Magazyn koscian.net

2003-09-24 14:18:58

A w fabryce strach

- Nikt już się z tym nie kryje. Coraz głośniej mówi się, że nas zamykają. Ludzie boją się, że stracą pracę

Boją się, że przez dwa, trzy miesiące będą pracować za darmo - mówi Anatol Y. jeden ze 170 pracowników Kościańskiej Fabryki Mebli. Prezes Mikołaj Sawicki twierdzi, że takich planów nie ma i nie było. Fabryka jego zdaniem ma duże szanse na wyjście z zapaści. Tymczasem 9 rodzin pracowników zakładu jest pod stałą opieką Ośrodka Pomocy Społecznej. Nie mają za co żyć.


Za co tu żyć?
 - To się skontaktujcie z pracownikami, a nie piszecie, co wam prezes mówi - usłyszeliśmy w słuchawce miesiąc temu po lakonicznej informacji na temat opóźnień płacowych w Kościańskiej Fabryce Mebli. Był to już czwarty nasz rozmówca, który pomstował na warunki pracy i płacy w KFM, i który nie chciał się nawet przedstawić. W ciągu miesiąca trzech pracowników fabryki zdecydowało się na dłuższą rozmowę. Zastrzegli jednak anonimowość. By nie szkodzić, nie podajemy też prawdziwych imion i nazwisk innych rozmówców Gazety. Znalazł dla nas czas też prezes Spółki Mikołaj Sawicki.
 - Jeden z pracowników przez przypadek odebrał jakiś telefon ze Swarzędza, a tam pyta ktoś, czy zanim zamkną zakład zdążymy jeszcze zrobić jakieś tam meble. To nas zamykają? - zapytał ten pracownik, ale odpowiedzi już nie uzyskał - opowiada Anatol. O zamknięciu zakładu mówi się w biurach i halach. Zdaniem naszych rozmówców zamknięciem straszy się pracowników na co dzień. Argumentu takiego używają i prezesi ze Swarzędza i zarządzający fabryką w Kościanie.
 - Na początku mówiło się, że Kościan musi istnieć, bo żadna inna spółka takich mebli nie zrobi. Teraz się okazuje, że inne też robią - dopowiada Marian.
 - Szary człowiek, który widzi codziennie, albo co drugi dzień, wyjeżdżający z zakładu meblowóz może sobie myśleć: jest och i ach. Mają produkcję. Ale co z tego, jeżeli biorą meble, a nie wywiązują się z kontraktu i nie płacą za nie? - pyta Franciszek. Nie płaci główny odbiorca mebli - Market Meble, spółka zależna od Swarzędz Meble. Zalega KFM kilka milionów złotych. Niemal tyle samo zaległości płacowych ciąży na KFM. Po zakładzie w Kościanie krążą też plotki, że upada i Swarzędz Meble, spółka od której zależna jest kościańska fabryka.
 - Totalna bzdura - powiedział nam Michał Błach, rzecznik prasowy Swarzędz Meble. - Nie będzie upadłości. W trzecim kwartale sytuacja się poprawia i będą duże zyski. Siłą rzeczy poprawi się i w fabryce w Kościanie. Za ostatni miesiąc fabryka miała obłożenie produkcji na wysokim poziomie - przekonuje.
 Prezes Sawicki zdziwił się, gdy zapytaliśmy czy to prawda, że fabryka ma być zlikwidowana. O takowych planach nic mu nie wiadomo.
 - Gdyby były takie plany, to nie sądzę, że fabryka otrzymywałaby zamówienia, a zamówienia się zwiększają - argumentuje. Jak wyjaśnił, Spółka znalazła się w programie restrukturyzacyjnym Kołodki. Regularnie opłaca teraz wszystkie opłaty związane z restrukturyzacją zadłużenia. 7 maja sąd w Lesznie otworzył postępowanie układowe z wierzycielami. Zobowiązania objęte układem sięgają 5 milionów złotych.
 - Jest realna szansa na to, żeby z tego dołka wyjść i myślę, że wyjdziemy. Od wiosny tego roku spółka uzyskała zamówienia eksportowe, które regularnie się zwiększają. To są kontrakty podpisane przez KFM. Przy obecnym kursie euro to korzystne kontrakty - wyjaśnia prezes. Potwierdził, że fabryka zalega z płatnością wynagrodzeń.
 -  Istnieje realna szansa, że w październiku spotkamy się ponownie i będę mógł powiedzieć, że zaległe płatności wobec pracowników uległy znacznemu zmniejszeniu, nie będą przekraczały jednego miesiąca - zapowiedział Mikołaj Sawicki.
 
