Magazyn koscian.net

2005-07-06 09:21:33

Robi z nas głupków!

Mieszkańcy ulicy Kasprowicza w Kościanie stanęli za koparką i obwieścili, że nie pozwolą na rozpoczęcie budowy jezdni na swojej ulicy. Burmistrz nie przyjechał.

Przyjechali komendant straży miejskiej i policjanci. - Panowie, zrozumcie nas! Jak mamy żyć w takim błocie i kurzu. Chociaż wy pomóżcie – apelowała Ludomiła Stachowiak, organizatorka protestu. 
 
 ,,Mieszkańcy ulicy Kasprowicza protestują przeciwko budowie jezdni na ich ulicy. - Trzy i pół metrowa kładka dla samochodów na środku dziesięciu metrów piachu? To ma być droga? A ludzie, dzieci, to mają w błocie chodzić? - pyta Ludmiła Stachowiak. Zapowiada okupację ulicy’’ – napisaliśmy tydzień temu na pierwszej stronie ,,GK’’. Mieszkańcy przypadkiem dowiedzieli się, że zamiast chodników, o które zabiegają u kolejnych władz od kilkudziesięciu lat, na ich ulicy położony zostanie lada dzień z kostki brukowej trzy i półmetrowy pasek jezdni dla samochodów. Słanie listów do burmistrza nie przyniosło efektu.

