Wiadomości

24 lipca 2023

Nie wystarczy pisać, trzeba tym żyć

Przypominamy rozmowę z Jerzym Zielonką o warsztacie pracy dziennikarza, fascynacji historią, szczęściu do wybitnych ludzi, zdobywaniu wrogów i bogatym dorobku wydawniczym.

 

W piątek, 21 lipca 2023 roku, zmarł wybitny regionalista i i dziennikarz Jerzy Zielonka. Chcąc utrwalić w pamięci tę niezwykłą postać przypominamy wywiad jakiego udzielił Pawłowi Sałackiemu w 2011 roku. 

W dniu pogrzebu, który odbędzie się w sobotę, 29 lipca 2023 roku, o godzinie 12. na cmentarzu komunalnym w Kościanie przypomnimy rozmowę z Jerzym Zielonką z roku 2014, w której opowiada o swoim ciekawym życiu.

 

***

Został pan laureatem Dziennikarskich Koziołków, nagrody przyznawanej od piętnastu lat przez wielkopolski oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Otrzymał pan statuetkę w kategorii „osobowość dziennikarska”. Co to znaczy być osobowością dziennikarską?
Trudne pytanie, dla kogoś komu przyznano nagrodę za „osobowość”. Trzeba by w superlatywach opisać siebie (śmiech), a jeśli się nie da, to wyjdzie, że otrzymałem ją niesłusznie.

Co do słuszności nie mam wątpliwości, ale pytania nie odpuszczę: co to znaczy być osobowością dziennikarską?
Sądzę, że aby zasłużyć na taką etykietę trzeba mieć charakter i dobry warsztat. Trzeba pracować z pasją, a właściwie trzeba żyć z pasją. Nie wystarczy pisać, trzeba żyć tym o czym się pisze. Mój pierwszy mentor, publicysta galicyjski Janusz Roszko powiadał, że pisania można nauczyć i małpę, ale myślenia dziennikarskiego i działania można nauczyć nielicznych. Wymaga to długiej pracy. Czas jest tu bardzo ważny. Trzeba go wiele poświęcić pracy i innym ludziom. Mój dom zawsze był otwarty, dla każdego i o każdej porze.

Dziś dziennikarze czasu nie mają...
To prawda, dziś dziennikarzy w redakcjach się nie szkoli. Z marszu zaczynają pisać i to pod dużą presją czasu i konkurencji. Redaktorzy naczelni, czy starsi koledzy nie mają czasu dla adeptów. Jeśli ten się nie sprawdza wymienia się go na kolejnego i znów kolejnego. Media elektroniczne narzuciły duże tempo pracy także redakcjom prasowym. News goni news. Trudno doskonalić warsztat bez pomocy mentora. Tylko w układzie uczeń – mistrz można wydobyć z adepta dziennikarstwa to, co w nim najlepsze, twórcze i ciekawe.

Niektórym wydaje się, że wystarczą studia dziennikarskie.
Studia dziennikarskie nie uczą tego czego powinny. W ten zawód należy wchodzić w układzie uczeń-mistrz. Profesor na akademii nie ma już czasu na takie kontakty, redaktorzy naczelni zatrudniający młodych dziennikarzy też nie mają czasu. Ja miałem to szczęście, że moi profesorowie mieli dla mnie czas, dlatego i ja poświęcam swój tym, którzy wchodzą w zawód. Myślę, że co najmniej kilkadziesiąt piszących osób może z czystym sumieniem powiedzieć, że czegoś ich nauczyłem. Jestem przekonany, że ci którzy pobierali naukę w ten sposób będą przekazywać swą wiedzę kolejnym pokoleniom. To najskuteczniejsza forma kształcenia.

Dziennikarstwo warto studiować podyplomowo, a wcześniej posiąść wiedzę z jakiejś dziedziny.
Tak, redakcje zatrudniające dziennikarzy po różnorodnych studiach lepiej sobie radzą z trudnymi tematami. Mają po prostu specjalistów z różnych dziedzin. Oczywiście, nieliczni mają luksus pisywania wyłącznie o sprawach, w których są biegli. Dziennikarz informacyjny musi pisać o wszystkim. Ważne, aby koncentrował się na przekazywaniu faktów, a nie na ich ocenie, bo do tego jest potrzebna wiedza. Można się wówczas posiłkować opiniami specjalistów..

