Magazyn koscian.net

30 stycznia 2018

Powrót do korzeni

O historii i przyszłości projektu artystycznego „Gramy w szklarni” z Karolem Flakiem rozmawia Paweł Sałacki

- Wiesz kiedy po raz pierwszy ukazał się w „kościańskiej” obszerny tekst o projekcie „Gramy w szklarni”?

- Rok temu?

- Półtora, latem 2016 roku. Było już wtedy głośno o graniu u ogrodnika, a było to zaledwie preludium. Wielkie granie rozpoczęło się po tekście w „GK”, i trwało do ubiegłego miesiąca. Warto podsumować to co zapowiadaliśmy osiemnaście miesięcy temu. Zdaje się, że nawet ciebie zaskoczyło tempo, w jakim szklarnia wypełniała się muzyką.

- Trochę tak. Dość szybko planowanie ustąpiło miejsca wielkiej improwizacji i totalnemu spontanowi. Niósł mnie entuzjazm, który udzielił się innym muzykom, i coraz liczniejszej publiczności. Poddaliśmy się fali, która nas niosła. To było wielkie przeżycie.

- Ale na początku był plan.

- Tak. Jestem ogrodnikiem z artystyczną duszą. Lubię niebanalniene pomysły, do których między innymi zalicza się wprowadzenie muzyki w obszar zielonych przestrzeni i krajobrazu. Splot okoliczności sprawił, że powróciłem do grania, i z innymi entuzjastami założyłem zespół Flow Garden. Postanowiłem połączyć obie pasje. Muzyka dobrze brzmi wśród kwiatów.

- Wśród choinek też.

- Od tego się zaczęło. Dwukrotnie w grudniu 2015 roku kolędowała w szklarni kościańska grupa Jaromi zez Ekom. Później w szklarni zagrał projekt Womanhood Joasi Dudkowskiej i dwa razy nasz Flow Garden. Pierwszy koncert zagraliśmy dla rodzin, drugi zorganizowaliśmy po to, aby rozpocząć proces integrowania kościańskich muzyków. Zagrał z nami Roman Wolsztyński, Maciej Ratajczak i Tomek Jazy. Otwarliśmy też teren mojej firmy dla gości z miasta. Miało być kameralnie, a dzięki Adamowi Wojciechowskiemu, który nas profesjonalnie nagłośnił, zrobiło się rockowo. Tak wkroczyliśmy na ścieżkę, którą podążaliśmy do końca ubiegłego roku.

- Zadziałał efekt kuli śnieżnej. Coraz więcej słuchaczy, coraz więcej muzyków, coraz więcej koncertów. Szklarnia zamieniła się w klub muzyczny.

- Tak, ale nie było to moim zamiarem. Szklarnia z założenia nie miała być klubem, pubem z muzyką, kawiarnią czy knajpą z muzyką na żywo. Miała być WYDARZENIEM. Spotkaniem muzyków i słuchaczy. I tak podchodziłem do każdej edycji. Organizowałem wydarzenia, które miały poszerzyć ofertę kulturalną Kościana, ożywić nasze miasto. Nie stawiałem się w kontrze do innych organizatorów, ani nie chciałem ich zastępować. Po prostu dzieliłem się muzyką, którą lubię.

- Wydarzenia robiły się coraz większe. Pojawili się wykonawcy z USA, Anglii, Islandii, Ukrainy...

- To efekt oddziaływania mediów społecznościowych. Relacje ze szklarni szły w świat. Napływały zgłoszenia od wielu zespołów. Lista artystów chcących zagrać w szklarni zrobiła się długa.

- Jak dobierałeś wykonawców?

- Miałem sprecyzowane oczekiwania. Pierwszym celem grania w szklarni było integrowanie lokalnych muzyków. W Kościanie jest wiele zespołów. Jedne działają prężnie, inne mniej, jeszcze inne od czasu do czasu. To ich w pierwszej kolejności zapraszałem do szklarni. Drugim założeniem było promowanie muzyki dalekiej od komercji. Interesują mnie nisze muzyczne, tam bowiem najwięcej się dzieje. Tylko tam artysta nie jest skrępowany przez producentów i wytwórnie muzyczne, które dyktują co i jak mają grać ich podopieczni. Ja szukam w muzyce nowości i doznań, których w głównym nurcie nie znajdziesz. Szklarnia miała być miejscem, w którym niszowi artyści mogą przedstawić słuchaczom swoje propozycje.

- I była?