 - Czy tu nie ludzie mieszkają? Samochody ważniejsze niż my? Samochody dadzą sobie radę. I po błocie pojadą, a co z dziećmi?  - pytała tydzień temu pani Ludomiła. Po tekście ,,GK’’ ,,Bunt Kasprowicza’’ sprawa trafiła na forum rady. O to, czy taka budowa ma sens – dopytywał radny Piotr Ruszkiwiecz. Radny Aleksander Heller chciał wiedzieć, kto opracowuje projekty takich ulic, jak ten dla  Kasprowicza i z kim je konsultuje. Na sali stawiło się też kilkoro protestujących mieszkańców ulicy Kasprowicza. Przyszli, by opowiedzieć radnym o swoim proteście i prosić o budowę chodników. Siedzieli na sali około trzech godzin. W przerwie próbowali rozmawiać z burmistrzem, ale dyskusja przerodziła się w kłótnię. Burmistrz Jerzy Bartkowiak mówił, że nie może inaczej, a oni, że nie chcą wiele, tylko choćby z jednej strony i choćby stary chodnik. Po stwierdzeniu burmistrza, że sam chciałby przy takiej ulicy mieszkać, ze strony mieszkańców Kasprowicza posypały się oskarżenia o lekceważenie ludzi, kłamstwo, kpinę.  Padały nawet słowa, że jego wykształcenie jako drogowca, jest tylko na papierku. Poirytowany włodarz w końcu opuścił rozeźlonych mieszkańców.
 - Ja idąc do wyborów szedłem z takim programem, żeby drogi, ulice gruntowe wykonać, utwardzić – stwierdził odpowiadając na pytania radnych. -   I z tego się nie wycofuję, natomiast przeliczyłem się, jeśli chodzi o możliwości budżetu.  Nie da się tego zrobić do końca tej kadencji – przyznał i opowiedział, jak to na radach osiedli zdecydowano wspólnie, żeby budować najpierw te drogi, które mają już gotową dokumentację i że na tych radach przyjęto też zasadę oszczędnościowego budowania dróg, właśnie takich, jak ta na Kasprowicza. O wszystkim decydowały środki.
 - Ja się nie upieram, nigdy się nie upierałem, ale stawiam koncepcje, w jaki sposób ulice budować. Jak budowa domu zaczyna się od fundamentów, tak budowa ulicy,  od nawierzchni ulicy – argumentował dalej. - To jest wola wszystkich rad osiedli. Budowa szerszej ulicy z chodnikami, to jeszcze raz takie koszty!  Proszę zrozumieć tych, którzy jak państwo też czekają tyle lat! - zwrócił się do siedzących na sali mieszkańców ulicy Kasprowicza i stwierdził, że zaplanowana tam droga zaprojektowana jest  zgodnie ze sztuką budowlaną. 
 - Ja uważam, że jak pan startował do wyborów, to nie mógł pan mieć wizji takich dróg – powiedział na to radny Ruszkiewicz i przypomniał, że Bartkowiak był już raz burmistrzem i możliwości budżetu powinien znać.
 Dopuszczona wreszcie do głosu Ludomiła Stachowiak zarzuciła burmistrzowi między innymi kłamstwo. Po niej głosu nikt już w sprawie drogi nie zabrał. Część mieszkańców uznała sprawę walki o chodniki za przegraną. Pani Ludomiła zapowiedziała protest i blokadę budowy bubla, jak nazwała wizję drogową burmistrza.
 - Teraz to już nie możemy popuścić. On z nas głupków robi! - powiedziała bardzo wzburzona.
 Robotnicy zaczęli wytyczać plac budowy już w poniedziałek rano. Około godziny dziesiątej  Ludomiła Stachowiak stała  na środku drogi z flagą na ramieniu. Robotnicy wbijali kołki. Nie minęło piętnaście minut i na piaszczystej jezdni stało z nią  już siedem osób.
 - I co, przyjedzie burmistrz? - pyta kolejna z dochodzących osób. - Będzie z nami gadał?
 - Ja już z nim próbowałam rozmawiać i powiedział mi, że on tu rządzi. Jak on tak, to my tak. Nie damy nic zbudować! - mówi wojowniczo pani Ludomiła.
 - W radio burmistrz powiedział, że ani w 2006, ani w 2007 tu chodników nie zrobi. Sama słyszałam – mówi jedna z protestujących kobiet.
 - To jest prawdziwa łapica na dzieci. Dzieci nie będą rowerami po piachu jeździć, tylko po tej drodze! Prosto pod samochody! - oburza się inna.
 - Przecież najpierw byli ludzie, potem samochody – argumentuje kolejna z osób. 
 Padają propozycje, by wyrywać kołki, przecinać rozwinięte sznurki, utrudniać, jak tylko się da.
 - Nie, nie, nie! To pokojowy protest! Nie możemy być wandalami – stwierdza jedna z osób, a reszta przyznaje jej rację.
 Ktoś przynosi drugą flagę, przybywa i ubywa osób. Protestujący spacerują, to stają w cieniu.
 - Czy tu dzisiaj coś będziecie robić? – dopytują pracowników mieszkańcy.
 Chwilę potem na ulicę wtacza się koparka, a za nią ciężarówka.
 - Niech pan tu nie jedzie. Tu nie damy kopać – ostrzegają kierowcę koparki protestujący. - Nie mamy nic do was, ale tej ulicy nie chcemy! 
 Koparka staje. Robotnicy schodzą z drogi. Protestujący przekazują sobie informację, że wykonawca dzwoni do burmistrza.
 - No, to niech przyjedzie! Niech to zobaczy, bo on tego chyba nie widział, że taką decyzję wydał – kiwają głowami.
 Ktoś przynosi taborety dla dwóch najstarszych pań, ktoś przynosi świeżo sparzoną kawę.
 - I co, pozamykają nas? - pyta ktoś i na ulicy rozbrzmiewa śmiech.
 - A pewnie, tylko jak będą nam kajdanki zakładać, to jak Lepper z rączek orzełka zrobić! - radzi ze śmiechem ktoś inny.