W domu
 OPS w Kościanie opiekuje się obecnie 9 rodzinami pracowników fabryki. Otrzymują zasiłki celowe, dodatki do wyprawki dla pierwszoklasistów, a jednemu z dzieci pracownika KFM Ośrodek zorganizował pracę w czasie wakacji. OPS wspiera kwotą około stu złotych.
 - W ubiegłym roku też był problem. Mniej więcej tyle samo rodzin zgłosiło się do nas po pomoc - wyjaśnia Józef Jurga, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej. O pomoc ze łzami w oczach prosiła w ubiegłym roku w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Kościanie matka trójki dzieci. Nie miała za co kupić dzieciom zeszytów do szkoły. Ona i jej mąż pracowali w Fabryce.
 - Ja żyję z pensji żony. Mieszkam w bloku. Żona zarabia 1200 złotych, 500 złotych miesięcznie kosztuje utrzymanie mieszkania i zostaje nam 700 złotych na mnie, żonę i dzieci. I tylko mówią: masz przyjść do pracy. Jak chcę wziąć wolne, aby coś sobie w sobotę dorobić, to nie. Jak tak żyć? - pyta Marian.
 - Byli tacy pracownicy, którzy dostawali pieniążki z lewej ręki - opowiada Anatol. - Pisali do prezesa: nie mam za co żyć. Proszę o przesunięcie mi terminu płatności. I wnioski były przyjmowane. I nawet dostawali całą wypłatę. Inni tak nie robią, bo chcą być w porządku wobec kolegów. Innym po prostu wstyd błagać o pieniądze
 - Wstyd przed samym sobą - dodaje Marian. - Po tylu latach pracy, z wykształceniem, żeby nie można było utrzymać rodziny? Powinno się odejść. Ale dokąd? Nie ma innej pracy.
 Byli tacy, którzy się odważyli i odeszli.
 - Miałem załatwiony wyjazd do pracy do Niemiec na dwa miesiące. W ubiegłym roku nie było problemu. Dali mi urlop bezpłatny. W tym roku prezes powiedział, że nie może mi dać urlopu, a wtedy zalegano z płatnością pensji za trzy miesiące. Stwierdziłem nie będę siedział w takim bałaganie skoro mogę zarobić pieniądze. Teraz jestem na bezrobociu. Tak jak ja kilku kolegów odeszło. Odszedłem w kwietniu i jeszcze w lipcu widnieję na liście płac. Czyli wciąż sponsoruję tę firmę - opowiada Franciszek.
 Zdaniem naszych rozmówców, bywało i tak, że ludzie nie mieli wypłaty przez cztery miesiące. Dostawali tylko zaliczki w wysokości 200 lub 300 złotych. Mariana twierdzi, że dla około 30% załogi pensja z fabryki jest jedynym źródłem utrzymania.
 - Jak można za to żyć nie wiem. Jak dają sobie radę ojcowie rodzin nie potrafię sobie wyobrazić - mówi Anatol.

