Magazyn koscian.net

2009-10-28

Historia jednego kościoła

Przychodzili piechotą, biczowali się, leżeli przed obrazami krzyżem. Modlili się o zdrowie, szczęście, śmierć. Było ich tak wielu, że wybudowano dla nich przy kościele dom pielgrzyma. Dziś nie ma po nim śladu, ale cudami słynące obrazy w bronikowskim kościółku wiszą do dziś.

Najlepiej byłoby opis zacząć od: mały, niepozorny kościół... - gdyby nie to, że niepozorny nie jest. Jest piękny. Drewniany. Wysiłkiem proboszcza, parafii, przy wsparciu gminy i urzędu marszałkowskiego i środków zagranicznych w ostatnich latach kompleksowo odnowiony. Duży jednak nie jest i tłumów pątników już pod swój dach nie ściąga.

- Kościół był tu na pewno conajmniej od czternastego wieku – opowiada ks. Zbigniew Fengler od 47 lat związany z bronikowską parafią (40 proboszcz, 7 lat – emerytury). - W tysiąc czterysta dwunastym roku Mikołaj Pradel, właściciel Bronikowa, sprzedał je Henrykowi de Opol, panu na Koszanowie i Śmiglu. A nowy pan Bronikowa przyjął nazwisko de Opol Bronikowski. To był znaczny rycerski ród. W następnym wieku Bronikowscy odpadli od wiary katolickiej i automatycznie kościółek przejęli luteranie. Ale nie na długo. Na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku świątynia wróciła w ręce katolików. I tak do dziś...

Obrazy pochodzą prawdopodobnie z tego właśnie czasu. Pierwszy: Jezus na krzyżu z wyraźnie zaznaczonymi ranami, a pod krzyżem stygmatycy: św. Franciszek z Asyżu, patron bronikowskiego kościoła i św. Katarzyna ze Sieny. Drugi: obraz tzw. Matki Bożej Bronikowskiej, choć w istocie jest to kopia Matki Boskiej Śnieżnej z Rzymu. Oba mają prawie pół tysiąca lat. Kiedy i jak zyskały miano cudownych, nie wiadomo, ale pierwsze wota pochodzą z początków siedemnastego wieku. Wiadomo tylko, że przybywano modlić się do Bronikowa nawet z bardzo daleka. Tysiące ludzi kajało się tu, błagało, oddawało opiece. Wielu przybywało tu tylko po to, by w tak świętym miejscu umrzeć. Kult gorąco wspierał jeden z patronów kościoła - Franciszek Zbyszewski.

- Zbyszewscy dostali Bronikowo z posagiem córki Macieja Bronikowskiego, Heleny. Wyszła za Dobrogosta Zbyszewskiego, który był wtedy właścicielem Oborzysk. Ich syn, Franciszek był bardzo gorliwym katolikiem. Dobudował nawet do kościoła kaplicę ku czci ran Chrystusa – opowiada ks. Fengler.

Ale datki na upiększanie kościoła składali nie tylko panowie, ale i lud: organista Franciszek Szymanowski dał 3 srebrne, pozłacane gałki do ołtarza. Elżbieta, żona owczarza z Sokołowa dała komżę z sukni ślubnej, Jan Zielochowski, ekonom z Morownicy – bały ornat, służący kmiecia Macieja – kupił ornat czerwony, gospodyni plebańska, Elżbieta, dała cały swój majątek itd. Ksiądz Jan Jazdończyk, autor trzystustronicowej monografii poświęconej kościołowi i parafii wspomina o pielgrzymach z Czacza, kobiecie z Warszawy, która przybyła w Bronikowie umrzeć i wielu innych. W 1706 roku (po opublikowaniu bulli papieskiej) uroczyście zaczęło tu działać Bractwo Przenajświętszych Pięciu Ran Pana Jezusa. Należały doń dziesiątki osób. Jak wspierało ono wiernych w ciężkich czasach, które zaraz po tym nadeszły, nie wiadomo. Księgę bractwa z tego okresu strawił pożar. A wiek osiemnasty przyniósł wiele nieszczęść. Najpierw wojna północna, potem zaraz ,,morowe powietrze’’ i klęska za klęską. Po wsiach wiele chałup pustych stało. Ludzie umierali całymi rodzinami. Zgonów było tak wiele, że przestano je odnotowywać w księgach parafialnych.

