Magazyn koscian.net

05 lutego 2013

Być jak Sherlock Holmes

- Co pierwsze? Może to nieeleganckie, ale trzeba trzymać ręce w kieszeni. Wtedy nie kusi, żeby coś dotknąć, czy podnieść – mówi strażak detektyw Tomasz Wiśniewski z Czempinia. Jest specjalistą od wykrywania przyczyn pożarów. Z jego wiedzy i doświadczenia korzysta policyjne Archiwum X

 

Każdy chciał być strażakiem
   
Zostać strażakiem – o tym marzył już w dzieciństwie. Podobny pomysł na życie miało wówczas większość jego kolegów. Po raz pierwszy z pracą strażaka zetknął się będąc w szkole średniej. Wstąpił do Ochotniczej Straży Pożarnej działającej w zakładzie nr 5 w Mosinie Swarzędzkich Fabryk Mebli. Na karierę zawodowego strażaka zdecydował się będąc uczniem technikum mechanicznego w ówczesnym Zespole Szkół Zawodowych w Kościanie. Po maturze podjął naukę w Szkole Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu.
   
- W 1992 roku wprowadzono w życie ustawę o Państwowej Straży Pożarnej. Ja zaczynałem naukę w połowie 1994 roku. Wówczas to państwowe ratownictwo rozwijało się i zaczynało nabierać bardzo profesjonalnego wyglądu – ocenia młodszy brygadier Tomasz Wiśniewski.
   
Ukończenie szkoły średniej o profilu technicznym zaprocentowało. Przyszłemu strażakowi dużo łatwiej niż chłopakom po „ogólniaku” było przyswoić niektóre zagadnienia. Chodziło przede wszystkim o przedmioty ścisłe i techniczne.  Po dwóch latach nauki w systemie skoszarowanym uzyskał tytuł technika pożarnictwa. Na tym jednak nie poprzestał.
   
- Początek mojej służby był związany z jednostką interwencyjną Państwowej Straży Pożarnej działającą w Szkole Aspirantów PSP - wspomina początki swojej pracy Tomasz Wiśniewski. - Szkoła chroniła wówczas określony rejon. Wyjeżdżałem do różnego rodzaju zdarzeń począwszy od pożarów po wypadki drogowe, czy też interwencji, o jakich uczą się dzieci w przedszkolach, czyli ściąganie kotów z drzew. W czasie studiów pracowałem już w szkole jako instruktor, a po ich ukończeniu jako wykładowca.
   
Nadal ma wpływ na kształcenie strażaków. Jest naczelnikiem Ośrodka Szkolenia w Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu.
   
- To nie jest zwykła praca. To powołanie. To zawód, do którego trzeba się przekonać, trzeba złapać bakcyla - wyjaśnia strażak z Czempinia.


Pożar od podszewki
  
 Kolejnym krokiem były studia. W Szkole Głównej Służby Pożarniczej spędził sześć lat. Uzyskał tytuł magistra inżyniera bezpieczeństwa pożarowego. Teoria rozwoju pożaru – to przedmiot, który najbardziej go zainteresował. W ramach tych zajęć studenci poznawali czynności dochodzenioe.
   
-  Nie wszyscy to czują. Trzeba mieć w sobie to zamiłowanie, tego Sherlocka Holmesa. Pracując w szkole poznałem kolegę, który też miał takie zacięcie. Wtedy ta dziedzina zaczynała się rozwijać -  wspomina Wiśniewski. - Wspólnie zorganizowaliśmy trzy międzynarodowe konferencje w zakresie dochodzeń pożarów. Przyjeżdżali do nas wykładowcy z całego świata. Do dziś utrzymuję kontakty z tymi ludźmi. Spotykamy się na różnego rodzaju szkoleniach.
   
W październiku ubiegłego roku został zaproszony przez London Fire Brigade do wygłoszenie referatu dotyczącego osiągnięć polskich specjalistów w zakresie zwalczania podpaleń. W konferencji brali także udział specjaliści z Uniwersytetu w Auckland w Nowej Zelandii, Instytutu Ekspertyz Sądowych w Paryżu, przedstawiciele służb kryminalnych Szwecji.
   
