Magazyn koscian.net

16 Cze 2020

Pani Aneta potrzebuje pomocy

Aneta Gronowicz z Granecznika marzy o rehabilitacyjnym rowerze biegowym. - Nie poddaję się. Walczę o każdy krok – mówi. - Już nie wstydzę się prosić o pomoc. Nie mam innego wyjścia. Jeśli usiądę, to już nie wstanę. Nigdy.

***
O pani Anecie pisaliśmy jesienią ubiegłego roku (,,Wielki, mały człowiek’’ ,,GK’’ z 9 października 2019 roku). Walczy z niedowładem nóg. Dramat pogłębia wrodzona karłowatość przysadkowa. Pani Aneta ma 120 centymetrów wzrostu. Wiele czynności z tego powodu staje się dla niej zdecydowanie trudniejsze, a często niemożliwe do wykonania. Od roku nie jest w stanie samodzielnie stać.

- A stałam. O proszę. Mam zdjęcia. Jeszcze wiosną stałam... - mówiła ,,GK’’ w październiku. 

- Najgorzej jest rano – opowiadała. - Tak zaraz po przebudzeniu. Męża już nie ma. Pojechał do pracy albo na trzecią, albo na piątą... Otwieram oczy i zastanawiam się, po co mam wstawać? Wyjście z łóżka, to ogromny wysiłek. Trzeba dojść do łazienki! Kilkadziesiąt kroków! Dla kogoś to nic, a dla mnie jak zdobywanie Mount Everestu. Męka, wyzwanie, stan zagrożenia, potworny lęk, że nie utrzymam się na rękach, potknę, zasłabnę... A potem do kuchni na krzesło i... Żeby nie pies, to pewnie bym w końcu kiedyś nie wstała, ale muszę go wypuścić, to wstaję. Gdy go odprowadzę do drzwi, jestem tak wykończona... Nie mam już siły. Idę po kolanach.

Wymagające nieludzkiego wysiłku poruszanie się po mieszkaniu odbywa się przy pomocy balkonika. Najbardziej niepewna jest lewa noga. W ogóle nie jest w stanie utrzymać ciała. Chodzenie polega głównie na wspieraniu się na rękach i przesuwaniu stóp.

- Jak szczęśliwie dotrę do kuchni, robię sobie kawkę i piszę do męża, że jest ok, żeby się nie denerwował. Obiad zrobię, posprzątam co mogę, i od tej chwili już tylko denerwuję się, czy będę musiała iść do ubikacji.
Ten strach zajmował jesienią panią Anetę na kilka godzin dziennie. Tyle czasu spędzała na kuchennym krześle w oczekiwaniu na męża. Obiad mogła przygotować tylko z tego, co mąż ustawił jej na blacie o poranku. Sama nie była w stanie sięgnąć do kuchennych szafek ani na górze, ani na dole.

- Pokroić mogę, obrać ziemniaki mogę, nastawić gaz - mogę i po wszystkim pozmywać. Tyle... Okna umyć, czy podłogę zamieść – to już niemożliwe. Siedzę więc, czekam i się martwię – opowiadała.

Balkonik musi stać cały czas w zasięgu ręki. Do łazienki z kuchennego krzesła jest z pięć metrów, ale do sypialni już ze dwa razy tyle. Dojście tam to niewyobrażalny wysiłek. By odpocząć w drodze, pani Aneta zawiesza się na chwilkę na balkoniku i balansuje ciałem. Rurka wpija się w brzuch, ale na chwilę można wyrównać oddech i dać odpocząć mdlejącym z wysiłku ramionom. Czasem rozdygotane mięśnie nie dają rady celnie złapać środka ciężkości i ciało przelatuje przez rurkę. Głowa jest wtedy bezbronna. To dopiero wstęp do upokorzeń, bo najwięcej ich u celu – w toalecie. Jak sobie poradzić, jeśli ma się obie ręce zajęte trzymaniem ciała w pionie?
I tak co dnia...

