Magazyn koscian.net

2005-12-28 10:38:31

Prosta historia

Pewnego dnia w Kurzej Górze pod domem stanął szary kadłub łodzi. Mieszkańcy zdziwili się, ale w końcu się przyzwyczaili...

Stał tak kilka lat. Nocą słychać było wydobywające się z niego warkoty, trzaski, świsty. Aż pewnego dnia kodłub zniknął i zniknięciem swym wywołał jeszcze większe zdziwienie, niż pojawieniem się. Nagle na ulicy zrobiło się nieznośnie zwyczajnie. 

 - Ja sam łapię się na tym, że jadąc do domy wyglądam dziobu. Zdarzyło mi się nawet z piskiem hamować koło domu, bo go przeoczyłem – uśmiecha się Tomasz Olszewski. Historia jego jachtu, to jak bajka o brzydkim kaczątku. Tylko w bajce o przemianie w łabędzia decyduje prawo natury. O losach jachtu - silna wola człowieka. Przemiana w Kurzej Górze trwała latami. Jak się nie liczy na krasnoludki – twierdzi pan Tomasz - trzeba wziąć się do roboty. Wziął się i zbudował w Kurzej Górze pełnomorski jacht.

Statki rozbijają się o brzeg, nie o wodę
 Żegluje od dwudziestu pięciu lat. Pierwszy patent zdobył w  kościańskim klubie żeglarskim, ale klubowiczem być nie chciał. Mając szesnaście lat postanowił mieć własną żaglówkę.
 -  I miałem. Zniszczona była, parę remontów jej zrobiłem, pływałem na niej z piętnaście lat i sprzedałem  koledze. Ciągle mam ją przy sobie, bo u mnie zimuje. Jak gołąb pocztowy wraca  - mówi.

 Pierwsza żaglówka ma już ze czterdzieści lat i wygląda lepiej, jak naście lat temu. Pływała i pływa po Jeziorze Wonieskim albo Jeziorze Cichowskim.  Jest dwuosobowa i nazywa się PASAT (z miłości do wiatru, nie do samochodu). Pan Tomasz parę sezonów pływał na Mazurach, a gdy zdecydował się na szersze wody, wypłynął na ocean. Półtora miesiąca płynął jachtem rocznik 1958 z Giblartaru do Świnoujścia.

 - Wszystko, co mogło się na nim popsuć, w tym czasie się popsuło. Sporo czasu spędziliśmy na naprawach – opowiada.
 Dwa tysiące czterysta mil żeglugi wytrzymali nie wszyscy załoganci. Dwóch postanowiło wracać do domu autobusami. Przestraszyli się.
 - Trochę wiało – przyznaje Olszewski.

 Jeden z uczestników wyprawy na samym początku połamał palce lewej ręki. Na niewiele zdawał się podczas wachty. Pan Tomasz spędzał czasem za sterem i dwanaście godzin. Gdy bardzo wiało, zamieniał obowiązki przy kuchni na żeglowanie i chętnie się z nim zmieniano... Zaczynał na jachcie od zwykłego załoganta a skończył na bosmanie. Gdy wiało, wiązali się na pokładzie. Podczas jednego ze sztormów, szarpnęło tak, że siedząca pod pokładem dziewczyna wyłamała rozpędzonym ciałem drzwi. Nie dało się ich już naprawić. To była jego pierwsza tak duża wyprawa.  Twierdzi, że dobrze płynie się dopiero wtedy, gdy nie widać brzegu, ani innych jachtów i statków. Gdy jest tylko woda.

 - Na oceanie jest tyle miejsca, że można czuć się bezpiecznie. Nie szkodzi, jeśli się lekko zboczy z kursu. To nie droga. Statki rozbijają się o brzegi nie o wodę.


Prosta historia
 Kiedy Olszewski  łapał wiatr w żagle na oceanie, koło domu w Kurzej Górze stał już kadłub. Pan Tomasz miał już pozwolenie na budowę i nawet dwa projekty pełnomorskiego jachtu. Kadłub przywiózł z Wrocławia traktorem marki Zetor. Siedem godzin jechał po betonową skorupę, a osiem godzin wracał z nią..

