Magazyn koscian.net

21 sierpnia 2018

Pejzaże Kiedrowskiego

O fotografii i wpływaniu na postrzeganie krajobrazu z Markiem Kiedorowskim rozmawia Paweł Sałacki

W Muzeum Leśnictwa Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie trwa wystawa fotograficzna „Pejzaże Marka Kiedrowskiego”. Autor malowanych światłem pejzaży jest pracownikiem Nadleśnictwa Kościan. Leśniczy z Błotkowa wystawia pięćdziesiąt prac prezentujących różne zakątki ziemi kościańskiej, polskiego wybrzeża, Czech, Niemiec, Włoch, Grecji, hiszpańskiej Teneryfy i Fuerteventury. Jesienią wystawa prezentowana będzie w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Kościanie.

- Choć pracuje pan w Nadleśnictwie Kościan „od zawsze”, to niewielu mieszkańców ziemi kościańskiej słyszało o pejzażach Kiedrowskiego.
- Może dlatego, że moja leśniczówka jest z dala od Kościana. Błotkowo leży w gminie Lipno. Mieszkam tu od urodzenia. Mój ojciec był leśniczym w Błotkowie od 1954 roku. Teraz jestem nim ja.

- Z Kościana do Błotkowa jedzie się trzydzieści parę minut, a wśród wystawianych w Gołuchowie zdjęciach kilkanaście powstało na ziemi kościańskiej, możemy więc uznać pana za naszego, lokalnego twórcę. Trzymając się tego założenia porozmawiajmy o fotograficznych początkach przyszłego, dojrzałego pejzażysty.
- Zaczęło się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w szkole leśnej. Poznałem tam grupę pasjonatów fotografii przyrodniczej i szybko połknąłem fotograficznego bakcyla. Kupiłem swoją pierwszą lustrzankę i rozpocząłem fotograficzne polowania na ptaki i zwierzęta.

- Kiedy miejsce fotografii przyrodniczej zajęły pejzaże?
- Po dwudziestoletniej przerwie w fotografowaniu. Po szkole pojawiło się w moim życiu nowe hobby – łowiectwo. Strzelałem też trochę sportowo i zwyczajnie nie miałem czasu na fotografowanie. Po pewnym czasie łowiectwo się we mnie wypaliło. Nie miałem ochoty dłużej się nim zajmować. Wtedy ponownie sięgnąłem po aparat. Tym razem już cyfrowy. Próbowałem wrócić do fotografii przyrodniczej, ale była zbyt podobna do łowiectwa. Szukając czegoś innego trafiłem w internecie na prace kilku początkujących pejzażystów. Spodobały mi się, więc postanowiłem spróbować i od 2005 roku zajmuję się fotografowaniem pejzaży. Ponieważ lubię podróżować, mierzę się z różnymi krajobrazami.

- Wyrusza pan w fotograficzne podróże?
- Czasami tak, ale przede wszystkim wykorzystuję urlopy.

- Pana zdjęcia nie są jednak „wakacyjne”.
- Nie są to pamiątki z wakacji. Fotografuję o wschodzie lub o zachodzie słońca, gdy jest najciekawsze światło. Gdy nie mogę sfotografować wybranego pejzażu o odpowiedniej godzinie ratuję się fotografią w podczerwieni, która dla odmiany wymaga dużo światła. Stosując tę technikę można zrobić ciekawe zdjęcie nawet w południe. Oczywiście tylko wówczas, gdy w kadrze mamy dużo zieleni.

- Ktoś, kogo nie stać na fotografowanie w Toskanii lub na greckich wyspach może tylko westchnąć oglądając pana zdjęcia. Tam to są warunki...
- Mówi pan o tych, którzy myślą, że aby zacząć trzeba mieć dużo pieniędzy? Nie trzeba. Każdy pracujący może sobie pozwolić na zakup średniej klasy sprzętu, a taki na początek wystarczy. Nie trzeba też nigdzie wyjeżdżać. Wspaniałe pejzaże można znaleźć w naszej z pozoru nudnej, płaskiej Wielkopolsce. Na mojej wystawie, wśród 50 zdjęć piętnaście wykonałem w promieniu 30 kilometrów od domu. A wybierałem spośród tysięcy zdjęć. Jak widać ciekawe kadry mamy na wyciągnięcie ręki.