- Nie mamy się czego wstydzić. W każdym kraju funkcjonuje inny system formalno-prawny, do którego trzeba się dostosować – mówi specjalista od pożarów.
   
Straż pożarna zobligowana jest do ustalenia wstępnej przyczyny pożaru. Dowodzący działaniami określa ją sięgając do katalogu Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Określenie faktycznej przyczyny zdarzenia to już zadanie eksperta. Tomasz Wiśniewski jest jednym z biegłych sądowych w tej dziedzinie.
   
- To co robię ja i kilku moich kolegów, to bardzo zaawansowana działalność ekspercka - wyjaśnia Wiśniewski. - Działamy na zlecenie organu procesowego, który wyjaśnia faktyczną przyczynę zdarzenia.  Organ zainteresowany jest odpowiedzią na pytanie, czy istniało zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi, czy też mienia. Badania miejsca zdarzenia są żmudne i mogą trwać wiele miesięcy. Dlatego potrzebne jest ugruntowana wiedza z dziedziny teorii rozwoju pożaru i umiejętność „czytania śladów ognia”.  Pożar jest zjawiskiem, które można opisać matematycznie. Nigdy nie przebiega w taki sam sposób. Standardowa jest tylko zasada prowadzenia oględzin. Natomiast ocena zdarzenia w każdym przypadku jest indywidualna.
   
Jako biegły sądowy pracuje w różnych częściach Polski. Prowadzi także dochodzenia poza granicami kraju. Ubolewa, że wiedza biegłych nie jest weryfikowana.
   
- Są biegli, którym wydaje się, że wiedzą i są tacy, którzy udowadniają, że wiedzą. Stąd rozbieżności w opiniowaniu. Miałem wiele spraw, które trafiły do ponownego rozpatrzenia – mówi ekspert w dziedzinie pożarów. - Diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Opinia musi być poparta badaniami naukowymi. Jeżeli nie ma badań, nie ma podstaw do opiniowania. Można wtedy mówić o prawdopodobieństwie zaistnienia zdarzenia.

Język ognia

   
Dochodzenie, które ma dać odpowiedź na przyczynę pożaru, zawsze zaczyna od wizyty na pogorzelisku.
    - Co pierwsze? Może to nieeleganckie, ale trzeba trzymać ręce w kieszeni. Wtedy nie kusi, żeby coś dotknąć, czy podnieść – opisuje pierwsze kroki na miejscy zdarzenia Wiśniewski. - Schemat działania jest zawsze taki sam. Najpierw zapoznaje się z miejscem i oceniam ślady. Ocena początkowa jest niezwykle ważna. Na jej podstawie wyznaczam obszar, w którym prowadzone są oględziny  szczegółowe. To bardzo mozolna praca. Można ją porównać do pracy archeologa.
   
Pierwsze dochodzenie prowadził ponad dziesięć lat temu. Dotyczyło podpalenie autobusu w Poznaniu. Sprawca działał w dość prymitywny sposób. Do pojazdu wrzucił koktajl.
   
- Trzeba nauczyć się języka ognia. Ktoś kto wchodzi pierwszy raz na pogorzelisko mówi: brudno, śmierdzi i jest niebezpiecznie. W końcu to miejsce pożaru. Ja widzę w tym szczegóły, których przeciętny człowiek nie zauważa – wyjaśnia ekspert z Czempinia. - Później potrzebna jest wiedza związana z procedurą prowadzenia oględzin oraz umiejętność zabezpieczania i oceny śladów. Obszar, w którym są największe zniszczenia, nie zawsze pokrywa się ze źródłem pożaru. Dużym atutem jest możliwość porozmawiania z osobami prowadzącymi działania i z jednostkami, które jako pierwsze były na miejscu. To daje obraz całego zdarzenia.

Archiwum X
   
Na swoim koncie ma ponad pięćset opinii. Trudnych spraw nie brakuje. Wspólnie z poznańską policją prowadził dochodzenie w sprawie pożaru przy ul. Mogilańskiej. Spłonął tam magazyn o powierzchni 12 tysięcy metrów kw. Oględziny trwały sześć tygodni. W Lubaniu Śląskim badał przyczynę wybuchu pożaru w pomieszczeniach produkcyjnych i magazynowych, a w Wąsowie pałacu.
   