- Tak. Nigdy nie myślałem komercyjnymi kategoriami. Nie szukałem wykonawców „pod publikę”. Grali ci, którzy mieli coś autentycznego do przekazania. Stwarzaliśmy słuchaczom szansę na spotkanie z różnorodną muzyką. Mogli ją przyjąć lub nie. Nie prowadziłem klubu, który musiał mieć obrót i dostosowywać ofertę do oczekiwań jak największej rzeszy odbiorców.

- Co łączyło „szklarniową” publiczność? Była przecież niezwykle różnorodna. Co było wspólnym mianownikiem? To, że cię znali?

- Raczej nie, poznałem w szklarni wielu nowych ludzi. Myślę, że łączyła ich otwartość na muzykę. Przychodzili posłuchać czegoś nowego. Czasem znajdowali coś dla siebie, czasem nie, ale chyba nigdy nie wychodzili rozczarowani. Nawet jeśli nie czuli jakiegoś wykonawcy i wychodzili na zewnątrz, to przed szklarnią tętniło życie. Mnóstwo ciekawych ludzi, ożywione dyskusje na przeróżne tematy i wyczuwalny w powietrzu entuzjazm. To on nas nakręcał.

- Entuzjazm?

- Powiew świeżości, nowości, chęć poznawania. Przecież nie oferowaliśmy wygód, a mimo to ludzie przychodzili. Wszystko tworzyło się spontanicznie. Kolega, który ma firmę cateringową użyczył nam ławek, inny kolega dostarczył scenę, oświetlenie i nagłośnienie, ktoś inny zaproponował ciekawych wykonawców z zagranicy. Każdy muzyczny wieczór w szklarni był wydarzaniem.

- Wydarzeniem, które obrastało w dodatkowe atrakcje. Była wystawa zdjęć Ani Ryl i Zbyszka Warczoka, obrazów Alfreda Aszkiełowicza. Były ciastka, napoje i wegetariańska kuchnia portalu koscian.net, która rozdając jedzenie uzbierała pięć tysięcy złotych na Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.

- Sam widzisz, że nie można opisać tych spotkań inaczej niż „wydarzenie”.

- Ale zwiększając częstotliwość i liczbę wykonawców zamieniałeś z wolna wydarzenie w klub muzyczny, czego – jak sam mówisz – chciałeś uniknąć...

- Doszliśmy do ściany. Podążając tą drogą musielibyśmy coraz bardziej formalizować wydarzenie, zmieniając je w koncerty, a miejsce spotkań entuzjastów muzyki w lokal. Jednym słowem wyszlibyśmy z niszy w kierunku komercji. Tego nie chcę. Czas powrócić do korzeni. W przenośni i dosłownie.

- Czyli?

- Do szklarni powrócą kwiaty. Jestem przecież ogrodnikiem. Oddając się przez półtora roku, niemal bez reszty muzyce zaniedbałem tę część działalności.

- Straciłeś finansowo?

- To też, ale równie ważna jest równowaga, a ta została zachwiana. Nie można nieustannie przebywać w chmurach. Czasem trzeba zejść na ziemię i zająć się obowiązkami. Poświęcić się pracy i rodzinie. Czyli odpłacić bliskim za to, że pozwolili mi latać. Ten rok przetrwaliśmy dzięki mojej żonie, która ulegając moim namowom „zróbmy to jeszcze raz” pilnowała abym za daleko nie odleciał.

- Wielu sądziło, że muzyczna szklarnia to biznes.

- Nie, to były wydarzenia artystyczne, które nie domykały się finansowo. Przypomnij sobie ilu wykonawców pojawiało się na scenie jednego wieczoru. Cudem było wyjście na zero, a cuda zdarzają się rzadko. Bez mecenatu taka działalność na dłuższą metę nie jest możliwa.

- Koniec muzyki w szklarni?

- Ja nie umiem żyć bez muzyki, dlatego nadal będzie ona rozbrzmiewała w szklarni. Jeśli przyjdziesz wiosną po kwiaty, to na pewno ją usłyszysz. Sądzę, że wielu klientów Karola ogrodnika kupując kwiaty z chęcią posłucha przy okazji muzyki i porozmawia z Karolem muzykiem.

- Po muzycznym szaleństwie zamierzasz powrócić wyłącznie do roli ogrodnika?

- Ogrodnikiem się jest, a nie bywa. Ja jestem. W świadomości wielu kościaniaków moja szklarnia to miejsce, w którym od lat zaopatrują się wiosną w kwiaty. Gdy dotarło do mnie, że szklarnia zaczyna być postrzegana tylko jako miejsce koncertów, to zrozumiałem, że czas powrócić do korzeni.

- Definitywny koniec grania?

- Skądże, jest przecież Flow Garden.

- Grania w szklarni...

- Takiego jak dotąd? Na razie koniec. Co przyniesie przyszłość – nie wiem.

