Magazyn koscian.net

2008-05-27

29 bram do raju

Bramy stały wzdłuż drogi co półtora metra: drągi owinięte gałązkami lipy albo klonu, a z ich czubków zawisły tuż nad drogą i wzdłuż drogi girlandy z dębowych gałązek przeplatanych krepowymi wstążkami. - Szło się z procesją w tych girlandach jak tunelem drzew pod Morownicą. Tak pięknie kiedyś było... - wzdycha pani Małgorzata. Co w tym roku w wigilię Bożego Ciała szykowano w Bronikowie?

Jest środa, 21 maja. Ruch we wsi trwa już od kilku godzin. Bo to trzeba gałązek i liści narwać, wstążek z kolorowej krepy naciąć, sznur przysposobić, girlandę upleść, drągi ze stodoły wyciągnąć itd.
- Takie tradycyjne girlandy - najpiękniejsze - ocenia Marianna Sosińska, rodowita bronikowianka. Mieszka w centrum wsi. Ma 81 lat. - Oj, napletłam ja się takich... Ze sześćdziesiąt lat pletłam, albo i więcej. Od dwóch lat, jak się pochorowałam, już tego nie robię - zamyśla się, ale zaraz z ochotą instruuje. - Sznur trzeba mieć mocny. Dawniej zwykły, ale bardzo gruby, a teraz to taki od snopowiązałki się bierze. Dobry, bo się nie rozciąga. Splata się go tak we trzy i potem do niego bukieciki z dębowych gałązek przykłada, obwiązuje, a każdy tak, żeby całe wiązanie poprzedniego przykrył. I tak kilkaset takich bukiecików obwiązać trzeba, żeby girlanda nad całą ulicą być mogła. Jak się to dokładnie robi, to i kilka godzin na tym zejdzie...

W tym roku pani Marianna pomagała synowej wiązać proporce.
- Eee, na łatwiznę poszłam - rumieni się lekko pani Julianna, prezentując rozciągniętą w ogrodzie na plastikowych krzesłach plątaninę bluszczy i proporczyków.
Drugi rok girlandy nie plecie Bożena Kubiak. Rodzina wiesza ładny, ale sztuczny, zielony sznur. Pierwszy raz girlandy nie upletła też pani Małgorzata.
- Mąż mi zabronił pleść, to niech się teraz tłumaczy - ucina dyskusję i wskazuje winowajcę. Mąż - Krzysztof - uśmiecha się nieśmiało.
- Nie, no... Ty mów, bo ty pletłaś zawsze... - nalega.
- A pewnie! Dwadzieścia pięć lat pletłam, chociaż nie jestem stąd... Kiedyś to bramy były co półtora metrów! Oj, pięknie było.... Na pewno bym pletła ciągle... To taka piękna tradycja... ale ludziom się już nie chce... I ja spasowałam. W tym roku po raz pierwszy sztuczną girlandę mieć będziemy. Sztuczny bluszcz! Miałam już dość marudzenia męża, że musi mi pomagać... I tak nie ma już tego uroku, co kiedyś... - żali się kobieta i pokazuje sznur owinięty sztucznym bluszczem wiszący na płocie. Obok gotowy już umajony ,,żywymi’’ gałązkami słup.
- No... tradycja piękna, ale tak jakoś... Dzieci tyle w domu. Naprawdę mamy co robić... - tłumaczy pan Krzysztof odprowadzając mnie do furtki.

Jest godzina 17.15. Zwykle o tej porze w wigilię Bożego Ciała zaczyna się już ruch na ulicy. Wiesza się pierwsze girlandy. Tym razem nie ma jeszcze żadnej. Pada, a ja dowiaduję się, że z roku na rok coraz więcej jest i takich girland, co to nie mają już żadnej, nawet sztucznej zieleniny. Wiesza się dla wygody sznury proporczyków wielorazowego użytku. Niektórzy w ogóle ze stawiania bram zrezygnowali.

- Te dzisiejsze bramy, to już tego uroku co dawne nie mają, bo dłuższe są i wysoko wiszą. Za księdza Jazdończyka, to bramy tylko na szerokość drogi były, a zielone girlandy wisiały nisko. Ale teraz tiry muszą przejechać, to bramy muszą być szerokie tak, żeby dwa tiry się minęły, i wysokie na jakie pięć metrów, żeby przejechały. I z gałązek pleść niebezpiecznie, bo jak się liście wody napiją, to się girlanda obwiesi i jeszcze jaki tir zahaczy - wylicza Maria Konieczna. Ma 89 lat. Girlandę pletła w tym roku z liści klonu razem z sąsiadką, panią Mirosławą i córkami: Marią i Teresą.

Z liści klonu upletła też swoją girlandę pani Emilia Konieczna, sąsiadka pani Marii, a także pani Teresa i pani Maria z bloku numer 22. Mieszkańcy tego bloku stawiają od kilku lat trzy bramy.
- Kiedyś były cztery, ale jedni się wykruszyli. A my nie. Póki będę mogła, pleść będę. Coś po dziadkach mieć trzeba - zauważa pani Teresa.

Girlandę z dębowych gałązek - zbliżoną do opisu pani Sosińskiej- znajduję u państwa Sierackich w kuchni. Upletła ją pani Grażyna, a około godz. 18.30 ozdabiała ją krepowymi wstążkami.
- Tak od rana dziś do jutra godziny dziesiątej wszystko się wokół przygotowań do święta kręci. Bo i bramę zrobić trzeba, i brzózki ustawić, i jeszcze cały ołtarz zrobić - zauważa pani Grażynka.