Do najtrudniejszych spraw należą te, do których wraca po latach. Czempiniak miał okazję pracować dla policjantów z Archiwum X.
   
- Wiadomo, że jeżeli sprawa trafiła na półkę przed dziesięcioma laty, to na miejsce zdarzenia nie ma po co jechać.  Pozostają tomy akt. Trzeba je dokładnie przeczytać, przeanalizować i wychwycić szczegóły, które dają podstawy do weryfikowania wcześniejszych wniosków. Plus jest taki, że wcześniej zabezpieczone ślady czekają na półkach. Można do nich wrócić. Można też powtarzać różnego rodzaju badania – mówi o współpracy z policją. - To są bardzo trudne i bardzo odpowiedzialne sprawy. Mogą decydować o tym, czy sąd postawi kropkę nad „i”. Od opinii biegłego wiele zależy.
   
- Metody badawcze, czy narzędzia jakie wykorzystuje się w laboratoriach są w tej chwili bardzo dobre. Centralne Laboratorium Kryminalistyczne stało się instytutem badawczym. Pracują tam eksperci na światowym poziomie – wyjaśnia Wiśniewski, członek Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego. - Nie jest ujmą dla eksperta, jeżeli powie „nie wiem”. Wiedza, jaką trzeba posiadać jest bardzo szeroka. Jeżeli nie wiem, to muszę się nauczyć. Trzeba drążyć sprawę. Dzięki takiej determinacji wypracowałem sobie wiele przyjacielskich kontaktów z ekspertami w innych dziedzinach pracującymi w jednostkach naukowych.
   
Często wykonuje ekspertyzy z biegłym medycyny sądowej. Tylko na pozór pożary i medycyna nie są ze sobą związane.
   
- Jestem przy sekcjach zwłok ofiar pożarów. Obducent nie zawsze jest na miejscu zdarzenia. Weryfikujemy swoją wiedzę i uzupełniamy się. Prowadząc czynności w miejscu zdarzenia  wiem, jak ciało było ułożone, w jakim miejscu się znajdowało i w pobliżu jakich przedmiotów – tłumaczy  Wiśniewski.
   
Ekspertyzy wykonuje nie tylko na zlecenie policji, czy prokuratury. O pomoc proszą go także osoby prywatne.
   
- Zawsze uświadamiam, bardzo ważną rzecz. W swojej analizie muszę być obiektywny. Nie ma siły, która przekonałaby mnie, żebym napisał ją inaczej – stwierdza Wiśniewski. - Mam dużą satysfakcję ze spraw, gdzie występowałem jako prywatny ekspert. Były to niezwykle przykre zdarzenia, w których ginęli ludzie.
   
Na przykład pożar domu jednorodzinnego w Gdańsku z października 2006 roku, w którym zginęła dziesięcioletnia dziewczynka. Właściciel domu, lokalny biznesmen mówi o podpaleniu. Organy ścigania za przyczynę pożaru przyjęły niedopałek papierosa. Zdaniem czempińskiego eksperta, który zbadał sprawę, ta hipoteza jest mało prawdopodobna.

Na własnym podwórku

   
Tomaszowi Wiśniewskiemu zlecono wyjaśnienie przyczyny pożaru zakładu produkcyjnego w Śmiglu, który wybuchł na 3 listopada 2012 roku. Do prowadzenia działań został zadysponowany przez komendanta wojewódzkiego PSP. W sobotę uczestniczył w działaniach gaśniczych, a w poniedziałek wraz z grupą z kościańskiej jednostki PSP i pod nadzorem prokuratury rozpoczął prowadzenie oględzin.
   
- Miałem duże obawy, że to zdarzenie pozostanie zagadką, że będziemy mieli mozolny proces analizowania dokumentacji i długich przesłuchań świadków zdarzenia. Poszło sprawnie. To wszystko zawdzięczamy technice. W całym bałaganie udało mi się wyznaczyć niewielki obszar, o którym powiedziałem: „Tu jest źródło pożaru. Co w tym źródle jest przyczyną trudno ocenić”. W międzyczasie pojawiła się informacja, że są serwery z monitoringiem, ale zostały zalane. Udało się je odpalić i zobaczyć, co się tam działo. Miałem dużą satysfakcję, gdy okazało się, że miejsce źródła zostało oceniono prawidłowo, a przyczynę wybuchu pożaru potwierdzono obrazem.
   