- Nawet kameralnego grania?

- Na kameralne znajdzie się miejsce. Na granie jeszcze bardziej niszowe niż dotychczas. Koncert muzyki klasycznej wśród kwiatów? Tak. Jazz? Tak. Gitara akustyczna? Tak. A więc ciszej, kameralniej, jeszcze bardziej akustycznie. Poza tym klimat szklarni można odtworzyć w innej przestrzeni. Podczas Jarmarku Świętojańskiego w Poznaniu stworzyłem na Starym Rynku ogród, który przez dwa tygodnie był tłem do rożnych działań artystycznych. Być może zrobimy to kiedyś w Kościanie.

- Pozostańmy jeszcze w szklarni. Niszowe granie z górnej półki sporo kosztuje. Już wiesz, że bez mecenatu nie da się tego robić. Sądzisz, że znajdziesz w Kościanie sponsora na jazzowy koncert?

- Sponsora? Nie, ale mecenasa – być może. Rozmawiałem z wieloma ludźmi nadającymi na podobnej fali, z ludźmi będącymi aktywnymi odbiorcami sztuki. Kto wie, może pomogą zorganizować taki koncert. Zobaczymy.

- Hasłu „gramy w szklarni” towarzyszyło drugie: „gramy w mieście”. Może tu przeniesiesz swoją aktywność?

- W minionym okresie daliśmy dwa spontaniczne koncerty w miejskiej przestrzeni. Zorganizowaliśmy także warsztaty rytmu dla dzieci. Przy czym hasło „gramy w mieście” nie dotyczy tylko tego co ja robiłem. Chodzi o to, aby żywej muzyki było w Kościanie coraz więcej. I mam wrażenie, że jest. Być może szklarnia ma w tym małą zasługę. Może ośmieliliśmy innych do takich działań?

- Uważasz, że szklarnia ożywiła miasto?

- Wierzę w to, że tak. Wielu pasjonatów dobrej muzyki poznało się dzięki temu projektowi. Tyle dobrej muzyki zabrzmiało, tylu muzyków zacieśniło kontakty. W mieście mającym opinię sennego, tak wielu ludzi wyszło z domów, otwierając się na nowe doznania. Nie znali większości wykonawców, ale ufali że organizator gwarantuje odpowiedni poziom artystyczny. Z dziesiątek rozmów z gośćmi szklarni, wiem że się nie zawiedli. To moja największa satysfakcja. Cieszę się także z tego, że miejsc z muzyką przybywa. Muzyka na żywo pojawia się nie tylko w kawiarni Saskia, ale i w Piwnicy i Tropsie. Coś drgnęło.

- Spotkamy się jeszcze w szklarni?
- Wiosną wśród kwiatów na pewno tak. Zapraszam.

- A co z muzyką?

- Do kompozycji kwiatowych dorzucę kompozycje muzyczne. Będziesz mógł przebierać w mojej płytotece. A jeśli pojawi się mecenat to zaproszę cię także na kameralny koncert wśród kwiatów. W nowej jakości. Może zabrzmi muzyka poważna, może jazz. Zobaczymy. Planuję także wystawy malarstwa i fotografii. Póki co wracam do ogrodu i rozwijam przygodę z prowadzeniem warsztatów artystycznych dla dzieci. Rok 2018 w szklarni będzie tętnił kolorami z muzyką w tle.

Gazeta Kościańska 4/2018

Już głosowałeś!

Komentarze (5)

w dniu 31-01-2018 09:22:34 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Czy Paweł Sałacki to ojciec Nanami Chan????

Czy Paweł Sałacki to ojciec Nanami Chan????

w dniu 31-01-2018 09:58:31 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Rozumiem panie Karolu, ale szkoda że nie będzie już takich koncertów w szklarni. To była fajna odmiana.

Rozumiem panie Karolu, ale szkoda że nie będzie już takich koncertów w szklarni. To była fajna odmiana.

w dniu 31-01-2018 12:27:00 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

No i bardzo dobrze! Ta okolica i to miejsce nie są przeznaczone na tego typu imprezy. Śmieci czcigodnych gości i hałas zakłócały pożycie :)

No i bardzo dobrze! Ta okolica i to miejsce nie są przeznaczone na tego typu imprezy. Śmieci czcigodnych gości i hałas zakłócały pożycie :)

w dniu 01-02-2018 17:04:44 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

bida przycisneła konkurencja spora trza sie wziąć do roboty. Pan Bronisław odetchnął z ulgą

bida przycisneła konkurencja spora trza sie wziąć do roboty. Pan Bronisław odetchnął z ulgą

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.17.110.58

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.