W pracy
 Atmosfera w zakładzie według rozmówców Gazety bywa grobowa. Pracownicy wobec siebie bywają życzliwi, ale z niechęcią wypowiadają się i kontaktują z szefostwem. Zdaniem Mariana zdarzają się przypadki mobbingu, czyli dręczenia psychicznego pracowników. Opowiadał nam o mężczyźnie, który zostawił w fabryce 30 lat swego życia, a teraz przed pracą w szatni szlocha. Boi się.
 - Majstrowie zwracają się do pracowników na przykład ,,Hej, ty menelu jeb..., chodź no tu’’ - mówi Anatol.
 Zdaniem Franciszka nikt nikogo nie gnębi z zasady, ale wszystkim powoli puszczają nerwy. Chaos i niepewność jutra w połączeniu z wysokimi wymaganiami wobec pracowników robią swoje.
 - To jest nerwówka. Ludzie wytrzymują do pewnego momentu. Jest zjebka odgórna i puszczają nerwy. Nie żeby się znęcać, ale czasem wyładowują się na pracownikach - mówi Franciszek.
 Przez kilkanaście dni zakład pracował na przyspieszonych obrotach. Pracownicy chodzili do pracy co osiem godzin. Zdaniem Anatola, pracownicy są zaganiani do pracy groźbami.
 - Jest to nieprawda, żebym komukolwiek zagroził, że go zwolnię - przekonuje prezes Sawicki. -  Natomiast jest potrzeba, aby ludzie przychodzili do pracy. Mamy zamówienia i te zamówienia trzeba wykonywać.
 W zakładzie nie ma związków zawodowych. Te, które działały jeszcze w czasach Swarzędzkiej Fabryki Mebli, przestały istnieć. Teraz załoga wybrała swego przedstawiciela do rozmów z ,,górą’’, ale tego nie chroni prawo, a więc i on boi się o swoją przyszłość. Kilkakrotnie już pracownicy odmówili dalszej pracy, dopóki nie otrzymają pieniędzy. Bunt szybko jednak bywał tłumiony.
 - Protest udawało się zwykle utrzymać godzinę, dwie. Potem obiecanki i głupiemu radość - opowiada Franciszek.
 - Były próby strajku, ale momentalnie rozlegał się krzyk! Ludzie, przecież jak nie będziecie pracować, to pieniędzy nie dostaniecie. Teraz nikt już niczego nie próbuje - opowiada Anatol.
 - Dla mnie jest to wyzysk. Nie dając wypłat, szczególnie teraz kiedy jest tyle wydatków szkolnych, każe się im chodzić co 8 godzin do pracy - kiwa głową Franciszek.
 Załoga nie organizuje spotkań we własnym gronie. Jeśli jakieś się odbywają, to z udziałem dyrektora lub prezesa.
 - Dyrektor schodzi na dół i mówi: musimy to i to zrobić. No tak, ale panie dyrektorze, kiedy będą pieniądze? - pytają pracownicy. No jak zrobimy to, to i to, pieniądze przyjdą - słyszą odpowiedź. Prezes schodzi i obiecuje. Ludzie z nadzieją pracują, a potem prezes znów mówi, że pieniędzy nie ma. I tak co tydzień, co dwa tygodnie - mówi Anatol.

Na urlopie
 Zdaniem naszych rozmówców, gdy Fabryka nie może zagwarantować pracy, zmusza się pracowników do urlopów.
 - Dziś ludzie nie mają już urlopów i muszą chodzić na bezpłatne - mówi Anatol. - Musieliśmy je wybrać na życzenie pracodawcy. Przychodzimy zwykle do pracy i dowiadujemy się, że możemy iść na urlop, bo dziś nie mamy co robić. Wysłano raz ludzi do domu. Byli w domu przez trzy, cztery dni i jak przyszli do pracy dano im kartki urlopowe do podpisania. Niektórzy nie chcieli tych kartek podpisać, bo stwierdzili, że to nie była ich wola, że byli w domu. To był postój zakładu. Nie podpisali kartek i trafili do prezesa na dywanik. Podpisali w końcu wszyscy. To było w marcu albo kwietniu.
 Prezes zaprzecza, jakoby takie praktyki miały miejsce.
 - Nie zmuszaliśmy pracowników, aby brali urlopy wypoczynkowe, sami decydowali się na takie. Kodeks pracy przewiduje czteromiesięczny okres rozliczeniowy i jeśli pracownik nie chce wziąć urlopu wypoczynkowego, będzie musiał odpracować to w ciągu czterech miesięcy. Pracownicy sami się decydowali na takie urlopy. Osobiście tego (zmuszania do brania urlopów) nie robiłem. Uważam, że to była decyzja pracowników - ocenił Mikołaj Sawicki.
 - Prezes schodzi do ludzi a oni mówią: nie mamy za co żyć. Ja was rozumiem, mówi prezes, bo ja jestem w tej samej sytuacji co wy - opowiada z oburzeniem Anatol. - Pracownik zarabia 700 złotych, a prezes może kilkanaście tysięcy. Chyba jest różnica żyć za 700 złotych przez 3 miesiące, albo za kilkanaście tysięcy? Trzeba jednak to oddać, najpierw prezes daje ludziom pieniądze, a na końcu wypłaca sobie. Ale porównywać się z pracownikami, to nieładnie. Ludzie mówią: co mam powiedzieć dzieciom, a on: ja rozumiem, ja też nie dostaję wypłaty. Po czym jedzie na dwa tygodnie na wakacje z rodziną.