Rok wcześniej ekspert pracował w miejscu  swojego zamieszkania. Badał przyczyny pożaru w zakładzie utylizacji odpadów w Czempiniu. Spłonęła hala. Kilka osób zostało rannych. W tym przypadku przyczyna pożaru również została ustalona.
   
- Zdarzeń jest naprawdę dużo. Czasami w ciągu  doby w Wielkopolsce dochodzi do kilkudziesięciu groźnych pożarów. Statystycznie rzecz ujmując można powiedzieć, że wśród wszystkich zdarzeń, które zanotowaliśmy w ubiegłym roku dwadzieścia procent stanowiły pożary. Około trzech procent to sygnały fałszywe, ale w większości  w dobrej wierze. Reszta to miejscowe zagrożenia przypisane do zdarzeń ratownictwa wodnego, chemicznego i drogowego – wyjaśnia Tomasz Wiśniewski. - Jeżeli chodzi o pożary, powiat kościański nie wyróżnia się mocno na tle województwa. Jest tu więcej zdarzeń drogowych.

Dzielnice cudów
   
Ustalenie przyczyny zdarzenia, zdaniem strażaka z Czempinia, powinno służyć jednemu – wyciągnięciu wniosków. Z tym nadal bywa różnie. O poznańskich Jeżycach, Wildzie mówi „dzielnice cudów”. Dlaczego?
   
- Często nasze jednostki wielokrotnie interweniują pod tym samym adresem. Gdy sprawdzamy statystyki z ostatnich pięciu lat okazuje się, że w tym samym miejscu byliśmy kilkanaście razy. Najczęściej te interwencje związane są z zadymieniem pomieszczeń i z objawami zatrucia tlenkiem węgla – wyjaśnia naczelnik Ośrodka Szkolenia Komendy Wojewódzkiej PSP w Poznaniu. - Prędzej, czy później dojdzie tam do tragedii. To kwestia czasu.   
   
Strażacy przeprowadzają gruntowną analizę sytuacji podtrucia czadem lub zdarzenia śmiertelnego. Ich dziania obejmują nie tylko pomieszczenie, w którym doszło do zdarzenia, ale także cały pion. Natrafiają na przeróżne „rozwiązania techniczne” przewodów wentylacyjnych i kominowych. Strażacy mają do czynienie np. z kominkami montowanymi w kamienicach, co jest zabronione.
   
- Wiele zdarzeń związanych z zatruciem tlenkiem węgla związane jest z podgrzewaczami wody. Wielokrotnie tłumaczę, że nie są one związane tylko i wyłącznie z okresem zimowym. Tych urządzeń używamy przez cały rok. Jedyna różnica polega na tym, że zimą zasłaniamy kratki wentylacyjne, zamykamy szczelnie okna i nie pamiętając o cyrkulacji powietrza – tłumaczy ml. bryg. Tomasz Wiśniewski. - Na Grunwaldzie, na parterze kamienicy mieliśmy przypadek zatrucia całej rodziny. Okazało się, że nie zawinił ich piecyk gazowy. Tlenek węgla wciskał się przez wentylację z innych mieszkań. Szereg takich spraw wymaga szerszego spojrzenia na problem. W kamienicy, gdzie jest pięć – sześć pięter nie możemy skupić się tylko na jednym mieszkaniu.
   
Ekspert od pożarów przypomina, że w sezonie zimowym należy sprawdzać działanie kominów i przewody wentylacyjne. Radzi, żeby podłączenie urządzeń do ogrzewania pomieszczeń, czy podgrzewania wody, zlecić specjaliście.
   
- Bardzo często od nieszczelnych, niesprawnych kominów dochodzi do pożarów na poddaszu. Statystyka skacze w okresie silnych mrozów – zwraca uwagę Wiśniewski.
   
Strażak z Czempinia w swoim domu zamontował czujniki tlenku węgla.
   
- Gdy przywiozłem „czujki”, to wszyscy mówili, że zwariowałem. Tak było do momentu, gdy z sąsiedniego uszkodzonego komina zaczął do mieszkania wciskać się dym. W takich chwilach człowiek zaczyna sobie uświadamiać, że takie urządzenie ratuje życie – mówi pan Tomasz.