 - Mogłem jechać tylko traktorem, bo we Wrocławiu są niskie mosty. Ciężarówka z kadłubem by pod nimi nie przejechała. Nawet wioząc go traktorem od przęsł jednego z mostów dzieliły nas centymetry – wyjaśnia.

 Jak bohater Devida Lincha przemierzył traktorem ćwierć kraju. Kraj mniejszy niż w filmie, ale na szczęście traktor większy. Kosiarka nie uciągnęłaby dwutonowej i ośmiometrowej wytłoczki.
 - Zabrałem w podróż brata, żeby nie było nudno, ale zasnął. Jechaliśmy całą noc, a potem cały dzień...

 Kadłub ,,zaparkował’’ przy domu babci w Kurzej Górze. Przed wiekami górę tę otaczało spore jezioro, ale dziś do wody stamtąd daleko. I dobrze. Gdyby został we Wrocławiu zniszczyłaby go powódź. W Kurzej Górze stanął pod chmurką. Wszystkie prace przy jego wykończeniu pan Tomasz wykonał sam. Sam polerował drewno, sam rzeźbił w nim, sam malował. Oczywiście pomagali przyjaciele i tym chętniej, im bliżej było końca.  Pięć lat, z przerwami na pływanie, pan Tomasz każdą wolną chwile spędzał przy łodzi. Gdy była ładna pogoda – pracował na zewnątrz, gdy nie – wewnątrz. Nawet nocą i  gdy było piętnaście stopni mrozu. Wkładał do łodzi grzejnik i latarkę, i...
 - ... było jak w domu. Dwadzieścia stopni Celsjusza...

 Po wyjątkowo głośnym szlifowaniu i stukaniu stawiał sąsiadowi na płocie piwo. Wreszcie kupił maszt, żagle, osprzęt a na kadłubie napisał KOHANKA.

 - Nie chcieli zarejestrować takiej nazwy, bo – mówili z błędem ortograficznym. Rzecz się o samego prezesa Polskiego Związku Żeglugi oparła, i ten się zgodził. Powiedziałem, że to od KOścian i HANKA, albo KOcham i HANKA, ale to też kochanka. Dla kobiety pewnie bym nie miał aż tyle cierpliwości – dodaje.     

 W połowie sierpnia KOHANKA nagle zniknęła. Załadowano ją na ciężarówkę i gotowy jacht w ,,zaledwie’’ pięć godzin „dopłynął” do morza. Wodowano go w Szczecinie Dąbiu. Pan Tomasz próbował go sześćdziesiąt osiem dni, z przerwami na zakupy.

 - Sam jestem zdumiony, bo nie było żadnej awarii, co ma prawo zdarzyć się na całkowicie nowym jachcie. Płynie też szybciej, niż się spodziewałem...

 KOHANKA zimuje w Świnoujściu. Wyposażona jest w najnowocześniejszy sprzęt nawigacyjny. Jest samowystarczalna energetycznie – ma baterie słoneczne. Może pływać po Bałtyku i każdych innych wodach. Ma pięć koi, dobrze wyposażoną kuchnię, wc. To pływający dom.   

Przeważnie płynie się w stronę słońca
Co dalej? Dokąd popłynie?
 - Nie planuję niczego. Po co? Jeszcze nie wiem, co przyniesie mi przyszły rok – mówi Olszewski.
 Nie marzy o żadnym konkretnym porcie, choć ma kilka zaproszeń do bardzo odległych. 
 - Najważniejsze, to nie planować. Planów często się nie wykonuje. Ja więc nie planuję niczego. Pewnie popłynę, ale dokąd i jak długo?  Nie wiem i nie muszę dziś wiedzieć. Przeważnie płynie się w stronę słońca...

ALICJA MUENZBERG

GK nr 52/2005


 

Już głosowałeś!

Komentarze (1)

w dniu 05-09-2013 20:13:26 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Tak dokladnie to "Kohanka" juz drugi sezon przestala na ladzie w Szczecinie na Skolwinie :)

Tak dokladnie to "Kohanka" juz drugi sezon przestala na ladzie w Szczecinie na Skolwinie :)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.117.152.26

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.