Magazyn koscian.net

11 lipca 2012

Mieliśmy puchar przed Hiszpanami!

- Mój szef jest zawsze tuż obok Platiniego, a ja tuż obok szefa. Musiałam się przyzwyczaić do kamer – śmieje się Magdalena Szulczyńska z Kościana. Od dwóch lat współpracuje z najważniejszymi ludźmi w UEFA. Jak robi się karierę w najpotężniejszej organizacji sportowej w Europie?

 


- Emocjonująco – mówi z uśmiechem pani Magdalena. Gdy umawiamy się na spotkanie, pani Magdalena zastrzega, że na wszystkie pytania odpowiedzieć nie będzie mogła. Obowiązuje ją klauzula tajności. Nic dziwnego, bo pani Magdalena bywa świadkiem narad na najwyższym szczeblu UEFA. Jest asystentem Alexandre’a Fourtoya, dyrektora do spraw komunikacji. Zajmują się całą stroną medialną organizacji łącznie z nagrywaniem i przesyłem danych z turniejów. To od nich zależało, co cały świat widział w swoich telewizorach oglądając Euro 2012.
   
Odwiedziliśmy panią Magdalenę w International Broadcast Centre zbudowanym w Expo XXI, czyli warszawskim centrum wystawienniczo-konferencyjnym przy ulicy Prądzyńskiego. To centrum nadawania z Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Pani Magdalena sprowadziła się tam z całym biurem ze szwajcarskiej siedziby UEFA w Nyon  w połowie maja tego roku, ale firmy budujące centrum działały tam intensywnie od dwóch lat. Przy wejściu czeka nas kontrola, jak na lotnisku. Skanowanie bagażu i skanowanie nas. Potem długi korytarz i potężna hala, na środku której za szkłem na postumencie prezentuje się przedmiot pożądania całych narodów – puchar Henry’ego Delaunaya.
    - To ten? - pytam z niedowierzaniem.
    - Tak.
    - TEN!? - pytam raz jeszcze.
    - Taaak – uśmiecha się pani Magdelana. - Ten o którym marzy tak wielu...
   
Halę zamieniono w wykonane z drewna medialne miasteczko. Pod czujnym okiem Alexandre’a Fourtoya pracuje tam tysiąc sto osób. Są malutkie siedziby stacji radiowych i telewizyjnych i wielkie całych domów medialnych. Najważniejsze miejsca: wielka sala z dziesiątkami monitorów gdzie można było zobaczyć obraz ze wszystkich kamer z każdego z ośmiu stadionów, na których toczyły się turniejowe rozgrywki i  ta ostateczna, w której dba się o jakość przesyłanych danych. Co chwilę trafia się też na multimedialny kiosk z informacjami. Można na przykład obejrzeć jeszcze raz każdy z goli, jakie padły w turnieju.      
   
- Nie chodzimy na mecze. Teoretycznie każdy z nas może, ale pracy tyle i stres taki, że wolimy czuwać nad wszystkim na miejscu. Byłam tylko na meczu otwarcia i wybieramy się na dzisiejszy (ostatni półfinałowy w Warszawie – Włochy kontra Niemcy – red.) – wyjaśnia pani Magdalena. - Po każdym meczu do pierwszej w nocy toczy się dyskusja na gorąco, co jeszcze trzeba poprawić...   
   
Poczucia straty z powodu nieobecności na stadionie nie ma. Dla niej piłka, to praca. A kamery śledzące stale każdy ruch każdego z zawodników pozwalają zobaczyć więcej, niż na stadionie. Na każdym stadionie jest około czterdziestu kamer. Nowością jest ta wisząca nad boiskiem.
  
- UEFA nie potrzebuje kibiców, ale ludzi do pracy. Ja patrzę na gola i zastanawiam się, czy kamera na pewno jest dobrze ustawiona – wyjaśnia spokojnie.
   
Hala jest tak duża, że przy każdym biurku jest hulajnoga.


Jak trafia się do UEFA

   
Urodziła się w Kościanie, tu kończyła szkołę podstawową, i liceum im. Kolberga. Potem zdecydowała się na modne wówczas studium hotelarstwa w Poznaniu, i to za pośrednictwem tej szkoły wyjechała na praktyki do Szwajcarii. Zwiedziła kraj, spodobał jej się i...
   
- Już nie wróciłam do domu. Dostałam pracę w recepcji hotelowej hotelu Moevenpick w Lozannie choć nie znałam wówczas ani słowa po francusku, a to francuskojęzyczna część Szwajcarii. Dano mi pół roku na nauczenie się języka, albo stracę pracę. Po pół roku byłam już szefową recepcji – śmieje się.
   
