Magazyn koscian.net

22 Wrz 2015

Dudziarze z zacięciem

Z dudziarzami Andrzejem Frankiewiczem i Krzysztofem Kuśnierkiem o 15 latach grania w Młodzieżowej Kapeli Dudziarskiej Sokoły, działającej przy Kościańskim Ośrodku Kultury oraz z Aleksandrą Jakubowską, opiekunem kapeli z ramienia KOK rozmawia Karina Jankowska

- Obaj gracie w Sokołach od samego początku. Gdy zaczynaliście mieliście po 9 lat. Pamiętacie jak to się zaczęło?
Andrzej Frankiewicz: - Trafiłem do zespołu przez przypadek. Akurat bawiliśmy się z kolegami w strzelaninę, gdy ciocia Ola (Jakubowska, która z ramienia KOK opiekuje się Sokołami - przyp. red.) zadzwoniła, że kapela dudziarska powstaje w KOK i mam przyjechać na zajęcia. Wcale nie byłem tym pomysłem zachwycony. Posłusznie, choć zły, umyłem się i pojechałem do Kościana. Potem wtajemniczyłem mojego sąsiada Krzysia i tak jest do dziś.
Krzysztof Kuśnierek: - Andrzej i Martyna Żurek byli w pierwszym składzie. Ja dołączyłem później. Andrzej zadzwonił do mnie po pierwszych zajęciach z pytaniem czy chciałbym dołączyć do kapeli. Zabrzmiało ciekawie. Znaliśmy się, bo obaj jesteśmy z jednej miejscowości, chodziliśmy do tej samej podstawówki i gimnazjum. Wiadomo jak to jest w dzieciństwie, chce się z kimś dzielić zainteresowania i pasje. Dudy to było dla mnie coś nowego. Z samej ciekawości przyjechałem na próbę, ale nie wiedziałem czego się spodziewać. Przez piętnaście lat tylko my się utrzymaliśmy.
Aleksandra Jakubowska: - Trzeba przypomnieć, że kapela dudziarska powstała z inicjatywy ówczesnej dyrektor KOK Małgorzaty Koski. Chciała, żeby grali w niej uczniowie szkoły muzycznej, ale chętnych do grania muzyki ludowej nie było. To ona zakupiła pierwsze dudy. Instrument rok przeleżał w magazynie, czekając na zawiązanie się kapeli. Znalazła instruktora.