Skoro jesteśmy przy opiniach pomówmy o prawie dziennikarza do prezentowania własnych poglądów. Bywa, że to one wychodzą na pierwszy plan, a fakty są jedynie tłem dla promowania siebie lub jakiejś idei.
Niestety, ta tendencja się nasila, głównie w mediach elektronicznych. A rolą dziennikarza nie jest promowanie własnej osoby, tylko przede wszystkim słuchanie i umożliwianie odbiorcy poznanie faktów i wyrobienia sobie własnego zdania. Oczywiście komentatorzy, felietoniści i publicyści muszą mieć własne zdanie. Podkreślam własne, a nie zdanie szefa, czy ulubionego polityka. Publicyści muszą być wyraziści, natomiast dziennikarze informacyjni nie powinni ujawniać swego zdania zwłaszcza jeśli nie mają ku temu odpowiedniej wiedzy. Trzeba przede wszystkim dać się wypowiedzieć tym, których informacja dotyczy, inaczej mamy do czynienia z informacyjną papką, z której nic nie wynika. Taka papka wypełnia dziś większość czasu antenowego telewizji...

Dziennikarze mają wrogów. Wykonując swój zawód zawsze kogoś dotkniemy. Nawet opisując jasne strony życia zawsze znajdzie się ktoś niedoceniony, ktoś pominięty. Jeszcze gorzej gdy piszemy o sprawach trudnych. Wówczas lista dotkniętych rośnie. Niektórzy z nich nie poprzestają na dąsach, lecz zaczynają z dziennikarzem walczyć, czasem po to, aby go zniszczyć. W ilu czarnych notesikach zapisano nazwisko Jerzego Zielonki?
Sądzę, że w wielu, ale nie martwi mnie to. Powiem więcej, gdybym nie miał wrogów, to bym ich sobie wymyślił. Oni są naturalnym napędem, mobilizują.

Za co nie lubią Jerzego Zielonki?
Zależy kto. W różnych okresach życia miałem wokół siebie różnych nieżyczliwych i różnych wrogów. W realnym socjalizmie dla jednych byłem przede wszystkim dziennikarzem pisma wydawanego przez PZPR, a dla aparatu tejże partii byłem kłopotliwym dziennikarzem piszącym o drażliwych sprawach. Pisałem zawsze odrobinę więcej niż na to pozwalano. Dziś mówi się o tym jako o „jechaniu po bandzie”. Więc ja - zastępca redaktora naczelnego „Panoramy Leszczyńskiej” – jeździłem po bandzie, a mój szef Adam Zając regularnie stawiał się na dywaniku u wydawcy. Wiele zdrowia Adam stracił przeze mnie, a ja dorabiałem się pierwszych wrogów. Tyle, że baty zbierał za mnie naczelny.

Na przykład za co?
Główie za teksty historyczne, z których wynikała znana wszystkim oczywistość, że konspiracja z okresu drugiej wojny światowej w południowej i zachodniej Wielkopolsce nie miała koloru czerwonego. Za przypominanie wielu wybitnych i zasłużonych dla Polski postaci ze środowisk, których dorobek starano się przemilczeć. I za setki innych drobnych spraw, których nie będę wyliczał, bo zaraz wyjdzie, że robię z siebie kombatanta. Dopowiem więc, że nikt mnie za te teksty nie prześladował.

Ale na czarną listę wpisano.
Jak mówiłem, to zawsze motywuje do pracy.

A po zmianie ustroju? Komu się pan naraził?
Wychodzi na to, że najwięcej żalu mają do mnie ludzie związani z dawnym aparatem władzy, ale nie tylko oni. Ja sobie nikogo nie biorę na celownik, tylko od kilkudziesięciu lat zajmuję się tym samym: opisywaniem historii naszego skrawka Polski. Tylko, gdy pisze się o historii współczesnej, to zawsze się kogoś dotknie. Szczególnie po przejrzeniu setek, a może już tysięcy dokumentów z archiwum IPN.

Od dawna mówi się, że przygotowuje pan książkę „W kręgu zdrady”. Stąd te wizyty w IPN?
Tak, ale praca posuwa się mozolnie. Wciąż natrafiam na nieznane mi wcześniej dokumenty.