- Na przykład?
- Lubię fotografować nad zalewem w Wonieściu, który jest niezwykle fotogeniczny. Mam ulubione miejsca w pobliżu Wielichowa. Wśród łąk doliny obrzańskiej znalazłem przepiękne, obrośnięte drzewami polne drogi. Fotografuję tam od trzech lat i ciągle wracam. Ciekawych miejsc jest wiele.
Jest jeszcze jeden plus fotografowania w pobliżu domu. Możemy dotrzeć w znane nam miejsce zawsze wtedy, gdy panują dobre warunki do fotografowania. Mamy wolne popołudnie, widzimy piękne chmury, wiemy że będzie wspaniały zachód słońca – wsiadamy do samochodu i po kwadransie jesteśmy na miejscu. To samo o świcie. Widzimy dobre warunki, wsiadamy w auto i chwilę później fotografujemy.

- Fotografia, którą pan uprawia wymaga wiele pracy nie tylko przy poszukiwaniu ciekawego kadru i światła, ale i w postprodukcji. To wiele godzin spędzonych przy komputerze.
- Najpierw trzeba opanować program graficzny do tego stopnia, aby móc swobodnie realizować swoją wizję. Moje zdjęcia nie są bowiem dokumentami, a interpretacją zastanego krajobrazu. Ja go nie zmieniam, ale łącząc ekspozycje czy stosując inne techniki wpływam na jego postrzeganie. Tworzę mój obraz miejsca, które sfotografowałem. Bywa, że fotografowanie i obróbkę dzielą miesiące. Do obu tych czynności trzeba poczuć wenę. Są dobre dni na fotografowanie i dobre dni na obrabianie zdjęć.

- Dziś głównym polem prezentacji zdjęć jest internet. Tam też można znaleźć pana stronę. Zaciekawiła mnie jej konstrukcja. Pejzaże pogrupowane są według kolorów. Mamy więc galerie w brązach, zieleniach, niebieskościach i czarno-białe. Skąd taki pomysł?
- To efekt wielu prób grupowania moich zdjęć. Gdy układałem je tematycznie, galerie wydawały mi się monotonne. Gdy grupowałem je lokalizacjami, to bywało że zdjęcia powstałe w różnych okresach nie pasowały do siebie. Dopiero pomysł zestawienia zdjęć według dominującego koloru okazał się ciekawy.

- Ogląda pan w sieci zdjęcia innych pejzażystów?
- Oczywiście. Lubię oglądać zdjęcia i to nie tylko pejzaże. Dbam jedynie o to, aby nie oglądać na raz zbyt dużo, aby się nie przesycić, nie znudzić. W internecie genialne zdjęcia sąsiadują z dobrymi, złymi i bardzo złymi. Trzeba z tego chaosu wybierać, to co dobre, to co nas interesuje.

- I nie poświęcać zdjęciu trzech sekund...
- Tak, nie chodzi o to, aby zaliczać, tylko aby przeżywać.

- Kogo pan poleca?
- Lista jest długa. Jest wielu wspaniałych fotografów. Od zawsze wielkie wrażenie wywierają na mnie fotografie Ansela Adamsa, a u początków poszukiwania własnego spojrzenia towarzyszyła mi książka Stefana Jarosza „Krajobrazy Polski”. Lubię fotografie Krzysztofa Browko, Marcina Stawiarza, Pawła Kucharskiego, Tomasza Gudzowatego... Wymieniać można długo.

- Wystawa, która jesienią zawita do Kościana, to pierwsza indywidualna?
- Tak, wcześniej uczestniczyłem w kilku wystawach zbiorowych. W pięcioosobowym zespole fotografowaliśmy Morawy. Powstałe tam pejzaże wystawialiśmy w Kielcach, Częstochowie, Brnie i małym miasteczku Kyjov na Morawach. Wystawę, która gości obecnie w Gołuchowie, a jesienią odwiedzi Kościan sfinansowało Nadleśnictwo Kościan, i to ono jest właścicielem wydruków. Wystawa w bibliotece będzie ostatnią szansą, aby zobaczyć ją w całości. Serdecznie zapraszam.

- Na koniec zapytam o sprzęt, który pan wykorzystuje.
- Fotografuję niemłodym Canonem 5D Mark II z obiektywami o ogniskowej 17-40, 28-75 mm, 100-400 mm, a zdjęcia obrabiam w Photoshopie 5. Jak widać, nie gonię za nowościami. Wykorzystuję to co mam i koncertuję się na fotografowaniu.

Zdjęcia Marek Kiedorowski

więcej na: www.kiedrowski-photography.com

Morawy Morawy

Toskania Toskania

Wielichowo Wielichowo

Wonieść Wonieść

Już głosowałeś!

Komentarze (2)

w dniu 23-08-2018 20:04:27 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Piękne!

Piękne!

w dniu 24-08-2018 13:28:08 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Magiczne

Magiczne

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.222.116.146

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.