- Przychodząc na pierwsze zajęcia mieliście, choć mgliste pojęcie o dudach?
A.F.: - Nie miałem pojęcia o tym instrumencie. Wydawał się ciekawy, dlatego się nie zniechęcałem. Dudy to nietypowy instrument, to nie pianino, na którym każdy może grać. Po kilku pierwszych próbach postanowiłem już zostać w kapeli. Początkowo granie na dudach sprawiało mi trudność, grałem bowiem na dudach dla dorosłych, które są większe niż te dla dzieci. Miech był nieco większy, masywniejszy, ale nauczyliśmy się, bo mieliśmy chęć, by opanować instrument. Pół roku zajęło mi nauczenie się prawidłowego utrzymania ciśnienia w miechu. To było naprawdę trudne, a potem już uczyliśmy się melodii i jakoś poszło.
K.K.: - Nie wiedziałem co to są wielkopolskie dudy. Jedyne z czym mi się kojarzyły to Szkoci w kiltach. Rzeczywiście, pierwsze dudy, na których przyszło nam grać były duże i ciężko było wydobyć z nich dźwięk. Na początek trzeba było opanować technikę. Oprócz cotygodniowych prób z Tomaszem Kicińskim musieliśmy też ćwiczyć w domu. Rodzice mnie zachęcali do gry. Teraz jestem im za to wdzięczny. Zanim zagraliśmy pierwszy utwór minęły ze trzy miesiące. Wystarczyło, żeby nabrać wprawy. Pamiętam, że pierwszy utwór zagrałem na zimowisku w Jeleniej Górze.
A.J.: - Szybko zakupiłam instrument po Heniu Smolarku z Turwi, uczniu Edwarda Ignysia, który grał w kapeli dudziarskiej. Te nieco już wygrane dudy dostał Andrzej. Były więc dwa instrumenty i dwóch dudziarzy. Na skrzypkach grała Martyna, Dagmara, Sylwia i mała Paulina. Pamiętam, że gdy jechaliśmy w 2006 roku do Istrii w Rosji, Paulina zamiast ruble mówiła wróble. Staliśmy w kolejce, a ona wciąż pytała ile tych wróbli dostanie. Zaczęliśmy się tak mocno śmiać, że aż kasjerka zbita z tropu wypłaciła jej przez pomyłkę trzy razy więcej pieniędzy.
A.F.: - A propos wyjazdu do Istrii. Miałem wtedy zagrożenie z matematyki. Nauczycielka wystawiła mi ocenę proponowaną, ale chciała, żebym następnego dnia przyszedł napisać sprawdzian, a ja byłem już wtedy w drodze do Rosji.
Na początku ćwiczyłem co drugi dzień po godzinie. Początkowo niezbyt chętnie, ale gdy ćwiczenia zaczęły przynosić efekty, z coraz większą ochotą. Razem z Krzysztofem ćwiczyliśmy u mnie w szopce, w garażu albo u niego w domu. Kiedyś złamałem przebierkę - piszczałkę melodyczną w dudach. Chciałem bliżej poznać instrument i po rozłożeniu nie wiedziałem jak go złożyć z powrotem. Wtedy byłem bliski rezygnacji. Mama i ciotka mnie przekonały, żebym nie wypisywał się z kapeli, więc zostałem.
A.J.: - To nie była chęć odejścia, tylko taki młodzieńczy kryzys. Andrzej już na początku chciał zrezygnować, bo Martyna mocno go ściskała na próbach. Nie było go chyba na trzech próbach, ale przychodził pod drzwi, by słyszeć co się dzieje. Pamiętam jak raz na scenie Andrzej zaklął sobie sążniście, bo odpadł mu źle zamontowany burdon i musiał się wycofać.
K.K.: - Innym razem Andrzej rozłożył dudy na części pierwsze, a przechodzący obok pies porwał róg. Były wielkie poszukiwania. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

- Pamiętacie moment włączenia w poczet dudziarzy wielkopolskich?
A.J.: - To było na Turnieju Dudziarzy Wielkopolskich w Kościanie. Rok po powstaniu kapeli. Andrzej razem z Martyną i Krzysztof z Dagmarą zostaliście wtedy pełnoprawnymi dudziarzami.
K.K.: - Pamiętam jak z dymki wyleciał mi zawór, ale podniosłem go, włożyłem we właściwe miejsce i kontynuowałem występ.
A.J.: - Byłeś taki zły, że prawie się rozpłakałeś. Na szczęście komisja nie była rygorystyczna.

- Dla wielu słuchaczy dudy wydają nieznośne dla ucha dźwięki. Powiedzcie szczerze, spodobała się wam ta muzyka?
K.K.: - Na początku bardzo chciałem coś zagrać. Nie było ważne czy to ładne, czy nie. Zamiłowanie do muzyki ludowej przyszło kilka lat później. Zaczęły się wyjazdy, konkursy i integracja. Co prawda, gdy zaczęliśmy grać na dudach, byliśmy ci młodzi, bo większość braci dudziarskiej stanowili panowie w średnim i zaawansowanym wieku. Gdy powstało więcej kapel, pojawili się i nasi rówieśnicy.
A.J.: - To prawda. Gdy powstały Sokoły, 70 procent dudziarzy to były osoby starsze. Gdziekolwiek jechaliśmy byli najmłodsi, więc gdy zaczynały się biesiady zakrapiane wódką wysyłani byli do łóżek. Ignyś smyczkiem pokazywał, że już czas na nich.
A.F.: - Dla mnie na początku to była kara, bo przecież przerwano mi fajną zabawę z kolegami. Potem było coraz lepiej. Gdzie my nie graliśmy: na pogrzebach, weselach, dożynkach, na Słowacji, w Chorwacji i Rosji.