 - A czemu nie! Ja tam bym trochę chciała na państwowym wikcie pobyć. W więzieniach lepiej jedzą jak my, bezrobotni – woła kolejna z pań.
 - Czterdzieści osiem lat tu podatki płacę.  Czterdzieści lat prosimy, żeby nam tu chodniki zrobili i teraz drogę dla ciężarówek nam tu budują? A my to co? W błocie i w kurzu? Wyjdzie się z domu i już nogi czarne od tego pyłu. Na wszystkich ulicach ludzie po pańsku po chodnikach chodzą, a my w kurzu i błocie na zmianę.
 - W latach osiemdziesiątych, to nam powiedzieli, że mamy wykonać w czynie społecznym rowy do telefonizacji, to nam chodniki za to zrobią. Nas tu na telefony nie było stać. Kopaliśmy i do dzisiaj chodników nie ma. A teraz takie coś? Co to my jesteśmy! - wspierają się panie popijając kawę.
 Około godziny 12. na Kasprowicza przyjeżdża Maciej Szymczak, komendant Straży Miejskiej w Kościanie z drukiem ustawy z 5 lipca 1990 roku.
 - Chcemy się dogadać z burmistrzem. Od dziewięćdziesiątego ósmego roku obiecuje ulicę – tłumaczy spokojnie pani Ludomiła wprowadzając komendanta w szczegóły sporu, listy, podpisy itd.
 - Ja rozumiem. Byliście państwo na sesji i rada państwa wysłuchała. Droga będzie musiała być kontynuowana... - zaczyna wywód Szymczak. 
 - ...po moim trupie! - krzyczy ktoś. - Burmistrz z nami nie rozmawia. 
 - Ustawa o zgromadzeniach mówi, że żeby to było zgromadzenie, musi być piętnaście osób i musi być zgłoszenie najpóźniej trzy dni przed zgromadzeniem. Musi być przewodniczący zgromadzenia. Kto jest przewodniczącym? - kontynuuje komendant.
 - Ja – mówi stanowczo pani Ludomiła. - Ale przecież to wszyscy wiedzą!
 - Ale proszę spokojnie, ja jestem grzeczny i tylko rozmawiam. Nie przyjechało wielu strażników, tylko ja... – mówi zdenerwowany strażnik. - Czy pani to zgromadzenie gdzieś zgłosiła?
 - No jak to! W gazecie napisali, radio elka to mówiła i na sesji ogłosiłam -  wylicza pani Ludomiła.
 - Ale czy ogłosiła pani, że to będzie w dniu dzisiejszym? - dopytuje strażnik.
 - A skąd ja mogłam wiedzieć, kiedy tu wjadą? Burmistrz to wiedział – tłumaczy się zdumiona pani Ludomiła.
 Szymczak ogłasza, że to nielegalne zgromadzenie.
 - Ja proszę pana mam siedemdziesiąt lat i ciągle się ze mnie głupią tu robi – mówi pani Ludomiła.
  - Zasady, to zasady – Szymczak rozkłada ręce.
 - To to nie jest zgromadzenie, a protest – licytują się terminologicznie mieszkańcy.
 - Czyli blokada! – obwieszcza Szymczak i znów czyta ustawę, że za zajęcie pasa ruchu drogowego grozi...
 - To jest pokojowy protest. To nie zgromadzenie, ani blokada. My tu nikomu krzywdy nie robimy, niczego nie zajmujemy, tylko chcemy, żeby nas burmistrz wysłuchał, a on przysyła na nas straż. Nie zgadzamy się na budowę takiej drogi  – próbuje uspokoić strażnika starsza pani w żółtej bluzce.
 - Prawo, jest prawo – ciągnie dalej Szymczak. 
 - Zrozum nas pan – mówi już błagalnie  pani Ludomiła.
 Nadjeżdża policyjny radiowóz i dyskusja na temat racji znów się powtarza. Ktoś przynosi miarę  i wytycza trzy i pół metra jezdni.
 - Tu będzie droga, a dalej co? - dopytuje policjant.
 - No  nic – krzyczą chórem mieszkańcy Kasprowicza.
 - Nic? To tu nie będzie chodnika?  – dziwi się policja.  
 - No właśnie! - potakują mieszkańcy.
 Policjanci przekonują, że mieszkańcy działają bezprawnie. Po kilku minutach rozmowy udaje im się przekonać protestujących, do rozejścia się do domów. Obiecują zająć się sprawą. Koparka odjeżdża.
 - Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, jeśli tę drogę skończą, napiszemy wystąpienie i zobaczymy, co będzie dalej – proponuje starszy aspirant Jarosław Przybyłowicz.
 Komendant Szymczak spisał 13 nazwisk protestujących mieszkańców i razem z policjantami obiecał przygotować notatkę służbową.
 - Rozchodzimy się, ale będziemy mieli oko na ulicę. Jak tylko coś zaczną, ruszymy – deklarują uspokojeni mieszkańcy.
 Tymczasem po ulicy ze smutną miną spacerował samotnie  wykonawca inwestycji, Jacek Kubiak, który zobowiązany jest zbudować kładkę do 10 lipca.
 - Każda minuta jest dla nas na wagę złota – wyjaśniał ,,GK’’.
ALICJA MUENZBERG
Od redakcji. Burmistrz zadeklarował na początku swej kadencji, że drogi gruntowe w mieście znikną do końca 2004 roku.  W Kościanie jest około 20 kilometrów takich dróg.
 

Z ostatniej chwili.
 Mieszkańcy ulicy Kasprowicza tuż przed oddaniem tego numeru do druku zakończyli blokadę budowy jezdni. W rolę mediatora wcielili się członkowie Rady Osiedla Wolności. Rozmawiali z mieszkańcami i z burmistrzem, i doprowadzili do ugody.
 - Nie chcemy, żeby miasto płaciło jakieś kary za to, że nie damy budować. To w końcu nie z burmistrza, ale naszych pieniędzy będzie płacone. Będą się starać o chodniki  – mówi  pani Ludomiła.
 Mieszkańcy chcą mieć w tym roku chodnik choćby po jednej stronie jezdni. 
 
GK nr 27/2005
Już głosowałeś!

Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.142.199.138

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.