Potem pracowała w Genewie jako koordynator  dla biznesmena Grzegorza Jankielewicza.
- Dzięki tej pracy zorientowałam się, że chcę więcej. Francuski znałam już na tyle dobrze, że zdecydowałam się na studiowanie zarządzania w Szwajcarii.
   
Studia trwały rok, były jednak na tyle intensywne, że nie pozwalały na pracę w tym czasie.
 - Na szczęście wcześniej zarabiałam na tyle dobrze, że udało mi się na to odłożyć. W weekendy oczywiście podejmowałam się drobnych prac studenckich. Grunt, że się udało.
    
Po studiach zdecydowała się na miesięczny wyjazd do Buenos Aires, by.... nauczyć się tańczyć tango i języka hiszpańskiego. Przed wyjazdem wysłała internetem aplikację o pracę dla UEFA.
   
- Do odważnych świat należy – pomyślałam. Ubiegałam się o inne stanowisko, a trafiłam na to. Ale droga była długa... Zanim mnie zaproszono na prawdziwą rozmowę kwalifikacyjną przesiano mnie z setki podobnych aplikacji. Najpierw komputer wybiera osoby z odpowiednimi kwalifikacjami, potem jest rozmowa z osobą zajmującą się zasobami ludzkimi za pośrednictwem skypa, potem były testy językowe – tłumaczenie z języka angielskiego na francuski i odwrotnie, i testy psychologiczne.  Tak z setki zostały trzy osoby, które dopiero zaproszono na rozmowę kwalifikacyjną z moim obecnym szefem. To była dziwna rozmowa, bo poprosił mnie bym przeprowadziła z nim rozmowę kwalifikacyjną na szefa. Przeprowadziłam i okazało się, że oboje ją wygraliśmy – śmieje się.
   
Z szefem łączy ją ambitne podejście do pracy i zamiłowanie do francuskiej kuchni.  
- Dwa lata minęły i rozumiemy się już bez słów. To bardzo pomaga w pracy, ale łatwo nie jest. Szef ma bardzo silną osobowość i trudno czasem za nim nadążyć...


Dzień, jak co dzień

   
- Na co dzień praca toczy się w spokojnym tempie. Nie mam ściśle wyznaczonych godzin pracy. Mogę przyjść o ósmej, mogę o dziewiątej trzydzieści. Wszystko zależy od tego, co mam do zrobienia – wyjaśnia pani Magdalena.
   
Pracuje do południa, a potem ma dwie godziny na bieganie, basen czy inną formę aktywności. Do biura wraca się o czternastej i zwykle kończy pracę około siedemnastej. Na co dzień kościanianka ma nie tysiąc stu kolegów i koleżanek, jak w warszawskim Centrum, a zaledwie siedemdziesięcioro sześcioro. Na co dzień zdarza się, że budzi się w swoim mieszkanku, a kładzie spać na drugim końcu świata.
   
- Jestem w wirze zdarzeń. Dziś tu, jutro w Stambule... Uwielbiam to. Jestem na tyle zorganizowana, że jeśli ktoś mi powie, że za pięć minut jadę na lotnisko, to w pięć minut jestem spakowana i gotowa do drogi.  W wiele miejsc lecę sama.  Realizuję własne projekty i monitoruję te wspólne. Teraz na przykład pracujemy między innymi nad promocją nowego logo UEFA  – mówi.
   
W ramach własnych i służbowych podróży odwiedziła już ponad osiemdziesiąt miast w dwudziestu czterech krajach.
- Ponoć jest tak, że dla UEFA pracuje się średnio siedem lat. Przede mną więc jeszcze z pięć. Okazje na kolejne zmiany trafiają mi się co dzień. Ode mnie tylko zależy, czy, kiedy i z których skorzystam – uśmiecha się.  - Tymczasem chcę się jeszcze dużo nauczyć...
   
Magdalena Szulczyńska uczy się nie tylko podczas codziennych obowiązków i cotygodniowych kursów językowych z angielskiego, francuskiego i hiszpańskiego, ale i eksternistycznie studiuje w Poznaniu w Wyższej Szkole Bankowości.  

- Czekają mnie właśnie egzaminy – wyjaśnia. Nauka dla niej to nie kwestia uporu, czy talentu, ale po prostu przyjemność. - Kluczem do wszystkiego jest ciekawość świata, kultur i drugiego człowieka – mówi.
   
Codziennością dla UEFA są wielkie piłkarskie święta – czyli turnieje. Wszyscy pracownicy mogą dostać bilet na każdy z turniejowych meczów w którymkolwiek zakątku świata. Magdalena Szulczyńska zwykle z tego przywileju rezygnuje. Swoje dziesięć biletów na mecze Euro 2012 oddała tacie – Mirosławowi Szulczyńskiemu. Na mecz otwarcia zaprosiła rodziców do loży dla VIP-ów.
   