***
Jej drobne ciało już wcześniej przyczyniało się do bólu.

- Pokazywali palcem, a jakże – opowiadała nam pani Aneta. - Jak byłam dzieckiem, nastolatką – bardzo często... Albo chowali dzieci przede mną, żebym się z nimi nie bawiła... Dużo płakałam potem po nocach, żeby mama nie słyszała. Byłoby jej przykro... Ciągle się to jeszcze zdarza. To pokazywanie palcem. Najgorsi są starsi ludzie. Jak szarpią za rękaw dzieci albo wnuki i szepczą tak, że słychać na całej ulicy: Patrz! Karlica! Patrz! … To boli. Bo chciałby ktoś, by pokazywali go palcem? Tak, jestem nieduża. To nie moja wina. W całej rodzinie tylko ja jedna. Taka wyjątkowa... Paweł, mój mąż, czasem nie wytrzymuje i powie coś głupiego, żeby się odczepili... Ja milczę, ale boli...

Mimo wszystko od zawsze starała się żyć, jak inne dzieci, inni nastolatkowie i inni dorośli.

- Biegałam, skakałam... Niejedno zdrowe dziecko nie potrafiło tyle, co ja – opowiadała. Skończyła technikum ekonomiczne. Znalazła pracę i...

- Chciałam wszystkim udowodnić, że chociaż mała jestem, to wiele mogę. Ot, takie marzenie... (…) zamarzyłam o sukcesach sportowych. Zaczęłam uprawiać trójbój siłowy. UKS Lubiń. Dobrze mi szło i... Na zawodach poczułam, że coś siadło. Coś się wydarzyło. Potem było już tylko gorzej i gorzej... Lekarze mówią, że to od tego sportu tak mam. Ale czy to prawda? Nie wiem. Wiem, że wszyscy głowią się i głowią, co mi jest, aż nie powiem, że trójbój, to się wtedy tak cieszą, że mają winnego... Na pewno dźwiganie nie pomogło...

Ze sportu zrezygnowała. Nogi zaczęły robić się jak z waty. Zaczęły się pielgrzymki po lekarzach. Prywatnie, na kasę chorych, prywatnie... Wtedy poznała Pawła. Nie spodziewała się, że się zakocha.
- Znaleźć faceta, który pokocha cię taką jaką jesteś — bezcenne – napisała potem na ,,siepomaga.pl’’.

- Jego szkoda mi najbardziej – mówiła w październiku. - Tak dużo od niego wymagam... (...) Sam musi wszystkim się zająć – zakupami, porządkami, mną. Obojgu trudno nam nauczyć się żyć z tym, co się ze mną dzieje. Tak trudno...
Przysięgali sobie siódmego dnia, siódmego miesiąca, siódmego roku. W liczbach trzykrotnie zapisane jest szczęście. Wzięli kredyt, kupili małe mieszkanie w Graneczniku pod Chorynią. Zrobili remont. Dziesięć lat miała pracę w biurze, swój samochód, swoje sprawy, ale nogi ciągle słabły. Bolał kręgosłup. W 2014 po raz pierwszy trafiła na stół operacyjny. W Lesznie, na neurochirurgii. Operacja trwała osiem godzin. Po pół roku mogła wrócić do pracy.

- Wyszłam ze szpitala w lepszym stanie. Z czasem jednak kłopoty zaczęły wracać. Chodziłam, ale musiałam podpierać się kijkami.

Pomocy szukała w Bydgoszczy, w szpitalu gdzie poskładano legendarnego Goloba. Nie doczekała się terminu. Wyszukała prywatną klinikę w Poznaniu. Tam powiedzieli, że bezinwazyjnie i bezpiecznie jej pomogą. Koszt – 18 tysięcy złotych. Wtedy po raz pierwszy prosiła o pomoc.