O godzinie 18.32 pod kościół podjeżdża ciężarówka z Boguszyna. Siedmiu mężczyzn w wieku od 15 do 50 lat z przyczepy zeskakuje, brzózki zrzuca, za drągi się bierze. Kilkanaście metrów od furtki otaczającej kościelny dziedziniec do asfaltowej drogi w girlandy zdobią mieszkańcy Boguszyna właśnie. Tam też rodziny pletą girlandy, ale krótsze, bo tylko procesja, a nie ciężarówkia pod nimi przejść musi. Wszystkie tradycyjne - z dębowych gałązek. Razem szesnaście sztuk.

- Wieś na cztery części podzielona i w każdej grupie po szesnaście rodzin. Tak się złożyło, że pasuje. I co roku inna część za strojenie odpowiada - wyjaśnia jeden z boguszyńskich gospodarzy.
Kiedyś swoje bramy stawiali też w Bronikowie i mieszkańcy Podśmigla, ale to pamiętają tylko starsi parafianie. Kiedyś też stawiano w każdej bramie do gospodarstwa małe ołtarzyki, ale ta tradycja ze trzydzieści lat temu umarła.

Deszcz pada i pada. Około 18. 50 po prostu leje. Pracowicie związane kokardki z krepy na boguszyńskich girlandach dawno straciły kolory. Mężczyźni nie zważają na to. Kopią dołki, wbijają słupy, mocują girlandy. I nad ulicą w oddali widać już kilka stojących bram. A gdy wreszcie deszcz ustaje, kolejne umajone słupy stają przy drodze, jak wojsko. Rodzina Rydlichowskich kończy mocowanie girlandy. To dzieło pani Stefanii. Wyjątkowe. Składa się z misternie wiązanych kolorowych kokardek na łączeniu których zwisają bukszpanowe wianuszki.

- Jedzie tir! Teraz chwila prawdy... - woła pani Alina i kobiety szybko odskakują na kilka metrów od ulicy. Zza zakrętu wyłania się rozpędzona ciężarówka. Gna z prędkością co najmniej 80 kilometrów na godzinę. Nie zwalnia. Kiedy przejeżdża pod bramą Rydlichowskich, pani Stefania zamyka na chwilkę oczy.
- Udało się! Nawet metr wyższa by przejechała! - woła pani Alina i Stefania Rydlichowska otwiera oczy.
- Nie kracz lepiej - upomina synową.

Bo tirów mieszkańcy Bronikowa boją się bardziej, niż ,,pójścia na łatwiznę’’.
- Co roku jak przychodzi ten czas, nie śpię po nocach. Boję się, że któryś tir o naszą girlandę zahaczy. Bo tradycja tradycją, a my tu wszystko tak na własną rękę robimy. Jakby się co stało, to jeszcze nas do kryminału ktoś wsadzi. Bo to pozwolenia na taką budowlę przecież chyba nikt nie ma. Za komuny to milicja nas straszyła, girlandy zaraz po procesji ściągać kazała i raz nawet zdjęliśmy. Ale to, że one u nas wiszą cały tydzień, to też tradycja. Jak długo się da, to my ją utrzymamy - zaznacza pan Józef z bloku 22.

A w Boże Ciało proboszcz bronikowskiej parafii z monstrancją - jak przed dziesiątakami, a może i setkami lat - przeszedł przez kolejne bramy. Bo jak długo buduje się bramy, i w Bronikowie nikt nie wie.

- Od niepamiętnych czasów tak tu jest - mówi ksiądz senior, Zbigniew Fengler. A do pamiętnych czasów zalicza jeszcze wiek siedemnasty (w parafii wtedy działało Bractwo Przenajświętszych Ran Chrystusa). - Bronikowo to zawsze była parafia wielkiej wiary. Strojenie wsi na Boże Ciało to jeden z wyrazów tej wiary - stwierdza ksiądz Fengler. W Bronikowie jest już 46 rok. Choć wiele dokumentów parafialnych przewertował, na opis genezy zwyczaju stawiania bram nie trafił nigdzie. Jednego wszyscy w Bronikowie są pewni: stawianie bram przed Bożym Ciałem to była zawsze sprawa rodzinna. W czasie procesji ,,Bóg w przenajświętszym sakramencie’’ przekraczając kolejne bramy tak jakby wkraczał do domu każdego, kto bramę zbudował. Kiedyś każda rodzina budowała swoją bramę. To jak powitanie Boga i jednocześnie publiczna deklaracja: wierzymy w Boga. I choć starsi kręcą głowami, że dziś już nie to, co kiedyś, bram co roku w Bronikowie jest blisko trzydzieści. W tym roku było ich 29. Na głównej drodze 21, osiem przy świątyni. Choćbyśmy zjechali okolicę wzdłuż i w szerz, tak udekorowanej wsi w oktawę Bożego Ciała jak Bronikowo, nie znajdziemy.
- Taka tradycja. Inaczej być, jak jest, nie może - mówi Stanisław Sieracki.

ALICJA MUENZBERG

GK 21/2008

Już głosowałeś!

Komentarze (2)

w dniu 27-05-2008 21:50:04 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Dobrze, że gazeta to uwieczniła. Kto wie jak długo przetrwa ten piękny zwyczaj.

Dobrze, że gazeta to uwieczniła. Kto wie jak długo przetrwa ten piękny zwyczaj.

w dniu 31-05-2008 20:42:58 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

chociaż byłam mala jak tam mieszkałam,ale pamietam ten zwyczaj wyplatania i strojenia ulicy girlandami,a bram brzozkami.powinno to przetrwac jak najdluzej.

chociaż byłam mala jak tam mieszkałam,ale pamietam ten zwyczaj wyplatania i strojenia ulicy girlandami,a bram brzozkami.powinno to przetrwac jak najdluzej.

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.143.223.33

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.