,,Do parafii wdarła się dżuma w 1710 roku, która zażądała ominąwszy Boguszyn 5 ofiar w Bronikowie a na Podśmiglu 13 ofiar’’ – donosi ks. Jazdończyk.

Nieszczęściom zdawało się nie być końca. Nie dziw więc, że wierni garnęli się o zmiłowanie błagać przed z cudów słynące obrazy. Ks. Jazdończyk w księdze zgonów znalazł notatkę, z której wywnioskował, że w osiemnastym wieku oddający się opiece Matki Boskiej ściągali nie do Górki Duchownej, ale do Matki Bożej Bronikowskiej właśnie.

Obraz klęsk początków osiemnastego wieku dopełnia pożoga. 23 stycznia 1738 roku wielki pożar strawił bronikowski kościół do szczętu. Zdołano wynieść z niego tylko obrazy i srebra.

- Możliwe, że ministranci zaprószyli ogień węglikami z kadzielnicy. Dziś nie rozstrzygniemy, jak to się stało... Kościół spłonął, ale o dziwo - już rok później stał w tym miejscu nowy, o jedną wieżę mniejszy, ale bardzo podobny do starego. Rok później! Ówczesny proboszcz Andrzej Jachowski tak się jednak tą pożogą przejął, że go to kosztowało przedwczesną śmierć - opowiada ksiądz Fengler.

Nowy kościółek ufundowała Eleonora Jaraczewska przy pomocy dziedzica z Radomicka. Rzeźbiarzy ściągnęła aż z krakowskiego. Bo, wyjaśnijmy, Zbyszewscy długo na Bronikowie nie byli. Franciszek po śmierci żony sprzedał majątek Jaraczewskim właśnie. Ten ród z kolei ponad sto lat później - w 1839 (21 sierpnia) ręką Juliana Jaraczewskiego sprzedał włości Niemcom z Leszna – Foersterom. Foersterowie zarządzali majątkiem ponad wiek (do 1945 roku) i bardzo chwalebnie zapisali się w parafialnej księdze. Choć byli protestantami – bardzo dbali o katolicki kościółek. A wraz z nastaniem XX wieku i odzyskaniem przez Polskę niepodległości dla drewnianej świątyni nastały ciężkie czasy. W lipcu 1920 roku zamknięto ją w obawie przed zawaleniem, a w 1925 roku zapadła decyzja o budowie nowego kościoła. Stary miał być rozebrany. Sprzeciw wniósł jednak Karl Foerster, ówczesny właściciel bronikowskiego majątku. Sprowadził specjalistów, którzy udowodnili, że stary kościół da się uratować. Udało mu się przekonać decydentów o unikalnej wartości kościółka, który odtąd uchodzić zaczyna za zabytek polskiego budownictwa drewnianego i arcydzieło sztuki ciesielskiej. W 1927 roku zaczyna się gruntowny remont dachów i wieży, a w 1936 roku dobudowano do kościoła nawy: północną i południową w ten sposób wzmacniając konstrukcję. W latach trzydziestych prace prowadzono dzięki wsparciu Otto Foerstera, pana na Boguszynie, kuzyna Karla. Przy okazji bardzo zadbano o upiększenie: od wewnątrz obito deseczkami modrzewiowymi, strop wyłożono kasetonami, wykonano nowe, rzeźbione ławy i drogę krzyżową w lipie rzeźbioną.

- Rzeźbił dla naszego kościoła Józef Berdyszak spod Śremu. To jego dzieła. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, już za mojego proboszczowania, jego syn odkrywał stare polichromie zamalowane w dziewiętnastym chyba wieku – opowiada ks. Fengler.