- Trzeba było schować wstyd do kieszeni. W końcu chodziło o to, bym mogła chodzić. Zgłosiłam się do fundacji siepomaga, zakwalifikowałam się i w trzy miesiące dzięki ogromnemu wsparciu udało się. Nawet burmistrz rodzinnego Gostynia się dołożył....

Zaraz po przelaniu pieniędzy, trafiła na stół. To było 6 lutego ubiegłego roku. Tego samego dnia była w domu. To wtedy zawalił jej się świat.

- Nie mogłam chodzić w ogóle – opowiadała. - Zaczęliśmy działać. Intensywnie. Już dwudziestego lutego zaczęłam rehabilitację. I stanęłam na nogach! Stałam. Proszę, tu są zdjęcia. Stałam.
Wyjazd na turnus rehabilitacyjny okazał się strasznym błędem. Co wypracowała w Kościanie, tam straciła.

- Jak wróciłam mój rehabilitant nie mógł uwierzyć, że to ja. W ogóle nie mogłam stać. I tak jest do dziś. Co miesiąc jeździłam do kliniki po kolejne zwolnienie. Mówiłam, że nie mogę chodzić, że nie pomogło. Pytałam, co dalej i dostawałam tylko kolejne zwolnienie. Czas, Czas, czas – powtarzał pan doktor.

Z powodu nieobecności lekarza trafiła do innego i ten wziął ją pod swoją opiekę w klinice finansowanej przez NFZ. Zrobił mnóstwo badań. Zaproponował zabieg usztywnienia kręgosłupa.

- Nie zdecydowałam się. Rozmawiałam z rehabilitantami, osobami, które przeszły taką operację. Przy moich krótkich rękach i nogach sztywny kręgosłup unieruchomiłbym mnie całkowicie. Ja wstaję tylko dzięki temu, że się wyginam – mówi teraz.

Nie chodzi już ponad rok. Po pół roku chorobowego z wielkim bólem musiała zrezygnować z pracy, którą bardzo lubiła. Mąż sprzedał samochód. Świat skurczył się i zaczął składać z samych – nie mogę. Komisja stwierdziła całkowitą niezdolność do samodzielnej egzystencji. Dni jej mijają przy kuchennym zlewozmywaku, gdzie zamartwia się tym, czy będzie musiała iść do toalety, czy nie.

- Tak chciałabym powiedzieć, że tu coś się zmieniło, ale niestety nie. Minęło ponad pół roku od naszego spotkania, a ja ciągle siedzę na tym krzesełku w kuchni – wzdycha teraz pani Aneta.

***

Złe języki też bolą. Pisaliśmy o tym jesienią. Aneta Gronowicz dowiedziała się, że ludzie mówią, iż za ich pieniądze rozbija się po świecie. Poszło o mecz żużlowy na leszczyńskim stadionie. Radosne zdjęcie umieściła na facebooku.

- Ktoś mi zazdrości? To mam już całe życie przy tym zlewie tyko siedzieć? - łapała ze zdenerwowania oddech. - Nie wolno mi nigdzie iść, bo jestem niepełnosprawna? Przecież tych pieniędzy z fundacji, to ja do ręki nawet nie dostałam. Tak to działa. Fundacja przekazuje je bezpośrednio placówce, która ma leczyć. Zapłaciła więc za operację. (...) A wie pani, ja bilet na ten mecz za darmo dostałam. Tylko na takie imprezy chodzę, bo mnie po prostu na inne ostatnio nie stać. Mam 930 złotych renty, a ponad sześćset złotych miesięcznie wydaję na rehabilitację. Do tego dojazdy i... właściwie to już jeść nie powinnam.

- Nie wiem, czy artykuł w waszej gazecie zmienił coś w innych, ale zmienił coś we mnie – mówi teraz spokojnie. - Jestem silniejsza. Przestałam martwić się tym, co ludzie o mnie mówią. Wiem, że robię to, co muszę. Nie mam innego wyjścia, jak walczyć o siebie. Nikt inny za mnie tego nie zrobi. Muszę walczyć o każdy krok. Każdą maleńką samodzielność. To walka o moje życie. Już nie wstydzę się prosić. Nie mam innego wyjścia. Jeśli usiądę, to już nie wstanę. Nigdy.