- Ci najważniejsi pewnie nie wiedzą o tym, że siedzieliśmy tuż obok, ale i tak miło zobaczyć na żywo premiera Tuska, Marylę Rodowicz, Lecha Wałęsę, czy Jolantę Kwaśniewską.... To była piękna chwila dla nas, Polaków. Nawet mama była wzruszona, choć na co dzień nie interesuje się piłką...  
   
Miło też wręczać osobiście bilety ulubionej aktorce  – Diane Kruger, poznawać osobistości świata biznesu, kultury i polityki...
   
- Jak pracuje się z Michelem Platinim? Przyjemnie i  normalnie. Jest wymagający, wie czego chce. To wszystko – uśmiecha się Szulczyńska i wyjaśnia, że już pracują intensywnie nad Euro 2016.
   
Półtora miesiąca pracy w Polsce napawa ją dumą. Polska mile zaskakuje nie tylko jej międzynarodowych kolegów i koleżanki, ale ją samą.
 - Za kilka lub kilkanaście lat wrócę, ale mam jeszcze trochę do zrobienia gdzie indziej...

Alicja Muenzberg-Czubała

27/2012

Już głosowałeś!

Komentarze (2)

w dniu 12-07-2012 18:06:16 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Godne podziwu

Godne podziwu

w dniu 12-07-2012 19:36:56 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Można podziwiać przebojowość młodej Kościanianki, można zrozumieć (albo i nie, kwestia gustu) jej zachwyt, że mogła na żywo zobaczyć na trybunach premiera Tuska, Marylę Rodowicz, Lecha Wałęsę czy Jolantę Kwaśniewską (a co z Henią Krzywonos?) ale już nad rzetelnością firmy, w której pracuje można się zadumać. Otóż z oficjalnej strony UEFA o EURO 2012 rzesze fanów futbolu na całym świecie mogły się dowiedzieć różnych ciekawych rzeczy, choćby takiej, że Lwów był pod polską okupacją. Oto co na ten temat pisała "Rzeczpospolita": Z przewodnika po miastach gospodarzach Euro można się dowiedzieć, że Lwów – będący przecież od 1340 r. aż do końca II wojny światowej jednym z najważniejszych miast Rzeczypospolitej – to „kwintesencja Ukrainy". „Właśnie tu przetrwały język oraz kultura kraju, pomimo praktycznie ciągłej okupacji" – informuje UEFA. O czyją okupację chodzi? Z dalszej części tekstu dowiadujemy się, że „Lwów znajdował się pod rządami Polaków do czasów II wojny światowej. W 1941 roku miasto przejęli naziści, a w 1944 Sowieci". – Można domniemywać, że chodzi o polską okupację. To bzdura. Przecież Lwów ma prawo posługiwać się dewizą „semper fidelis", czyli „zawsze wierny", jaką otrzymało od królów polskich za to, że zawsze opierał się oderwaniu od Rzeczypospolitej. Tak było podczas powstania Chmielnickiego, próby zajęcia go przez Ukraińców w 1918 r. czy Niemców w 1939 r. – zauważa prof. Jan Żaryn, historyk. Skandalem nazywa sprawę prof. Wiesław Wysocki, historyk i były sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. – Mamy do czynienia z ewidentnym fałszerstwem historycznym. Powinno to spotkać się ze zdecydowaną reakcją na szczeblu rządowym: ministra spraw zagranicznych i sportu – mówi „Rz". Przypomina, że Lwów był jednym z symboli Rzeczypospolitej wielonarodowościowej i wielowyznaniowej. Według UEFA we Lwowie urodził się tylko jeden znany Polak – Stanisław Lem. Wśród najbardziej znanych lwowiaków przewodnik wymienia na pierwszym miejscu Austriaka: Leopolda von Sacher-Masocha, autora „Wenus w futrze", uważanego za prekursora masochizmu. Przedstawiciele spółki Euro 2012 Polska odpowiedzialnej za organizację imprezy w naszym kraju przyznają, że zapisy w przewodniku UEFA „są niewłaściwe". Nieoficjalnie pracownicy Euro 2012 Polska mówią, że najprawdopodobniej UEFA bezkrytycznie opublikowała treść dostarczoną przez stronę ukraińską. Sęk w tym, że bulwersują też materiały dotyczące polskich miast. W tekście o Warszawie znalazł się obszerny opis legendy o Syrence, nie pojawia się natomiast powstanie warszawskie. „Gdy w 1945 sowieckie czołgi wkroczyły do miasta, napotkały straszliwą pustkę. Wcześniej w Warszawie wybuchły dwa powstania – najpierw w getcie, a później w całym mieście" – informuje UEFA. Stolica została zaś zniszczona nie tylko w wyniku planowej akcji zrównania miasta z ziemią (nie ma mowy o tym, że była to niemiecka akcja), lecz również „przypadkowych bombardowań". Z kolei w historii Poznania UEFA informuje, że gród przestał być siedzibą królów polskich w 1039 r., bo zniszczył je „potężny atak Świętego Imperium Rzymskiego". W rzeczywistości Poznań został splądrowany po łupieżczym ataku czeskiego księcia Brzetysława I. A powstanie wielkopolskie w 1918 r., które zaowocowało przyłączeniem do Polski nie tylko tego regionu, ale i części Pomorza, przewodnik UEFA określa mianem „gwałtownego, lokalnego powstania".

