Magazyn koscian.net

2010-05-11

Na spotkanie z ,,Kamiennym Strażnikiem’’ - cz. 3

Otworzyłem oczy. Głęboki sen przerwał niezwykle silny wstrząs drewnianym domkiem. Sielankowy pobyt nad oceanem w tym momencie dobiegł końca. Potężny huragan! Szybkie spojrzenie w stronę pozbawionego ogromnych fal morza uzmysłowiło mi jak bardzo pomyliłem się w ocenie sytuacji… Oto znalazłem się w samym środku trzęsienia Ziemi, które nawiedziło Chile…

Po zdobyciu Aconcaguy (6962 m n.p.m.) oraz trudach związanych ze wspinaczką postanowiliśmy udać się nad Ocean Spokojny i zażyć kąpieli w wodach tego największego na świecie akwenu. Z Mendozy pojechaliśmy autobusem do Santiago de Chile a następnie do Valparaiso. Do maleńkiej miejscowość Maintecillo dotarliśmy już lokalnym, przepełnionym do granic możliwości busem. Na miejscu skierowaliśmy kroki do jednego z licznych tu ośrodków wypoczynkowych. Ponieważ sezon dobiegał końca udało stargować się nie tylko o wiele niższą cenę niż zazwyczaj, ale i otrzymać domek z widokiem na ocean. W pełni ukontentowani rozpoczęliśmy nasz upragniony pobyt.

Po błogich dniach relaksu trzeba było jednak wracać do Santiago – za dwa dni mieliśmy samolot do domu. Noc poprzedzającą wyjazd z Maintecillo spędziliśmy na długich rozmowach na temat przyszłych planów górskich, życiowych i zawodowych. Sympatyczny wieczór zakończyliśmy po północy. Nikt z nas nie spodziewał się wydarzeń, które miały mieć miejsce w nocy z 26 na 27 lutego…

TRZĘSIENIE ZIEMI

Otworzyłem oczy. Głęboki sen przerwał niezwykle silny wstrząs drewnianym domkiem. Sielankowy pobyt nad oceanem w tym momencie dobiegł końca. Potężny huragan! Szybkie spojrzenie w stronę pozbawionego ogromnych fal morza uzmysłowiło mi jak bardzo pomyliłem się w ocenie sytuacji… Oto znalazłem się w samym środku trzęsienia Ziemi, które nawiedziło Chile…

Rozbudziłem się na dobre, zacząłem działać instynktownie. Zarzuciłem dokumenty na szyję, sięgnąłem po czołówkę, w której odpaliłem światło. Dwa kroki i znalazłem się pod futryną, upatrując w tym miejscu najbezpieczniejszą kryjówkę przed mogącymi zacząć spadać elementami konstrukcji. Szybka ocena sytuacji: pozostawać w środku czy uciekać na zewnątrz? Głos rozsądku każe uciekać jednak pozostaję na miejscu. Bieg w dół między licznymi budynkami, mógłby okazać się brzemienny w skutkach, gdyby zaczęło się osuwać zbocze wraz z domami. Postanowiłem zostać i przeczekać najsilniejsze wstrząsy. Z wielkim trudem udało się utrzymać na nogach. Po kilkudziesięciu sekundach wszystko nagle ustało. „Będą jeszcze wstrząsy wtórne” - pomyślałem. Pobiegłem do kolegów, którzy spali na górze. Postanawiamy zostać w budynku, nigdzie się nie ruszać i przeczekać noc. Na zewnątrz słychać płacz dzieci i krzątających się ludzi. Wyglądamy na zewnątrz, jednak nie widać poważniejszych zniszczeń w ośrodku. Co kilkanaście minut wyraźnie odczuwane są wstrząsy. Budzimy się co chwilę, aby być gotowym do ucieczki. Nad ranem udaje się zasnąć na dłużej.

Po nieprzespanej nocy wstajemy dopiero w południe. Nie działa sieć energetyczna, komórkowa, wodociągowa. Właściciel oznajmia nam, że Chile nawiedziło trzęsienie Ziemi o sile 8.8 stopnia w skali Richtera, którego epicentrum znajdowało się w Concepcion. Są ogromne zniszczenia i wiele ofiar. W naszym rejonie zatrzęsło z siłą 7.5 stopnia. Postanawiamy wydostać się jak najszybciej z miejscowości i zmierzać w stronę Santiago. Przepełnione busy i nasze bagaże na przystanku – nie mamy łatwego zadania. Po godzinie bezowocowych prób zatrzymania kogokolwiek udaje się dostać do jednego z samochodów. W Valparaiso nie obywa się też bez nerwów, gdyż zaczyna brakować biletów. Niektóre autobusy zostały odwołane oraz zaczynają krążyć plotki, że tunele prowadzące do Santiago zostaną zamknięte o ile to już nie nastąpiło. Atmosferę niepokoju pogarsza kolejne trzęsienie Ziemi. Ludzie wybiegają w panice z budynku dworca oraz wyskakują z autobusów kierując się na plac manewrowy. Szczęśliwie kupujemy bilety na ostatni autobus, pakujemy plecaki i z duszą na ramieniu odbywamy podróż tunelami prowadzącymi do Santiago.