Wielu kojarzy pana właśnie jako posiadacza największego regionalnego archiwum. Tysiące publikacji, tekstów, map, starych gazet, dziesiątki tysięcy zdjęć... Złośliwi twierdzą, że w tej stercie materiałów można pewnie znaleźć nawet zaginiony średniowieczny akt lokacyjny Kościana...
Chyba nie (śmiech), ale z akcentem na „chyba”. To prawda, że zgromadziłem duże archiwum. Powstawało przez lata podczas zbierania materiałów do kolejnych publikacji. Wiele dokumentów, zdjęć czy spisanych wspomnień przyniesiono mi w nadziei, że tu będą komuś potrzebne.

I są?
Tak, i to nie tylko mi. Wielu dziennikarzy, uczniów, studentów i naukowców korzystało z mego archiwum. Część po skatalogowaniu oddałem do zbiorów muzealnych, bo nie było już gdzie tego gromadzić.

Są tacy, którzy twierdzą, że nie ma liczącej się publikacji z historii najnowszej południowo-zachodniej Wielkopolski, w której nie powoływano by się na badania lub zbiory redaktora Jerzego Zielonki.
- Jestem przekonany, że jakieś by się znalazły...

Czy historia to dziś dobry temat dla mediów?
Tak, ale trzeba ją umiejętnie sprzedać. Mamy pewną przewagę nad naukowcami. Oni muszą się trzymać naukowej terminologii, a my możemy wyniki ich badań sprzedać w lekkiej, czasem wręcz w sensacyjnej formie. Dzięki czemu udaje się z wiedzą historyczną trafić do szerokiego odbiorcy. Za sukces poczytuję sobie to, że fragmenty moich tekstów są źródłami do prac doktorskich i magisterskich. Moja dziennikarska uwaga, że znak kościańskich sukienników nadany przez Kazimierza Jagiellończyka to pierwszy znak jakości w Polsce trafiła na stałe do tekstów naukowych. Takich przypadków było więcej...

Ciekawe jest to, że został pan uznanym autorytetem z zakresu historii najnowszej, choć ukończył studia ekonomiczne.
Ale przez pewien czas studiowałem równolegle historię. Uciechy życia studenckiego wygrały z chęcią studiowania na raz na dwóch kierunkach i zostałem przy ekonomii, lecz zdobyte na studiach podstawy badań historycznych okazały się bezcenne w przyszłej pracy dziennikarza.

Skąd się wzięła fascynacja historią najbliższej okolicy. Wymyślił pan sobie taką specjalizację?
To nie specjalizacja, lecz pasja. W dużym stopniu zawdzięczam ją wspomnianemu już dziennikarzowi, publicyście historycznemu – Januszowi Roszko, krakowiakowi z lwowskim rodowodem. Zetknąłem się z nim podczas studiów. Janusz przyjechał zbierać tu materiały dla redakcji Przekroju, na dwudziestą piątą rocznicę wybuchu wojny. Miałem okazję jeździć z nim po miejscach, ludziach, patrzeć jak pracuje, słuchać historii i świadectw jakie zbierał. Wiele się wówczas nauczyłem. Mogę powiedzieć, że był moim pierwszym mistrzem.

Miał pan szczęście do ludzi zainteresowanych historią i regionalizmem. To z nimi współtworzył pan Towarzystwo Miłośników Ziemi Kościańskiej, Instytut im. Generała Stefana „Grota” Roweckiego, Kościański Ośrodek Badań Zbrodnii Katyńskiej. To z nimi reaktywował pan jedno z najstarszych pism ilustrowanych, leszczyńskiego „Przyjaciela Ludu”; współtworzył „Wiadomości Kościańskie” i „Pamiętniki Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej”. Wpływ jaki miał pan na powstanie tych inicjatyw był ogromny, a fakt pozyskiwania dla nowych idei licznych współpracowników jest być może odpowiedzią na moje pierwsze pytanie dotyczące osobowości dziennikarskiej...
Tak, miałem szczęście spotkać wielu wspaniałych i wybitnych ludzi. Tak wielu, że bałbym się w luźnej rozmowie wymienić ich nazwiska, bo na pewno kogoś bym pominął. Dbam o to, by w każdej publikacji przypominać tych, z dorobku których korzystam, od których otrzymałem wsparcie i z którymi współpracowałem.