- Ile osób było związanych z kapelą w ciągu tych piętnastu lat?
A.J.: - Nie aż tak wiele. Dudziarzy było dwóch, chociaż nie. Przyjeżdżał przez jakiś czas ktoś ze Śremu. Za to skrzypaczek było znacznie więcej. Wiele osób trafiło do kapeli z kółka teatralnego, które prowadzę.
K.K.: - Oj, było nas więcej. Jeszcze wcześniej przyjeżdżało dwóch dudziarzy z Bonikowa: Arek i Nikodem, ale nie byli z nami zbyt długo.

- Jak to się stało, że właśnie wy przetrwaliście i do dziś gracie w kapeli?
A.J.: - Oni są pasjonatami dud. Mieli dobrego instruktora, bo Tomek Kiciński potrafił nauczyć, przekazać całą wiedzę i technikę. Od razu widać, że to spod jego ręki wyszli.
K.K.: - Trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego. Z czasem przychodzenie na próby weszło nam w krew. Rezerwowaliśmy sobie na nie czas. Gdyby nie te cotygodniowe spotkania, czegoś by brakowało. Przez te lata staliśmy się bardziej wrażliwi na muzykę i doceniamy nasze ludowe tradycje. Bycie w kapeli to nasz sposób na oryginalność.
A.J.: - Dzięki kapeli mają kontakt z kulturą, ciekawymi ludźmi ją tworzącymi, sięgnęli do korzeni swoich dziadów. Stali się jedną rodziną, bo nie samą muzyką kapela żyje. Spotykamy się przy wigilijnym stole, wyjeżdżamy razem, a to integruje. Zwracają baczną uwagę na szczegóły takie jak strój z innego regionu na dożynkach wielkopolskich.

- Teraz już jako instruktorzy uczycie nowe pokolenie. W której roli lepiej się czuliście, muzyka czy instruktora?
A.F.: - Każda jest inna, nieporównywalna. Z pewnością łatwiej być po prostu członkiem zespołu. Teraz przyszło nam uczyć i chcemy to robić jak najlepiej. Na pewno bycie instruktorem wiąże się z większą odpowiedzialnością.
A.J.: - Obaj są bardziej rygorystyczni niż poprzednik. Zwracają uwagę, by dziewczyny wchodząc na scenę nie miały żadnych błyskotek, zegarków, wymalowanych paznokci, czy krzykliwego makijażu. Właśnie za to zostali nagrodzeni w tym roku w Chojnicach.
K.K.: - Andrzej jest lepszym muzykiem, a ja organizatorem. Ale nie rywalizujemy, lecz uzupełniamy się. Zaczęliśmy też sięgać po mniej znany repertuar. Obaj pracujemy zawodowo, więc nie zawsze możemy pojechać na jakiś konkurs, a jest nas tylko dwóch. Ubolewamy, że nie ma nikogo, kto chciałby się uczyć gry na dudach. Wciąż poszukujemy chętnych chłopców w wieku od 9 lat. Wystarczy mieć dobry słuch i pozytywne nastawienie. Reszty nauczymy. Obecnie w kapeli gra trzynaście osób. Próby mamy w każdą środę od godziny 16, w sali teatralnej przy ul. Bernardyńskiej 2. Mam nadzieję, że najlepsze jeszcze przed nami.

Gazeta Kościańska 38/2015

Już głosowałeś!

Komentarze (2)

w dniu 02-10-2015 19:48:21 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Brawo Panowie, brawoooo!

Brawo Panowie, brawoooo!

w dniu 06-10-2015 09:52:58 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

brawo Andrzej

brawo Andrzej

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.16.212.99

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.