w finansach jako członek zarządu klubu, W. nie potrafił odpowiedzieć. W zeznaniach pojawił się też wątek kryminalny. Mirosław W. twierdzi, że był zastraszany przez rozeźlonych kibiców. Grożono mu pobiciem i gwałtem jego żonie. Syna pobito. Eskalacja ataków przypadła na rok 2000. Sprawcą okazał się nastoletni miłośnik piłki nożnej.

- Byłem ostatnią osobą, która mogła wymuszać coś dla sportowców - stwierdził  W.
 Posiedzenie sądu zamknięto o godzinie 14.38. Kolejne - 20 marca. (al.)

GK 11/2007

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.117.120.171

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.