Pomówmy jeszcze o jednym ciekawym wątku z pana biografii. Niewiele brakowało a porzuciłby pan dziennikarstwo dla polityki. Wystartował pan w pierwszych wyborach do senatu i dotarł do drugiej tury...
To dziwna historia, której jeszcze szczegółowo nie spisano. Do kandydowania namówiono mnie używając argumentu, że w tak przełomowych, historycznych wyborach nie może zabraknąć kościaniaka. Do senatu kandydował też wówczas dzisiejszy kościański burmistrz Michał Jurga. Działał wówczas u księdza dziekana Antoniego Wilczyńskiego taki kościański okrągły stół, podczas którego uradzono, że warto, aby Zielonka stanął do wyborów jako kandydat niezależny. Dla mnie było to wyzwanie. Mogłem sprawdzić na ile jestem wiarygodny w okresie wielkich przemian jako regionalista i dziennikarz. Wielu stawanie w szranki z kandydatami, z którymi sfotografował się Lech Wałęsa uznawało za bezcelowe. Ja uległem namowom różnych środowisk i wystartowałem, a warto podkreślić, że namawiali mnie ludzie od lewa do prawa. Miałem być kościańskim akcentem zachodzących przemian. No i wystartowałem. Byłem ciekaw ile głosów zdobędę, ale nie sądziłem, że skala poparcia doprowadzi do drugiej tury wyborów. Był to jeden z dwóch takich przypadków w kraju.

Ale senatorem pan nie został.
Na szczęście nie. Tak dziś to oceniam. Gdy po pierwszej turze okazało się, że ma być druga zdałem się na los. Spakowałem się i wyjechałem na przygotowywaną długo wcześniej wyprawę do Katania. Ale powiem uczciwie, że czterdzieści dwa tysiące głosów, które na mnie oddano przekonało mnie, że nie spieprzyłem w życiu wszystkiego, że mogę, a nawet powinienem pracować dalej jako dziennikarz.

Popularność z tamtych lat była wynikiem nie tylko tekstów o historii i licznych inicjatyw lokalnych, ale i głośnej w całym kraju akcji „Warta nad poznańskim rowem”. Przypomnijmy o co chodziło...
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych zrodził się pomysł przemysłowej eksploatacji ogromnych złóż węgla brunatnego zalegających pod naszą częścią Wielkopolski. Wcielenie go w życie zrujnowałoby przyrodę i rolnictwo. Wraz z doktorem Henrykiem Florkowskim, Józefem Świątkiewiczem, Bogdanem Ludowiczem i Romanem Majewskim pod auspicjami „Panoramy Leszczyńskiej” koordynowaliśmy działania ruchu społecznego protestu przeciwko wydobywaniu tu węgla.

Centrala ruchu mieściła się w pana mieszkaniu...
Tak, a wsparcia szukaliśmy, i co ważne znaleźliśmy je, u naukowców z Poznania, Krakowa i Warszawy. Do dziś jestem wdzięczny cenzorowi, który być może przez niedopatrzenie zezwolił na druk w „Panoramie” listu naukowców, przestrzegającego przed budową w południowej Wielkopolsce kopalni odkrywkowych. Gdy tekst się ukazał, dalej poszło już gładko...

Każdy z was używał innych argumentów, aby przekonać decydentów i mieszkańców, że to zły pomysł. Redaktor Zielonka odwoływał się do argumentów emocjonalnych...
Zajmowałem się historią, to też i argumenty, których używałem były z nią związane. Pytałem, co się stanie z cmentarzami? Co się stanie z grobami naszych przodków? Moje wypracowania na ten temat wzbudzały wiele emocji. Inni szukali argumentów ekonomicznych i ekologicznych. Jak na czasy realnego socjalizmu była to akcja niecodzienna. Powstał jawny, prawdziwie społeczny ruch protestu. Kopalnie na szczęście nie powstały. Nie uważam oczywiście, że to nasza zasługa, ale w jakiś mały sposób przyczyniliśmy się do tego, że Ziemia Kościańska nie wygląda dziś jak pustynia. Warto jednak pamiętać, że węgiel cały czas tu jest i pewnie znów ktoś spróbuje po niego sięgnąć...