HANNA DANEL

Już głosowałeś!

Komentarze (6)

w dniu 10-02-2013 23:24:45 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Detektyw może tak, ale strażak z niego jak z kosiej dupy trąbka.

Detektyw może tak, ale strażak z niego jak z kosiej dupy trąbka.

w dniu 12-02-2013 10:31:07 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Do Anonima Ha ha ha dobre i 100% prawdy

Do Anonima Ha ha ha dobre i 100% prawdy

w dniu 12-02-2013 12:42:01 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

No normalne "polusy" obsrywają.

No normalne "polusy" obsrywają.

w dniu 12-02-2013 23:26:03 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Kto go zna, to wie, że ma wiedze ale tylko teoretyczną, nic nie podparte praktyką. Może w życiu rozwinął jeden wąż, a teraz z siebie wielkiego strażaka robi. Zawód potrzebny, ale powinien to być zwykły zawód, a nie być uważanym jako strażak, bo strażak w podziale bojowym nieźle się napracuje na swoją wcześniejszą emke w przeciwieństwie do takiego właśnie delikwenta. Ciepła posadka, zero pracy fizycznej i on chce stać na równi z prawdziwymi strażakami, ach zapomniałem nie na równi tylko ponad nimi. Smiech na sali.

Kto go zna, to wie, że ma wiedze ale tylko teoretyczną, nic nie podparte praktyką. Może w życiu rozwinął jeden wąż, a teraz z siebie wielkiego strażaka robi. Zawód potrzebny, ale powinien to być zwykły zawód, a nie być uważanym jako strażak, bo strażak w podziale bojowym nieźle się napracuje na swoją wcześniejszą emke w przeciwieństwie do takiego właśnie delikwenta. Ciepła posadka, zero pracy fizycznej i on chce stać na równi z prawdziwymi strażakami, ach zapomniałem nie na równi tylko ponad nimi. Smiech na sali.

w dniu 13-02-2013 19:13:11 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Uczcie się głąby bo nie dorastacie mu do pięt. Straż pożarna nie kończy się na rozwijaniu węży. Ilu jest speców od pożarnictwa, którzy ukończyli historię pożarnictwa, socjologię, politologię czy "mechooptykę" i uważają się za zajefajnych strażaków. Po prostu ogarnijcie się. Właśnie taka zazdrość, marazm i malkontentyzm powoduje waszą frustrację. Popracujcie w prewencji !!! to wtedy zmienicie zdanie. Gościu uczył mnie w sapie i też do ognia z nim jeździłem. Szanujmy się!

Uczcie się głąby bo nie dorastacie mu do pięt. Straż pożarna nie kończy się na rozwijaniu węży. Ilu jest speców od pożarnictwa, którzy ukończyli historię pożarnictwa, socjologię, politologię czy "mechooptykę" i uważają się za zajefajnych strażaków. Po prostu ogarnijcie się. Właśnie taka zazdrość, marazm i malkontentyzm powoduje waszą frustrację. Popracujcie w prewencji !!! to wtedy zmienicie zdanie. Gościu uczył mnie w sapie i też do ognia z nim jeździłem. Szanujmy się!

w dniu 08-03-2013 15:06:16 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Wielcy "strażacy z podziału". Proszę was... Śmiechem na sali jest stwierdzenie, że strażak z podziału ciężko pracuje na emeryturę. 15lat, praca co trzeci dzień z czego większość to spanie i odpoczynek. Nie oszukujmy się. Wyjazdów nie ma od groma, ćwiczenia czasem. A tak poza tym przysłowie mówi: nie chciało się nosić teczki, trzeba nosić woreczki. Szanujmy się!

Wielcy "strażacy z podziału". Proszę was... Śmiechem na sali jest stwierdzenie, że strażak z podziału ciężko pracuje na emeryturę. 15lat, praca co trzeci dzień z czego większość to spanie i odpoczynek. Nie oszukujmy się. Wyjazdów nie ma od groma, ćwiczenia czasem. A tak poza tym przysłowie mówi: nie chciało się nosić teczki, trzeba nosić woreczki. Szanujmy się!

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.118.205.165

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.