Można podziwiać przebojowość młodej Kościanianki, można zrozumieć (albo i nie, kwestia gustu) jej zachwyt, że mogła na żywo zobaczyć na trybunach premiera Tuska, Marylę Rodowicz, Lecha Wałęsę czy Jolantę Kwaśniewską (a co z Henią Krzywonos?) ale już nad rzetelnością firmy, w której pracuje można się zadumać. Otóż z oficjalnej strony UEFA o EURO 2012 rzesze fanów futbolu na całym świecie mogły się dowiedzieć różnych ciekawych rzeczy, choćby takiej, że Lwów był pod polską okupacją. Oto co na ten temat pisała "Rzeczpospolita": Z przewodnika po miastach gospodarzach Euro można się dowiedzieć, że Lwów – będący przecież od 1340 r. aż do końca II wojny światowej jednym z najważniejszych miast Rzeczypospolitej – to „kwintesencja Ukrainy". „Właśnie tu przetrwały język oraz kultura kraju, pomimo praktycznie ciągłej okupacji" – informuje UEFA. O czyją okupację chodzi? Z dalszej części tekstu dowiadujemy się, że „Lwów znajdował się pod rządami Polaków do czasów II wojny światowej. W 1941 roku miasto przejęli naziści, a w 1944 Sowieci". – Można domniemywać, że chodzi o polską okupację. To bzdura. Przecież Lwów ma prawo posługiwać się dewizą „semper fidelis", czyli „zawsze wierny", jaką otrzymało od królów polskich za to, że zawsze opierał się oderwaniu od Rzeczypospolitej. Tak było podczas powstania Chmielnickiego, próby zajęcia go przez Ukraińców w 1918 r. czy Niemców w 1939 r. – zauważa prof. Jan Żaryn, historyk. Skandalem nazywa sprawę prof. Wiesław Wysocki, historyk i były sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. – Mamy do czynienia z ewidentnym fałszerstwem historycznym. Powinno to spotkać się ze zdecydowaną reakcją na szczeblu rządowym: ministra spraw zagranicznych i sportu – mówi „Rz". Przypomina, że Lwów był jednym z symboli Rzeczypospolitej wielonarodowościowej i wielowyznaniowej. Według UEFA we Lwowie urodził się tylko jeden znany Polak – Stanisław Lem. Wśród najbardziej znanych lwowiaków przewodnik wymienia na pierwszym miejscu Austriaka: Leopolda von Sacher-Masocha, autora „Wenus w futrze", uważanego za prekursora masochizmu. Przedstawiciele spółki Euro 2012 Polska odpowiedzialnej za organizację imprezy w naszym kraju przyznają, że zapisy w przewodniku UEFA „są niewłaściwe". Nieoficjalnie pracownicy Euro 2012 Polska mówią, że najprawdopodobniej UEFA bezkrytycznie opublikowała treść dostarczoną przez stronę ukraińską. Sęk w tym, że bulwersują też materiały dotyczące polskich miast. W tekście o Warszawie znalazł się obszerny opis legendy o Syrence, nie pojawia się natomiast powstanie warszawskie. „Gdy w 1945 sowieckie czołgi wkroczyły do miasta, napotkały straszliwą pustkę. Wcześniej w Warszawie wybuchły dwa powstania – najpierw w getcie, a później w całym mieście" – informuje UEFA. Stolica została zaś zniszczona nie tylko w wyniku planowej akcji zrównania miasta z ziemią (nie ma mowy o tym, że była to niemiecka akcja), lecz również „przypadkowych bombardowań". Z kolei w historii Poznania UEFA informuje, że gród przestał być siedzibą królów polskich w 1039 r., bo zniszczył je „potężny atak Świętego Imperium Rzymskiego". W rzeczywistości Poznań został splądrowany po łupieżczym ataku czeskiego księcia Brzetysława I. A powstanie wielkopolskie w 1918 r., które zaowocowało przyłączeniem do Polski nie tylko tego regionu, ale i części Pomorza, przewodnik UEFA określa mianem „gwałtownego, lokalnego powstania".

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.222.109.4

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.