Dzięki wsparciu czytelników ,,GK’’ i dziesiątek nieznanych pani Anecie dobrych ludzi wpłacających pieniądze za pośrednictwem na siepomaga.pl, udało się zebrać ponad 8 tysięcy złotych. Aneta Gronowicz wzięła już udział w pierwszym turnusie rehabilitacyjnym w Złotowie. Wróciła kilkanaście dni temu.

- I tu była rehabilitacja! Nie to, co mój zeszłoroczny wyjazd. Co prawda, z innowalka – robota do chodzenia - nie mogłam skorzystać, bo się okazało, że na dziecięcy jestem za duża, a na ten dla dorosłych za mała, ale poświęcono mi tak dużo innej pracy, tak wspaniale wspierano, tak intensywnie i mądrze trenowano... Ciągle nie chodzę, ale czuje się silniejsza, sprawniejsza, lżejsza i mój rehabilitant mówi, że lewa noga, ta, która była taka słaba, jest zdecydowanie mocniejsza. Czyli, że to działa!

Pani Aneta walczy co dzień. Czas pandemii uderzył szczególnie w osoby, które wymagają stałej rehabilitacji. Nagle zostały bez pomocy. Pani Aneta ćwiczyła codziennie z mężem, ale to nie to samo, co praca z fachowcem. Turnus bardzo ją wzmocnił.

- Tam ćwiczyłam na rowerku biegowym. To fantastyczny sprzęt. Ma siodełko, czyli odciążam ręce i mogę jednocześnie bardzo intensywnie pracować nogami. Ćwiczyłam na nim w ośrodku i ćwiczę teraz w domu. Pożyczyłam go za 300 złotych miesięcznie. Staram się codziennie trenować... i marzę o tym, by móc taki wykupić na własność.

Niestety, trzykołowy rower jest za wielki, by mogła się na nim poruszać po domu. Wychodzą więc z mężem na asfalt.

- Mąż mnie lekko popycha i idę. Nie za wiele, ale idę! Nogi pracują – cieszy się Gronowicz. Wynajem roweru jest sporym obciążeniem, dlatego pani Aneta chciałaby kupić go. Koszt – aż pięć tysięcy złotych. Dlaczego prosty w istocie sprzęt rehabilitacyjny jest aż tak drogi, nie ma sensu pytać. Wszystkie takie są. Rowerek święci tryumfy. Niepełnosprawni dzięki niemu nie tylko poprawiają sprawność, ale często po prostu zaczynają nowe życie, jako sportowcy. Organizowane są nawet wyścigi na tych rowerkach. Pani Anecie kariera już się nie marzy. Marzy po prostu o tym, by móc znów chodzić.

- Całe życie starałam się ze wszystkich sił udowadniać całemu światu, że choć jestem mała, to daję sobie radę. Teraz jak nigdy potrzebuję wsparcia, by znów udowodnić – powiedziała nam w październiku 2019 roku, a teraz powtarza niemal słowo w słowo. Nie chce siedzieć na kuchennym krześle. Chce wstać. - Proszę, pomóżcie. (Al)

Kto chciałby pomóc Anecie Gronowicz chodzić, wystarczy wejść na stronę siepomaga.pl i wpisać jej imię i nazwisko. Dalej procedura jest prosta. Wystarczy kliknąć wesprzyj i wpłacić pieniądze. Można też przekazać na rehabilitację pani Anety 1% swojego podatku (KRS 0000186435 cel szczegółowy: Aneta Gronowicz 629/G) albo wpłacić pieniądze na konto Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym ,,Słoneczko’’ w Złotowie: 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010 z adnotacją: Aneta Gronowicz 629/G.

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.17.162.250

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.