W kieszeni
 - Jeden z pracowników chciał się zwrócić do Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej. Tych pieniędzy nie wolno pracodawcy ruszyć. A pieniędzy w Kasie nie było - opowiada Anatol.
 - Zostały ukradzione - mówi wprost Franciszek. - Ta sprawa nadaje się dla prokuratury. Kasa pracownicza została okradziona.
 Franciszek pokazuje pisma skierowane do prezesa KFM i zarządu Swarzędz Meble domagające się zwrotu pieniędzy z Kasy.
 - Proszę, wyraźnie napisane ,,za miesiąc kwiecień, czerwiec i lipiec 2001'’, czyli to jest już Kościańska Fabryka Mebli. Czyli nikt inny, a zarząd KFM okradł pracowników - mówi Franciszek.
 Przedstawiciele Kasy listy wysłali do prezesa KFM i do zarządu Swarzędz Meble. Nawet straszono w nich sądem. Rzekomo nikt nie odpowiedział na listy. Z Kasy zniknęło wówczas ponad dwadzieścia tysięcy złotych.
 - Z tych pism wynika, że nie mógł to być Swarzędz, bo to się wydarzyło już kiedy byliśmy KFM, a naszym pracodawcą był prezes KFM, a nie ten ze Swarzędza - oburza się Franciszek. 
 - Na karteczkach z wypłaty mieliśmy napisane, że nam odciągnięto na rzecz Kasy pieniądze, ale na konto nie trafiły. Wtedy jeszcze chyba Swarzędz zarządzał wypłatami. Pieniądze zniknęły. Nie wiadomo gdzie - mówi Włodzimierz, jeden z działających w kasie pracowników. - Trudno, tak ludzie robią - wzdycha bezradnie.
 W kasie brak jeszcze około 7 tysięcy złotych. Jeden z pracowników w sądzie domagał się swoich pieniędzy z Kasy. Sprawę wygrał, ale jak twierdzi pan Włodzimierz, komornikowi jej już nie przekazano więc i tak niczego to nie przyspieszyło. Inni do sądów nie szli. Bali się o pracę.
 - Żadne pieniądze nie zginęły - przekonuje prezes Sawicki. - Są regularne wpływy i sukcesywnie jest opłacane zadłużenie z kasy zapomogowo-pożyczkowej i co miesiąc jest mniejsze, od początku roku wypłacono ponad 70 procent zobowiązań wynikających z tego tytułu. To zadłużenie powstało na skutek znacznego spadku sprzedaży w branży meblowej na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Recesja dotknęła także KFM. Niska sprzedaż spowodowała zaległości finansowe również w stosunku do Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej. Natomiast w chwili obecnej  regularnie te zaległości umniejszamy.
 Kościańska komenda policji prowadziła postępowanie karne w
związku z nie płaceniem pracowniczych świadczeń ZUS.
 - Postępowanie karne umorzono. Najśmieszniejsze jest uzasadnienie: ze względu na małą szkodliwość społeczną - wspomina Franciszek.

W przyszłość z miastem
 „Kościańska Gazeta Samorządowa” tuż przed wyborami samorządowymi opublikowała informację o tym, jak burmistrz Mirosław Woźniak ratuje miejsca pracy w Swarzędzkiej Fabryce Mebli i stara się, by miasto było udziałowcem spółki. W ten sposób spłacone miały być długi wobec miasta.
 - Tydzień przed wyborami przyszedł prezes i mówi: pan Woźniak nas oddłuży. Pytamy, czy coś jest podpisane. Jeszcze nie, ale zostanie to sfinalizowane, jak Woźniak zostanie burmistrzem. Wtedy będą wypłaty - opowiada Anatol. Wybory wygrał Jerzy Bartkowiak i negocjacje rozpoczęły się na nowo. Jak wyjaśnia prezes Sawicki, dług wobec samorządu miał właściciel gruntów, na których jest fabryka, Swarzędz Meble i z tego, co mu wiadomo, już go nie ma. W Urzędzie Miejskim dowiedzieliśmy się, że to czy fabryka ma jakieś zaległości w miejskiej kasie jest tajne. Burmistrz Bartkowiak nie był jeszcze za tej kadencji w KFM.
 - Gdy przechodziliśmy ze Swarzędzkiej Fabryki mebli do Kościańskiej namawiano nas do podpisania rezygnacji z odprawy, choć nie powiedziano wprost, aby było to powiązane ze stratą pracy. Namawiano jednak, bo się polepszy, bo będzie och, ach i ech. A zrobiło się tylko gorzej - mówi Franciszek.
 Wszystkim pozostaje już tylko wierzyć w efekty programu restrukturyzacyjnego i szybki koniec recesji. Na przełamanie złej passy liczą także nasi rozmówcy, którzy - jak podkreślili - z chęcią przepracowaliby w Kościańskiej Fabryce Mebli kolejnych kilkanaście lub kilkadziesiąt lat.

ALICJA MUENZBERG

Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 13.59.154.143

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.