Wraz z początkiem XX wieku kult cudownych obrazów powoli zamierał.
- Ruch pielgrzymkowy długo trwał, do początków dwudziestego wieku. Przyjeżdżali indywidualnie, przychodzili piechotą całymi grupami... Różnie. A potem to ustało, ale specjalne pieśni w tym kościele śpiewamy do dziś... I odmawiamy koronkę do przenajświętszych ran Pana Jezusa... – wylicza ks. Zbigniew.

Ale to nie koniec tłumnego oblegania bronikowskiego kościółka. Drugi raz setki wiernych ściągały pod jego drewniany dach z całej okolicy w czasie okupacji hitlerowskiej. Niektórzy twierdzą, że to kolejny dowód cudownych właściwości tego miejsca. Kościół w Bronikowie był bowiem jedną z dwóch świątyń (druga w Oborzyskach) w powiecie kościańskim otwartych dla Polaków. Większość księży z okolicy została przez hitlerowców wywieziona do obozu koncentracyjnego w Dachau. Proboszcza Bronikowa wyratowali od tego losu dziedzice w Boguszynie (Elza Foerster) i Bronikowie (zarządzający majątkiem Foersterów emerytowany generał Schwerin). Kościół bronikowski hitlerowcy też zamknęli, ale potem niemiecka administracja zezwoliła na jego otwarcie. Msze dla wiernych mogły się odbywać tylko w niedzielę o wyznaczonej godzinie. Ks. Janowi Jazdończykowi pozwolono jednak na wykonywanie posługi w całej okolicy. Jeździł więc do chorych, udzielał ślubów i chrztów w Śmiglu, Wielichowie, Kamieńcu, Wilkowie Polskim, Konojedzie, Czaczu, Buczu, Wonieściu itd. Potem nawet msze tam odprawiał. W marcu 1942 roku okupant zezwolił na słuchanie spowiedzi w Bronikowie w soboty. Jednej soboty ks. Jan wysłuchał grzechów 400 wiernych, a już kolejnej przed konfesjonałem przyjął 650 osób! I tak prawie co sobotę. W czerwcu 1943 roku Niemcy zezwolili na naukę religii i jednego lata ksiądz Jazdończyk przygotował do pierwszej komunii 1070 dzieci. Gdy nadszedł dzień I Komunii w Bronikowie, wieś zastawiono wozami. Dzieci w białych sukienkach zwożono bowiem z okolicy wozami drabiniastymi lub samochodami ciężarowymi. Do końca okupacji do sakramentu tego poprowadził bronikowski proboszcz około 3000 dzieci. Udzielił też setek ślubów i w samym tylko 1944 roku ochrzcił ponad 600 dzieci. Całą okupację pisał drugą część monografii bronikowskiej parafii pt.,,Polacy Ziemi Kościańskiej pod żelazną stopą okupanta hitlerowskiego 1939-1945”. Pisał o upokorzeniach, o rozstrzelaniach, o wysiedleniach. Spisał nawet wspomnienia mieszkańców Bronikowa, którzy zostali wysiedleni, trafili do obozu koncentracyjnego czy na roboty przymusowe. O tym, jak bardzo musiał być zmęczony, nie pisał.

Ten materiał powstał dzięki jego opracowaniu. Bardzo dziękuję proboszczowi Bronikowa, ks. Józefowi Rydlewskiemu, za udostępnienie dokumentu.

ALICJA MUENZBERG

GK 43/2009

Już głosowałeś!

Komentarze (3)

w dniu 28-10-2009 20:21:45 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Ciekawe. Piszcie więcej tekstów o historii powiatu

Ciekawe. Piszcie więcej tekstów o historii powiatu

w dniu 28-10-2009 20:30:23 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Byłem w tym kościele - jest piękny. Polecam gorąco, w końcu nie jest daleko

Byłem w tym kościele - jest piękny. Polecam gorąco, w końcu nie jest daleko

w dniu 04-11-2009 14:44:49 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Romantyczny...

Romantyczny...

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.145.199.140

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.