Pomówmy jeszcze o pana dorobku wydawniczym. Poza tysiącami tekstów prasowych jest pan autorem licznych opracowań i monografii książkowych. Które ceni pan sobie najbardziej?
Nigdy nie robiłem takiego rankingu. Każda jest inna, każda w jakiś sposób mnie cieszy. I te duże i te najmniejsze. Cenię sobie książkę „W cieniu swastyki”, której pisanie było fascynującą przygodą dla dziennikarza-historyka. Cenię sobie liczne monografie, choćby napisaną we współpracy ze świętej pamięci Józiem Kubickim monografię kościańskiego sportu. Jestem dumny z pierwszej monografii kościańskiej mleczarni, ale i z kilkusettysięcznych nakładów bryków. Tak, przez pewien czas najwięcej szkolnych bryków drukowano w Kościanie. Sam jestem autorem kilku. Osobiście jestem dumny z „Pana Tadeusza”. Równie miło wspominam kilka kościańskich bajek, które napisałem... Nie potrafię jednak wybrać najważniejszej publikacji. Może pamiętnik TMZK? Byłem współautorem pierwszego tomu, to chyba najciekawsze publikacje regionalne. A może z reaktywowania „Przyjaciela Ludu”, może z zeszytów naukowych Instytutu im. Stefana „Grota” Roweckiego”? Naprawdę nie wiem. Może tę najważniejszą książkę mam jeszcze przed sobą?

 

Na zdjęciu: red. Jerzy Zielonka opracowuje materiały do następnych książek z cyklu „Wierni niepodległej”. Fot. Bogdan Ludowicz / PROJEKT PKS 070707

***

Jerzy Zielonka (1943-2023) – dziennikarz, regionalista, działacz społeczny. Specjalista w dziedzinie problemów historii najnowszej, głównie dziejów oręża wielkopolskiego i działalności konspiracyjnych organizacji niepodległościowych w latach 1939-1945.
Absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu (magister ekonomii). Współpracownik „Głosu Wielkopolskiego” (1968-1972), kierownik leszczyńskiego oddziału ,,Gazety Poznańskiej” (1973-1979), zastępca redaktora naczelnego i dziennikarz „Panoramy Leszczyńskiej” (od 1979), współtwórca i redaktor „Wiadomości Kościańskich” (1988-2023), publicysta „Gazety Kościańskiej” (1999-2023), współpracownik koscian.net (2002-2023). Autor kilku tysięcy publikacji prasowych o tematyce historycznej, licznych opracowań naukowych i popularnonaukowych, książek i monografii.

Już głosowałeś!

Komentarze (7)

w dniu 25-07-2023 07:50:03 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Ciekawa rozmowa, ciekawy człowiek.

Ciekawa rozmowa, ciekawy człowiek.

w dniu 25-07-2023 23:15:03 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Był redaktorem I kierownikiem redakcji takich gazet jak Gazeta Poznańska, Głos Wielkopolski czy Panorama Leszczyńska. Trzeba też pamiętać że te gazety były wówczas regionalną tubą propagandową PZPR-u

Był redaktorem I kierownikiem redakcji takich gazet jak Gazeta Poznańska, Głos Wielkopolski czy Panorama Leszczyńska. Trzeba też pamiętać że te gazety były wówczas regionalną tubą propagandową PZPR-u

w dniu 27-07-2023 17:20:55 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Panie "antykomunista" - masz jakieś uwago do jego pracy i aktywności społecznej? Zrobił komuś krzywdę? Znasz jego dorobek dzienikkarski, popularnonaukowy i naukowy? Wiesz, że jako jeden z pierwszych w PRL opublikował listy ofiar Katynia? Wiesz że cieszył się zaufaniem wielu ludzi z nurtu niepodlpogłościowego? Wiesz ilu miał znajomych wśród kleru? Wiesz ile zawdzięczają mu regionaliści? Wiesz ile osób, historii i dokonań ocalił od zampomnienia? Sądzę, że nie wiesz, że nie nie znasz większości tesktów i książek jakie po sobie zostawił. Przeczytaj je napierw, a później oceniaj.

Panie "antykomunista" - masz jakieś uwago do jego pracy i aktywności społecznej? Zrobił komuś krzywdę? Znasz jego dorobek dzienikkarski, popularnonaukowy i naukowy? Wiesz, że jako jeden z pierwszych w PRL opublikował listy ofiar Katynia? Wiesz że cieszył się zaufaniem wielu ludzi z nurtu niepodlpogłościowego? Wiesz ilu miał znajomych wśród kleru? Wiesz ile zawdzięczają mu regionaliści? Wiesz ile osób, historii i dokonań ocalił od zampomnienia? Sądzę, że nie wiesz, że nie nie znasz większości tesktów i książek jakie po sobie zostawił. Przeczytaj je napierw, a później oceniaj.

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.149.254.110

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.