PROBLEMY W SANTIAGO

Zamknięte metro, nieczynne sklepy, zakaz używania wind we wszystkich budynkach, taśmy policyjne wokół zniszczonych lub uszkodzonych domów - miasto wygląda jak wymarłe. Najbliższe dwie noce spędzę u znajomych mojego kolegi ze studiów – Justyny i Cristiana. W ich mieszkaniu, usytuowanym na szóstym piętrze kamienicy, ponownie przeżywam trzęsienie. Wstrząs późną nocą powoduje wolne kołysanie się budynku. Z niepokojem, kolejny już raz, wyczekuję najgorszego. Stąd tak łatwo już nie da się uciec. Ciągłe, drobne, aczkolwiek wyczuwalne wstrząsy powodują, że budzę się za każdym razem.

W planowany dzień wylotu dowiaduję się, że lotnisko jest nieczynne i uległo uszkodzeniu. Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie kiedy będzie otwarte. Padają terminy mówiące o tygodniu, dwóch. Dzwonię z linii stacjonarnej do ambasady, aby dowiedzieć się czegoś więcej, jak postępować w podobnych przypadkach. Ambasada oferuje pożyczkę pieniędzy i niestety na tym się kończy. Dowiaduję się również, że figuruję na liście zaginionych. Nadal nie działają sieci komórkowe, więc nie mogę się skontaktować z bliskimi i przyjaciółmi. Wysyłam e-maila, że wszystko u mnie w porządku i nie wiem kiedy wrócę. Na drugi dzień postanawiam dołączyć do kolegów, aby wspólnie zastanowić się nad dalszym działaniem. Nie możemy sobie pozwolić na dwa tygodnie oczekiwania na uruchomienie lotniska. Koszty noclegów i żywności zrujnują nas całkowicie, a nikt tych pieniędzy nie odda. Ubezpieczyciel zasłoni się klęską żywiołową, linie lotnicze również. Każdy musi zadbać sam o siebie.

Melduję się w hostelu. Dołączam do czteroosobowego pokoju, w którym jest nas siódemka. Coraz więcej turystów przyjeżdża z całego Chile. Dzielimy się informacjami i wspólnie radzimy. Okazuje się, że już wszystkie lotniska w kraju zostały zamknięte. Argentyńczycy nie zgodzili się na przekierowanie lądowań i startów samolotów z Santiago w niedalekiej Mendozie. Chile zostało odcięte od świata.

Kolejny dzień, udaję się do biura linii lotniczych. Nie dostaję odpowiedzi kiedy będzie czynne lotnisko, odchodzę z kwitkiem. Kroki kieruję do ambasady polskiej. Tam spotykam się z resztą znajomych. Rozmowa z panią konsul skłania nas do decyzji o wyjeździe z miasta, w którym z godziny na godzinę przybywa turystów mających jedno pragnienie – wydostać się z Chile. W hostelach zaczyna brakować miejsc, transport drożeje, zaczynają się spekulacje na żywności, a docierające obrazki z głównego miejsca tragedii nie nastrajają optymistycznie. Podczas gorącej dyskusji na temat kierunku ewakuacji w sporze pomiędzy podróżą do Limy w Peru, a stolicą Argentyny Buenos Aires wygrywa druga opcja z uwagi na krótszą od dzień podróż.

PODRÓŻ DO BUENOS AIRES

Przed nami dwa trudne zadania. Zmiana rezerwacji biletów lotniczych oraz kupno biletu międzynarodowego z Santiago do Buenos Aires w Argentynie. Spoglądam na zegarek. W Chile 19:00, w Polsce 23:00. Postanawiam obudzić się o czwartej rano i rozpocząć starania o zmianę miejsca wylotu. Sieć komórkowa działa już poprawnie, więc łącze robi się czerwone od wysyłanych smsów. Ewa, zajmująca się na co dzień sprzedażą biletów lotniczych, czyni cuda, abym mógł wylecieć jak najszybciej z Buenos Aires do Londynu i nie płacić za przebukowanie. Maciej, mój szwagier, informuje mnie na bieżąco i poluje na nowy tani bilet z Londynu do Poznania, gdyż przepadł mi już jeden w wyniku zamknięcia lotniska. Po godzinie dostaję informację, że jest miejsce w samolocie, który odlatuje za 2 dni. Otrzymuję wiadomość od szwagra: „Jak decyzja?”. Nie mogę się zdecydować zanim nie kupię biletu międzynarodowego do Buenos, gdyż w wypadku braku powyższych, nie zdążę na czas na samolot, a wówczas bilet przepadnie. Piszę do Janka, którego wcześniej wysłaliśmy z „Żabą” na dworzec, aby zarezerwował bilety autobusowe. Janek dostaje cztery przedostatnie bilety na ostatni autobus tego dnia do Buenos. Szybko odpisuję Maciejowi: „Bierz!”. Pakujemy w pośpiechu plecaki i pędzimy na dworzec autobusowy nie wiedząc czy udało się kupić bilet lotniczy. W taksówce dostaję potwierdzenie rezerwacji, chłopaki nie mają szczęścia, zabrakło biletów, muszą odlecieć dzień później z niefortunną przesiadką w Madrycie, na którą poczekają kolejny dzień… Bilety zniknęły w 5 minut. W końcu i koledzy dostają potwierdzenie przebudowania biletów. „Szuwar” i ja tym razem podróż będziemy odbywać wspólnie, a Janek i „Żaba” będą tworzyli kolejny zespół. Najważniejsze, że możemy się wydostać z Chile.

