Magazyn koscian.net

2006-02-21 15:44:26

Bardzo daleko od Warszawy

Od 35 lat, sześciu miesięcy i 22 dni mieszkańców Wonieścia leczy warszawiak doktor Stanisław Kurowski, baron, lekarz rodzinny, specjalista ginekologii i położnictwa, miłośnik wędkarstwa

- Mój ociec, bracia i kuzyni brali udział w  Powstaniu Warszawskim. Ja, jako szkrab obserwowałem budowę Pałacu Kultury - opowiada.  Dziś woli stolicę oglądać w telewizji, a na żywo - Wonieść.

 - Oj, pięknie tu kiedyś było. Te trzcinowiska, przepiękna linia brzegowa. Coś niesamowitego. Wypłynąć na jezioro i łowić tu ryby, to była rozkosz. Mój ojciec, gdy tu po raz pierwszy przyjechał, był oczarowany - wspomina doktor Kurowski.

 Jak los ściągnął rodowitego warszawiaka w tę piękną okolicę? Podstępem. Podczas egzaminów na medycynę w Warszawie zabrakło mu pół punktu do przyjęcia na studia. Ze zdanym egzaminem mógł wybrać naukę w Szczecinie, Lublinie lub Poznaniu.

 - Ojciec powiedział, Poznaniacy solidny naród. Tam pojedziesz. I pojechałem. Na drugim roku mogłem wrócić do Warszawy. Moi dwaj warszawscy koledzy przenieśli się, ale ja zostałem. Związałem się z ludźmi. Szkoda było mi ich zostawiać. Tak zostałem w Wielkopolsce.
 Po studiach w Wielkopolsce zatrzymała go miłość. Za żonę wziął sobie poznaniankę.  Na Ziemię Kościańską trafił, bo teść gdzieś słyszał,  że ponoć szukają tu gdzieś lekarza.

 - Przyznam szczerze, nie wiedziałem nawet gdzie jest Kościan. O Wonieściu już nie wspomnę. Zadzwoniłem do szpitala w Kościanie: tak,  szukają, zgodzili się, ja się zgodziłem i tak się zaczęło - opowiada.
 Przychodnia w Wonieściu niewiele zmieniła się od tamtych dni. Jej budowa odbywała się pod okiem znanego obecnie w Kościanie doktora Michała Głydy (1964 r).  Po nim obowiązki lekarza przejął w Wonieściu kolejny znany lekarz:  dr Andrzej Szymanowski. A 1 sierpnia 1970 roku pierwszych pacjentów przyjął młody absolwent Akademii Medycznej w Poznaniu Stanisław Kurowski.

 - Pierwszą pacjentkę pamiętam jak dziś. To była starsza pani  z domu naprzeciwko. Stanęła przede mną i mówi, że w glosnach ją boli, wiuko jej się coś i loto ze wstydem. To było straszne. Nie miałem pojęcia o czym ona mówi. Zdębiałem, ale robię mądrą minę, kiwam głową. Zapisałem jej – pamiętam - coś delikatnie przeciwbólowego i poprosiłem, żeby przyszła za dwa dni. W tłumaczeniu pomogła mi pielęgniarka. Gdy sąsiadka przyszła na następną wizytę, wiedziałem już wszystko. Glosny, to kostki, wiuko się, to znaczy odbija, a latanie ze wstydem, to po prostu rozwolnienie.   

 Gdy po wsi gruchnęła wieś, że lekarz z Warszawy przyjechał, w poczekalni zatłoczyło się. Każdy pretekst był dobry, żeby dziwaka ze stolicy zobaczyć.
   - Nie ufali mi. Ot, obcy i nie wiadomo po co ze stolicy na taką wieś przyjechał. Dziś jest inaczej – opowiada.

 Początkowo każdy weekend spędzał w Poznaniu. Brakowało miasta. Wyjazd zabierał sporo czasu. Z Wonieścia do Kościana prowadziła żużlowa droga podziurawiona tak, że jechało się około pięćdziesięciu minut.  Kiedy położono asfalt, jeździł już do miasta rzadziej. Coraz mniej go brakowało. Coraz mocniej wrastał w Wonieść. 

 - Odwiedzał mnie tu często kolega ze studiów, doktor Berski. Namawiałem go, by tu osiadł, ale mawiał: co ja bym miał tu robić! Toż to koniec świata! W końcu przyjechał tu na krótko, na zastępstwo. Miał być trzy miesiące, a został na lata. Pracuje obok, w sanatorium.  Mieszka kilkadziesiąt metrów ode mnie.  I roboty ma tu tyle, że ledwo znajdujemy czas, żeby się choć na godzinkę spotkać. Też tu wrósł - opowiada Kurowski.

 Doktor Kurowski równolegle z obowiązkami w przychodni zdrowia rozpoczął pracę na oddziale ginekologicznym w kościańskim szpitalu. Pracował tam przez lata jako wolontariusz. W 1998 roku reforma służby zdrowia uniemożliwiła łączenie obu zajęć. Wybrał funkcję lekarza rodzinnego. Ciągle jednak pukają do jego drzwi wierne pacjentki ginekologii.  W Wonieść i okolicę doktor Kurowski wrósł i to mocno. Teraz twierdzi, że stolica go męczy. Ogląda ją, jak inni mieszkańcy Wonieścia, w telewizji. Tyle mu, rodowitemu warszawiakowi, wystarczy.
 - Tu jest tak pięknie... – mówi.

 Doktor Kurowski ma pod opieką dwa tysiące czterystu pacjentów w wieku od kilku miesięcy po kilkadziesiąt lat. Wielu pomagał się urodzić, potem wspierał, gdy mieli kolki, dojrzewali, czekali na swoje potomstwo, odbierał porody ich dzieci itd.
 - Obserwuję, jak na moich oczach rośnie tu trzecie pokolenie - mówi doktor Kurowski. 

 W gabinecie wiejskiego lekarza rodzinnego z takim stażem pacjenci nie muszą się przedstawiać. Doktor zna wszystkich. Pamięta, jak wyrzynały się ząbki mamie i ojcu szczepionego właśnie malca. Leczył wrzody dziadka i nadkwasotę babci, a u prababci wspierał chore serce.

 - Kiedyś lepiej się tu pracowało. Sytuacja pacjentów była ustabilizowana. Dziś pegeer zamknięty, pracy nie ma, stres i związane z nim powikłania. Cóż, po to jestem, by pomagać przez to przebrnąć - mówi doktor Kurowski.

 A roboty w malutkiej przychodni jest sporo. Co dzień doktor przyjmuje od czterdziestu do pięćdziesięciu pacjentów, a w piątki i poniedziałki nawet osiemdziesięciu.

 Na początku lat pięćdziesiątych, jako szkrab - jak sam mówi - zaglądał z parkanu w przerażająco głęboką dziurę fundamentową Pałacu Kultury. Potem obserwował jak dla bezpieczeństwa przeciwpowodziowego niszczono stare jezioro Wonieść.

 - Oj, pięknie tu było. Niesamowicie. Te rozległe trzcinowiska... Wszystko, niestety, zniszczono - stwierdza ze smutkiem doktor.

  Dziś w Wonieściu jest z przyzwyczajenia, a może miłości.  Nigdzie, jak twierdzi, się nie wybiera. Chyba że na ryby, albo na wakacje.  Wychowanek warszawskiej Pragi planuje wspierać w zdrowiu czwarte pokolenie mieszkańców Wonieścia i okolicy...

ALICJA MUENZBERG

GK nr 8/2006

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.147.79.20

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.