Możemy wreszcie odetchnąć z ulgą - jedziemy do Buenos Aires! Wypchanym do ostatniego miejsca autobusem ruszamy z 15 minutowym opóźnieniem w naszą osiemnastogodzinną podróż wzdłuż całego kontynentu. Na granicy ma miejsce znane nam już wcześniej bezceremonialne zbieranie pieniędzy do plastikowego kubeczka. Tym razem basowy głos kierowcy autobusu oznajmia rzeszy podróżnych, iż opłata przeznaczona jest dla osoby pakującej bagaże zaraz po kontroli. Stojący obok mnie Chilijczycy wyrażają swoje niezadowolenie i nie wrzucają pieniędzy. Do protestu przyłączam się i ja. Mimo to, po raz kolejny udaje się przekroczyć granicę bez zbędnych problemów.

W Mendozie następuje zmiana kierowcy i uzupełnienie zapasów żywności. Każdy z pasażerów wyczekuje z utęsknieniem na ciepły posiłek, który obowiązkowo serwowany jest podczas tak długich podróży. Nie mija kilka minut od wyruszenia w drogę, gdy urocza stewardesa zaczyna roznosić upragnione jedzenie. Po obiedzie na niebie zaczynają się kłębić czarne chmury, by za chwilę dalszą drogę do boskiego Buenos przebywać już w strugach deszczu. Egipskie ciemności, obnażane od czasu do czasu błyskiem pioruna, sprawiają, że szybko zapadam w głęboki sen. Budzę się dopiero wczesnym rankiem tuż przed dotarciem na miejsce.

Na dworcu autobusowym w Buenos zaczepia nas młody chłopak, który oferuje tanie noclegi w hostelu niedaleko centrum miasta. Skuszeni atrakcyjną ofertą i gratisowym transportem godzimy się na propozycję. Szybko zatrzymujemy odpowiednio duży samochód, który może pomieścić naszą czwórkę wraz z bagażami. Taksówkarz otrzymuje zaliczkę na kurs pod wskazany adres i rusza zatłoczoną ulicą. Podróż, z uwagi na ciążące na kolanach plecaki, nie należy do przyjemnych, jednak pozwala na pierwsze spojrzenie na miasto. Spędzamy dwie noce w Buenos Aires, podczas których udaje się skosztować krwistych steków i podegustować wino. Wszystko to sprawia, że nieco zapominamy o traumatycznych przeżyciach w Chile. Czas jednak wracać. Wsiadamy do samolotu i ruszamy w kierunku Europy. Nasza przygoda z górami i trzęsieniem Ziemi, które niespodziewanie utrudniło nasz powrót, dobiegają końca. Mimo barwnej podróży pragniemy szczęśliwie już tylko dotrzeć do domu i spotkać się z wyczekującymi i martwiącymi się bliskimi. W samolocie trwają dyskusje na temat kolejnych wyjazdów…

KRZYSZTOF RĄGLEWSKI

Serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom zespołu „Aconcagua 2010” za udany wyjazd oraz wszystkim osobom, które pomogły mi w organizacji wyjazdu: od pożyczenia filtru do aparatu aż po udzielenie noclegu. Sponsorzy sprzętu: KOMTUR POLSKA sp. z o.o. – specjalistyczna hurtownia farmaceutyczna; STOOR – producent bielizny termoaktywnej; YETI – producent sprzętu puchowego. Patronat honorowy: Burmistrz Miasta Kościana. Patronat medialny: „Gazeta Kościańska” i „Wiadomości Kościańskie”

GK 18/2010

Już głosowałeś!

Komentarze (1)

w dniu 11-05-2010 22:19:04 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Oto Wielki Mały Człowiek!

Oto Wielki Mały Człowiek!

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.145.194.57

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.